Puchar Polski: Lech Poznań przerwał piękny sen Błękitnych
Lech Poznań i Legia Warszawa zagrają w finale piłkarskiego Pucharu Polski. W czwartek poznaniacy odrobili stratę z pierwszego meczu z rewelacją rozgrywek, drużyną Błękitnych Stargard i wygrali 5:1. Występujący w 2. lidze zespół świetnie wykorzystał swoje pięć minut.
2015-04-10, 13:59
Posłuchaj
Wicelider ekstraklasy przerwał piękny sen pucharowy drużyny ze Stargardu i uniknął jednej z największych kompromitacji w historii klubu. W Poznaniu sensacja jednak długo wisiała w powietrzu. Lech odrobił straty z pierwszego meczu w regulaminowym czasie gry, ale ostateczne rozstrzygnięcie przyniosła dopiero dogrywka, w której "Kolejorz" strzelił dwie bramki i zapewnił sobie awans do wielkiego finału w Warszawie.
>>>Lech Poznań zagra z Legią w finale Pucharu Polski<<<
Siódmy obecnie zespół drugiej ligi musiał radził sobie w osłabieniu od 28. minuty, kiedy z boiska za drugą żółtą kartkę wyleciał Łukasz Kosakiewicz. Po upomnieniach nie obyło się bez kontrowersji, widać jednak było, że piłkarz Błękitnych był od początku meczu przemotywowany - wejście, które zaważyło o tym, ze wyleciał z boiska, miało miejsce blisko środka boiska i w ogóle nie powinno do niego dojść. Zawodnik dał sędziemu Gilowi solidne podstawy, by zostać ukaranym i w efekcie osłabił swój zespół.
Mimo gry z przewagą jednego zawodnika, Lech długo nie mógł zdobyć bramki, która zapewniłaby mu chociaż dogrywkę. Upragnionego gola zdobył w 74. minucie Dawid Kownacki. W dodatkowym czasie gry wszystko potoczyło się już zgodnie z planem.
REKLAMA
Krzysztof Kapuściński, trener Błękitnych Stargard, przyznał, że czerwona kartka dla Kosakiewicza zadecydowała o tym, kto zagra w finale Pucharu Polski.
- Mecz ułożył się tak, jak sobie wymarzyliśmy. Plan był taki, by przetrwać pierwsze minuty i strzelić bramkę. I to udało się zrealizować. Gdybyśmy grali 11 na 11 przez całe spotkanie, to w finale byliby Błękitni. Nie chcę jednak odnosić się do tej sytuacji, w której nasz zawodnik otrzymał czerwoną kartkę. Nie wiem czy był faul, czy go nie było, obejrzę na powtórce. Po czerwonej kartce widziałem trochę załamania w zespole, dostaliśmy przed przerwą te dwie bramki, ale w szatni udało nam się odbudować morale - mówił po zakończonym spotkaniu.
Mało kto dawał Błękitnym szansę na to, by przedłużyli swój piękny sen i znaleźli się w finale rozgrywek. Trener Kapuściński podkreślał jednak, że jest dumny ze swoich piłkarzy.
- Wiedziałem jednak, że będzie bardzo ciężko, Lech jest bardzo mocny u siebie. Jestem pełen uznania dla moich zawodników, wierzyłem w nich do końca. Zostawili wiele serca i kawał zdrowia na boisku. Dla mnie są to gladiatorzy i jestem dumny, że mogę pracować z takimi ludźmi; dla mnie są bohaterami. Pokazaliśmy dzisiaj też nasze duże umiejętności piłkarskie. Wygrała drużyna lepsza, ale cieszę się, że daliśmy ludziom wiele radości - przyznał szkoleniowiec Błękitnych.
REKLAMA
Źródło: Agencja TVN/x-news
Maciej Skorża, trener Lecha Poznań, wierzył w to, że straty z pierwszego spotkania są możliwe do odrobienia. Mówił o tym od razu po porażce w Stargardzie. Rewanż nie toczył się jednak zgodnie z oczekiwaniami jego i kibiców.
- Zaczęliśmy dobrze, stworzyliśmy w pierwszych minutach kilka groźnych akcji i wydawało się, że ta bramka dla nas wisi w powietrzu. Tymczasem wystarczył moment niefrasobliwości w obronie i skomplikowaliśmy sobie jeszcze mocniej sytuację, choć już przed meczem była ona bardzo trudna. Dobrze, że udało nam się w miarę szybko strzelić gole przed przerwą.
Skorża mówił, że w drugiej połowie w grze "Kolejorza" było za dużo chaosu i nerwów. Zaznaczył też, że Lechowi bardzo ułatwił grę fakt, że rywale grali w dziesiątkę. Po meczu pogratulował Błękitnym i przyznał, że będzie im kibicował.
REKLAMA
- Nie ma wątpliwości, że gdyby Lech nie dotarł do finału, byłaby to ogromna porażka i rozczarowanie. Nawet nie zakładałem żadnych scenariuszy, co mogło by się wydarzyć. Cały Poznań wstrzymał oddech po stracie gola, cieszę się jednak, że udało nam się odwrócić losy meczu. Puchary rządzą się swoją specyfiką i wystarczy spojrzeć na inne kraje. Co zrobiła trzecioligowa Arminia Bielefeld? Po rzutach karnych wyeliminowała Borussię Moenchengladbach - mówił Skorża.
Mimo, że nie udało się awansować do finału, Błękitni mogą czuć się zwycięzcami tegorocznych rozgrywek. Trzecioligowiec doszedł aż do półfinału, pokonując wyżej notowane zespoły, pokazując przy tym naprawdę atrakcyjną piłkę. Dał sygnał zespołom z Ekstraklasy, że nie należy lekceważyć rywali. Pasja, determinacja, wola walki i zaangażowanie rekompensowały wszystkie piłkarskie braki, wystarczyły m.in. do tego, by wyeliminować faworyzowaną Cracovię.
To koniec balu dla kopciuszka, który jednak pozostawi po sobie jak najlepsze wspomnienia.
REKLAMA
Źródło: Agencja TVN/x-news
Drużyna ze Stargardu być może pojawi się na finale, jednak już w roli kibiców. Drugoligowiec został zaproszony przez szefa PZPN do Warszawy, a Boniek ma nawet pomóc w przełożeniu ich meczu ligowego.
- To prawda, rozmawialiśmy ze Zbigniewem Bońkiem i otrzymaliśmy zaproszenie, a prezesowi się nie odmawia. Dla mnie to może być jedyna szansa, aby pojawić się na Stadionie Narodowym w roli gościa, bo raczej wybitnym reprezentantem już nie zostanę. Będę skłaniał się ku temu, aby pojechać na ten finał - podkreślił 37-letni Gajda.
Piłkarze Błękitnych w trakcie rozgrywek pokazali na boisku, że są prawdziwymi profesjonalistami. Obrońca Ariel Wawszczyk przyznał, że łatka "półamatorów" została przypięta im niesłusznie.
REKLAMA
- Tak naprawdę tylko trzech zawodników z podstawowej jedenastki oprócz gry w piłkę pracuje. Pozostali są profesjonalistami, trenujemy jak zawodnicy w ekstraklasie. Druga liga też nie jest amatorska, ale ogólnopolska i naprawdę nie grają tam przypadkowi ludzie - zaznaczył Wawszczyk, któremu marzy się też awans sportowy.
- Paru z nas jest jeszcze młodych. Mamy szansę i chyba też zasługujemy, aby zagrać gdzieś "wyżej" - dodał 23-latek.
ps, PolskieRadio.pl, PAP
REKLAMA