El. ME siatkarzy: Winiarski - chcemy następnych trzech zwycięstw [WYWIAD]

Od piątku polscy siatkarze będą walczyć o awans do mistrzostw Europy 2015 w drugim turnieju eliminacyjnym w Lublanie. Kapitanowi polskiej kadry Michałowi Winiarskiemu zależy zwłaszcza na szybkiej wygranej w sobotę.

2014-05-22, 12:16

El. ME siatkarzy: Winiarski - chcemy następnych trzech zwycięstw [WYWIAD]
Michał Winiarski podczas meczu Polska - Argentyna. Foto: fot.pzps

Po bardzo dobrych występach w ubiegły weekend nastroje wśród polskich siatkarzy są bardzo dobre. Polscy zawodnicy są przekonani, że w najbliższych meczach stać ich na kolejny komplet zwycięstw.

Polska Agencja Prasowa: Na koncie macie już trzy zwycięstwa z pierwszego turnieju we Wrocławiu. Słowenia, Łotwa i Macedonia to nie są rywale z najwyższej półki. Z jakim zatem nastawieniem zagracie w Lublanie?
Michał Winiarski: Zależy nam na tym, by zagrać trzy dobre spotkania i odnieść trzy zwycięstwa. To przypieczętuje nasz awans na mistrzostwa Europy, a właśnie takie jest nasze założenie. Zdajemy sobie sprawę, że decydujący będzie pierwszy, piątkowy mecz ze Słowenią. Zwycięstwo znacznie ułatwiłoby dalsze granie. Byłoby spokojniej. To jednak rywal, który z dobrymi przeciwnikami gra znacznie lepiej. Spodziewam się zatem trudnego spotkania.
PAP: Już w piątek możecie zapewnić sobie awans. Później jednak czekają was jeszcze pojedynki z Łotwą i Macedonią. Jak się na takie mecze zmobilizować?
M.W.: Jak już wspomniałem, kluczowy będzie piątek. Jeśli wygramy, to później trener Stephane Antiga może pozmieniać trochę skład i spróbować innych ustawień. Te mecze nie będą się bowiem liczyć. Z drugiej strony jednak cały czas gramy oficjalne spotkania reprezentacji, a do tych zawsze trzeba podchodzić poważnie, z maksymalną koncentracją. Nie można sobie pozwolić na lekceważenie kogokolwiek.
PAP: W Słowenii nie będzie Michała Kubiaka, który złamał dwa palce u ręki i czeka go sześciotygodniowa przerwa. To spore osłabienie?
M.W.: Na pewno była to bardzo nieszczęśliwa sytuacja. Mam nadzieję, że jak najszybciej wróci do zdrowia i do nas znowu dołączy. My musimy grać jednak dalej, tak czasami bywa.
PAP: Nie macie czasu na treningi. Spotkaliście się praktycznie od razu po zakończeniu rozgrywek klubowych, parę dni później zaczęły się eliminacje do ME, a jak te skończycie, czeka Was już wylot do Brazylii na pierwsze mecze Ligi Światowej. Łatwiej dochodzi się do formy ciągle grając, czy jednak lepiej byłoby trochę potrenować?
M.W.: Na pewno fajniej byłoby mieć czas na treningi. Przede wszystkim mielibyśmy czas się wzmocnić na siłowni i kondycyjnie. Tak naprawdę nie mieliśmy możliwości nad tym popracować. Bazujemy cały czas na tym, co wypracowaliśmy w sezonie klubowym. Podtrzymujemy to poprzez spotkania, ale nie ukrywam, że przydałby się taki miesiąc spokojnych ćwiczeń. Takiego komfortu jednak nie mamy.
PAP: Jakim trenerem jest Antiga. To przecież pana niedawny kolega z boiska. Jak się do niego zwracacie, jak się dogadujecie?
M.W.: Z obcokrajowcami jest całkowicie inaczej. Już wcześniej Daniel Castellani, Andrea Anastasi czy nawet Raul Lozano wpoili nam, żeby mówić do nich po imieniu. Myślę, że to bardzo fajna rzecz. To zbliża, a mimo wszystko czuje się dystans. Tak samo jest ze Stephane'em. On jest teraz naszym trenerem i jakiś dystans między nami wyrósł. Role są znane i podzielone. Oczywiście czasami, jak gdzieś sobie usiądziemy z boku, prywatnie, można sobie pozwolić na żarty, ale prawda jest taka, że diametralnie zmienił się punkt patrzenia - i nas, i szkoleniowca. To, że się z nim grało niedawno w jednej drużynie, nie ma żadnego znaczenia.
PAP: Pierwszy turniej eliminacyjny ME we Wrocławiu pokazał, jak ważny w drużynie jest będący w formie atakujący. Czy właśnie Mariusz Wlazły był tym brakującym ogniwem w polskim zespole?
M.W.: To oczywiście trudno ocenić, ale prawda jest taka, że Mariusz w takiej dyspozycji jest wzmocnieniem dla każdej reprezentacji. Miejmy nadzieję, że utrzyma formę jak najdłużej. Mając w zespole człowieka, który zagrywką potrafi ustawić spotkanie, zyskuje się duży handicap.
PAP: Jest pan kibicem piłki nożnej? Będzie pan trzymał kciuki w finale Ligi Mistrzów za sukces Realu czy Atletico Madryt?
M.W.: Oczywiście, że Realu. Mam nadzieję, że nasz sobotni mecz, który zaczyna się o 19.00 skończymy szybko, żeby jeszcze zdążyć na finał Ligi Mistrzów. Od lat kibicuję "Królewskim", z kolei od czterech planuję pojechać na Santiago Bernabeu na jakieś spotkanie. Niestety, gdy mam taką możliwość, to najczęściej w Hiszpanii jest już po sezonie. Czekam jednak na taki moment.

ps

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej