"Zielony" populizm niszczy Niemcy. Amerykański analityk: zmierzają do statusu drugiego świata
Niemcy zaczynają zbierać żniwo szaleńczej polityki wymuszanej przez "zielonych" populistów. Tym żniwem jest deindustrializacja i brak konkurencyjności - alarmuje Thomas O'Donnell, amerykański ekspert ds. energetyki z think tanku Wilson Center, mieszkający i wykładający w Berlinie.
2023-08-31, 10:59
- Niemieckie związki przemysłowe są słusznie zaniepokojone brakiem konkurencyjności i deindustrializacją swojego kraju. Potwierdzają to twarde dane. Jednak, szczerze mówiąc, niemiecki przemysł i biznes nic nie zrobiły, żeby temu zapobiec. Kilka lat temu niemiecka elita gospodarcza całkowicie zrezygnowała z walki o realistyczną politykę klimatyczno-energetyczną po tym, gdy przegrała walkę polityczną z zielonymi" populistami - komentuje Thomas O'Donnell.
Spektakularne samobójstwo
- Warto też zauważyć, że przemysł i biznes był od lat zdradzany przez dwie najważniejsze partie (chadecką CDU/CSU i socjaldemokratyczną SPD), które godziły się na kolejne kompromisy z fundamentalistami, domagającymi się przejścia na 100 proc. energii ze źródeł odnawialnych i rezygnację z atomu. Widząc co się dzieje, wszystkie duże niemieckie firmy i wiele firm średnich stwierdziło, że bardziej się opłaca wziąć wszelkie "proekologiczne" dotacje rozdawane przez państwo i trzymać gębę na kłódkę, żeby przypadkiem nie stać się celem ataku "zielonych" populistów - podkreśla amerykański ekspert.
- Było to spektakularne samobójstwo. Tak samo, jak myślenie magiczne Zielonych o potencjale energii odnawialnej oraz o gazie, jako przejściowym źródle energii, dostarczanym przez "wiarygodnego partnera" - Rosję. Państwa członkowskie na wschodzie UE - zwłaszcza Polska - i USA ostrzegały, czym to się może skończyć. Dziś sytuacja jest tak poważna, że nie ma już łatwego rozwiązania - ubolewa, postulując przede wszystkim metodyczne, naukowe demaskowanie "zielonego" populizmu, jako technologicznej i ekonomicznej mrzonki.
Establishmentowe partie
- Kluczowa jest reforma Energiewende (program niemieckiej transformacji energetycznej), tak, by obejmowała budowę kilkudziesięciu dużych elektrowni jądrowych generacji 3+ i małych elektrowni SMR oraz zamrożenie dalszych inwestycji w wiatraki i fotowoltaikę. Nie ma innej drogi dla UE i dla Niemiec - ocenia Thomas O'Donnell.
REKLAMA
- Chyba, że biznes zechce uznać i pobłogosławić ideologię postwzrostu (degrowth), jak robią to nie tylko Zieloni, ale też wielu członków SPD i CDU i cieszyć się, że żyją w kraju zmierzającym do statusu drugiego świata. Brzmi ekstremalnie? Ale z tym właśnie mamy w Niemczech do czynienia - przekonuje amerykański analityk.
Wskazuje też, że RFN cierpi na rodzaj politycznej choroby Alzheimera, ponieważ wszystkie "mieszczańskie", establishmentowe partie boją się otwarcie podejmować kwestię fiaska polityki energetycznej.
Logiczny efekt kapitulacji
- Jakie są polityczne skutki? Większość zwykłych ludzi, konsumentów ma dość wysokich rachunków za energię, arbitralnych nakazów oszczędzania oraz ekstremistów "klimatycznych", którzy bezkarnie blokują ulice i atakują kierowców. Trudno im się dziwić, że zaczynają życzliwiej spoglądać na prawicowo-populistyczną AfD, która w sondażach wyprzedziła nie tylko Zielonych i liberałów, ale nawet rządzącą SPD i zajmuje drugie miejsce po CDU/CSU - mów ekspert.
- To logiczny efekt kapitulacji partii głównego nurtu i biznesu przed niemożliwymi do realizacji programami "zielonych" fundamentalistów. Prawica ma bardzo łatwe zadanie: codziennie w Bundestagu wyśmiewa i obnaża oczywistą porażkę polityki energetycznej, podczas gdy cała reszta boi się to robić - konkluduje Thomas O'Donnell.
REKLAMA
PR24.pl, IAR, PAP, DoS
REKLAMA