Puchar Polski: dwa oblicza Legii Warszawa w finale. "Drużyna zdołała się podnieść"

Legia Warszawa w sobotę sięgnęła po 17. w historii klubu Puchar Polski. W meczu z Lechem Poznań piłkarze mistrza kraju rozkręcali się powoli - w pierwszej połowie to Lech dominował, w drugiej Legia pokazała drugie oblicze. "Kolejorz" musi żałować niewykorzystanych sytuacji.

2015-05-02, 22:20

Puchar Polski: dwa oblicza Legii Warszawa w finale. "Drużyna zdołała się podnieść"

Posłuchaj

Andrzej Janisz i Tomasz Kowalczyk komentują drugą połowę meczu finałowego Pucharu Polski Lech Poznań - Legia Warszawa (Jedynka)
+
Dodaj do playlisty

Siedemnasty triumf Legii Warszawa w Pucharze Polski przyniósł rozegrany na Stadionie Narodowym 61. w historii finał piłkarskiego Pucharu Polski. Stołeczny zespół pokonał Lecha Poznań 2:1 po dobrym widowisku, w którym nie zabrakło bramek, emocji i zwrotów akcji.

>>>Puchar Polski: Jodłowiec i Saganowski dali Legii wygraną w finale. Lech zmarnował okazje<<<

Legia jest najbardziej utytułowaną drużyną rozgrywek. Kolejne miejsca w tym zestawieniu zajmują Górnik Zabrze, który sięgnął po Puchar Polski sześć razy oraz Lech - pięć.

Pojedynek na oprawy

Przed meczem to zespół z Warszawy wydawał się faworytem, jednak było wiadomo, że Lech wysoko postawi poprzeczkę.

REKLAMA

Oba kluby otrzymały dla swoich fanów po 10 tysięcy biletów, a w wolnej sprzedaży było 20 tys. wejściówek na tzw. sektory neutralne. Sporą część na tych miejscach stanowili fani stołecznej drużyny.

"Puchar Polski 2015. Idziemy po swoje" - koszulki z takim napisem założyło w sobotę wielu sympatyków Legii.

Spotkanie zabezpieczała rekordowa liczba ponad 1,4 tys. ochroniarzy, a porządku wokół stadionu i na mieście pilnowało łącznie kilka tysięcy policjantów. Mecze Legii i Lecha budzą wielkie emocje nie tylko na boisku, dlatego też władze Warszawy chciały zachować szczególną ostrożność.

Kibice Lecha przyjechali do stolicy ośmioma pociągami. Na trybunach wspierali ich zaprzyjaźnieni fani innych klubów, m.in. Arki Gdynia, Cracovii i KSZO Ostrowiec.

Oprawa spotkania była imponująca, Stadion Narodowy wypełnił się w sumie ponad 45 tysiącami kibiców obu drużyn, którzy zadbali o to, by pokazać swoją obecność i podkreślić stawkę, o którą na boisku walczyli piłkarze. 

REKLAMA

Tak na trybunach prezentowali się fani Legii:

A kibice "Kolejorza" odpowiedzieli w następujący sposób:

Ten mecz był bardzo ważny dla polskiej piłki także z innego powodu - problemy z kibicami na stadionach były w ubiegłych latach prawdziwą zmorą klubów. Finał na Stadionie Narodowym pokazał, że można sprawnie i bezpiecznie zorganizować tak duże wydarzenie z udziałem dwóch klubów, których fani w przeszłości dopuszczali się wielu wyskoków.

Oczywiście z ostateczną oceną należy się jednak wstrzymać, jednak w trakcie spotkania obyło się bez większych incydentów, a kibice obu drużyn pokazali, że można

REKLAMA

Dwa oblicza Legii Warszawa

Początkowo piłkarze mieli duże problemy z tym, by stanąć na wysokości zadania i dorównać kibicom. Szybko jednak dało się zauważyć, że Lech Poznań z każdą minutą osiągał coraz większą przewagę. Piłkarze Macieja Skorży agresywnie atakowali przeciwników, rozgrywali piłkę z większą dokładnością i lepiej radzili sobie ze sprawiającą problemy murawą. To właśnie to stanu nawierzchni na Stadionie Narodowym można było mieć najwięcej zastrzeżeń.

