Czy lokalne linie kolejowe wrócą do łask?

Opuszczone budynki stacyjne straszą. Gminy nie mogą ich przejąć. A przydałyby się choćby na mieszkania socjalne.

2015-11-08, 19:20

Czy lokalne linie kolejowe wrócą do łask?
Kiedy skończyły się państwowe dotacje, szybko wyszło na jaw, że na wielu liniach kolejowych koszty znacznie przewyższają przychody

Beata Szydło, kandydatka Prawa i Sprawiedliwości na premiera, jedno ze swoich wyborczych wystąpień miała na opuszczonej linii kolejowej ze zrujnowanym budynkiem dworca w tle. Zapowiedziała, że pod jej rządami lokalne połączenia kolejowe zostaną przywrócone. Dobrze by było. Mieszkańcy małych miejscowości odczuwają bowiem dotkliwie to, że nie mogą łatwo i wygodnie przemieszczać się do pobliskich miast, gdzie mogliby uczęszczać do szkół, załatwiać sprawy w urzędach i pracować.

W krzakach i chwastach

Od początku transformacji ustrojowej zlikwidowano w Polsce 72 linie kolejowe. Powód był jeden – nieopłacalność. Niektóre z tras zamieniono na drogi albo ścieżki rowerowe. Większość jednak została opuszczona, rozkradziona, a budynki stacyjne zdewastowane. Takie linie toną w krzakach i chwastach.

Dlaczego tak się stało? W PRL koleje przewoziły jedną trzecią Polaków, którzy przemieszczali się po kraju. Obecnie jest to zaledwie 5 proc. Wpływ na to miał zapewne rozwój komunikacji samochodowej. Nie ulega jednak wątpliwości, że PKP zlekceważyły zagrożenie ze strony konkurencji. Na lokalnych liniach jeździły zestawy wagonów ciągnione przez wielkie lokomotywy. To się nie mogło opłacać.

Przegapiono okazję wymiany taboru na niewielkie szynobusy, które zużywają znacznie mniej paliwa niż lokomotywy. Dopiero ostatnio przewoźnicy inwestują w te pojazdy. Jest ich obecnie w Polsce trochę ponad 200. Gdyby PKP na początku lat dziewięćdziesiątych dysponowały tyloma szynobusami jak dziś, kto wie, czy historia transportu kolejowego w Polsce nie potoczyłaby się zupełnie inaczej.

Błędne koło

Kiedy skończyły się państwowe dotacje, szybko wyszło na jaw, że na wielu liniach kolejowych koszty znacznie przewyższają przychody. Swoje zrobiło też załamanie gospodarcze i wynikająca z niego likwidacja miejsc pracy, do której w związku z tym wiele osób przestało dojeżdżać. Nie było potrzeby uruchamiać pociągów, więc rozpoczęto cięcia siatki połączeń. To oczywiście powodowało dalszy spadek przychodów i konieczność dalszych cięć.

To błędne koło ćwiczymy na polskiej kolei do dzisiaj. Widać przy tym, że liczba pasażerów spada wolniej niż liczba pracowników. Obecnie spółka Przewozy Regionalne wykonuje trzykrotnie mniej przewozów osobowych na jednego zatrudnionego niż koleje w Europie Zachodniej. To powoduje, że te same koszty stałe rozpisują się na coraz mniejszą liczbę kilometrów i pasażerów, w rezultacie czego wynik finansowy jest coraz gorszy.

Z początkiem 2009 roku udziały w spółce PKP Przewozy Regionalne rozdzielono między marszałków 16 województw. Ale ze spółki wyłączono tzw. Oddział Przewozów Międzywojewódzkich. Miał to być sposób na wyłuskanie z PKP PR konfitur w postaci bardziej dochodowego segmentu i podrzucenie marszałkom całego balastu.

Samorządowcy, czując się pokrzywdzeni zabraniem połączeń pospiesznych, z których zyski dotąd dotowały połączenia regionalne, uruchomili własne połączenia dalekobieżne – interRegio – co stworzyło konkurencję dla Intercity i wywołało jego gorący sprzeciw.

Chcemy na tory

Mieszkańcy Więcborka od lat pytają radnych i władze miejskie, co dotychczas zrobiły dla uruchomienia nieczynnych linii kolejowych w mieście i gminie.

Postanowiono powołać społeczny komitet dla uruchomienia przewozów pasażerskich na liniach Chojnice – Więcbork – Nakło oraz Złotów – Więcbork – Świecie. Jego założyciele uważają, że władze celowo zniszczyły linie PKP, bo miały urojenia o obwodnicy drogowej po torach.

– Popieramy inicjatywę przywrócenia ruchu kolejowego na zlikwidowanych liniach – powiedział Jacek Masztakowski, wiceburmistrz Więcborka. – Wystosowaliśmy w tej sprawie pismo do marszałka województwa. Otrzymaliśmy jednak odpowiedź, że na razie nie ma pieniędzy.

– Z podobnym pismem chce wystąpić konwent burmistrzów. Być może ktoś mógłby przejąć te linie i je wykorzystać do celów biznesowych. PKP jednak nie chcą przekazywać swego majątku w inne ręce. Od lat staramy się przejąć opuszczone budynki stacyjne, które straszą swoim wyglądem, żeby je wyremontować i stworzyć w nich mieszkania socjalne. Kolej się na to nie zgadza.

Pewne nadzieje wiążemy z nową perspektywą unijną, w której są zapisane środki na transport. Może część z nich będzie można przeznaczyć na rewitalizację lokalnych linii kolejowych.

Władzom samorządowym na Dolnym Śląsku udało się natomiast uratować Kolej Bystrzycką. Gdy w 2014 roku PKP ogłosiły jej rozbiórkę, 22 gminy aglomeracji wałbrzyskiej postanowiły przekazać wszystkie środki przeznaczone na transport na jej remont. Po torach ma jeździć szynobus.

– Pociągi znów mogą integrować lokalne społeczności – powiedział prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej. – W naszym przypadku będą łączyć okoliczne miejscowości ze strefami ekonomicznymi.

Rowerem po szynach

Ostatni pociąg pasażerski przejechał linią kolejową z Trzebini do Wadowic 13 lat temu. Obecnie na torach rośnie trawa i drzewa, ale wkrótce mogą pojawić się na nich również specjalne rowerowe drezyny.

Miłośnicy kolei z Regulic koło Chrzanowa chcą w ten sposób wykorzystać niszczejącą infrastrukturę kolejową. Kolejarze popierają pomysł, a zapaleńcy już szykują się do uruchomienia przejażdżek na pięciokilometrowym odcinku torów w okolicach Alwerni.

– Nie ma tutaj prac, które nas przerażają – powiedział Grzegorz Pater ze Stowarzyszenia Przyjaciół Regulic i Nieporazu. – Będziemy starali się wyczyścić teren i odnowić malowniczą trasę.

Pomysł popiera burmistrz Alwerni Tomasz Siemek. – Fantastyczna sprawa – powiedział. – Drezyny rowerowe na tak pięknym szlaku z pewnością zachęcą turystów.

Polskie Linie Kolejowe najlepiej zrobiłyby, gdyby nieczynne torowiska sprzedały za niewygórowaną cenę z zapisanym w umowie obowiązkiem ich zagospodarowania, albo oddały organizacjom społecznym, które mają dobre pomysły, jak je wykorzystać. Szyny by nie rdzewiały, dworce nie straszyły i jeszcze ktoś by na tym zyskał.

Włodzimierz Kaleta

Polecane

Wróć do strony głównej