Lech stwarzał sobie sytuacje, ale na wysokości zadanie stawał Dusan Kuciak, który bronił bramki zespołu mistrza Polski. W 20. minucie nie miał jednak nic do powiedzenia - po dośrodkowaniu w pole karne poznaniacy objęli prowadzenie po samobójczym uderzeniu reprezentanta Polski Tomasza Jodłowca, który praktycznie plecami skierował piłkę do własnej bramki.

Chwilę później Lech mógł prowadzić już 2:0, jednak napastnik "Kolejorza" Zaur Sadajew w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z Kuciakiem. Fani Legii nie spodziewali się takiego obrotu sytuacji i mogli czuć zaniepokojnenie. Boisko szybko opuścił Brazylijczyk Guilherme, ale to nie przyniosło poprawy gry zespołu trenera Henninga Berga.

W 30. minucie po rzucie rożnym Legii udało się wyrównać. Kolejne trafienie, ale tym razem do właściwej bramki, zaliczył Jodłowiec. Po nim gra nieco się wyrównała, obie drużyny stworzyły jeszcze po jednej dogodnej sytuacji, jednak do przerwy utrzymał się remis. Remis ze wskazaniem na Lecha, który wyraźnie prowadził we wszystkich statystykach.

Było jasne, że Henning Berg musi zrobić coś, by Legia podniosła się po nieudanej pierwszej połowie. Wynik nie był dramatyczny, ale gra pozostawiała wiele do życzenia. Można powiedzieć, że norweskiemu trenerowi udało się osiągnąć zamierzony efekt.

REKLAMA

Na drugą część gry wyszła zupełnie inna Legia, grająca bardziej dynamicznie, stwarzająca więcej sytuacji, prowadząca grę.

W 55. minucie piłkarze z Warszawy objęli prowadzenie za sprawą Marka Saganowskiego. Po strzale Tomasza Brzyskiego obrońcy Lecha minęli się z piłką, co wykorzystał stojący blisko bramki doświadczony napastnik. Wcześniej nie rozgywał najlepszego spotkania i bardzo możliwe, że gdyby do gry był zdolny Orlando Sa (Portugalczyk doznał urazu i nie znalazł się w kadrze na finał), to on dostałby od Berga szansę.

Źródło: Foto Olimpik/x-news

Legia miała wynik i umiejętnie zwalniała tempo meczu. Przeciwnicy sprawiali wrażenie zmęczonych i pozbawionych wiary w to, że uda się odrobić straty. Nie miała do tego praktycznie żadnych dogodnych sytuacji, Legia w pełni kontrolowała wydarzenia na boisku. Od 88. minuty poznaniacy musieli grać w dziesiątkę, po drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartce dla Douglasa.

Do końca wynik już nie uległ zmianie i warszawski zespół mógł zacząć świętować pierwszy w tym roku sukces.

REKLAMA

Fani stołecznej drużyny swoją radość zaczęli jeszcze pod koniec meczu, wywieszając wielkie transparenty i odpalając race.

"Puchar jest nasz, ten puchar do nas należy" - zaśpiewali po końcowym gwizdku.

Na liście zdobywców trofeum znajduje się 21 klubów. Ostatnim, który trafił na nią, był przed rokiem Zawisza Bydgoszcz.

Następny cel - obrona tytułu

Po meczu radości nie krył trener Henning Berga

REKLAMA

- Wspaniale jest zdobyć puchar. Mieliśmy świetną otoczkę tego meczu, spotkały się dwa najlepsze zespoły w kraju. Stadion prezentował się wspaniale, lepiej niż murawa, ale nie ma co narzekać, zdołaliśmy odnieść zwycięstwo. Graliśmy niezbyt dobrze w pierwszej połowie i bardzo dobrze po przerwie. Jestem dumny z drużyny. Pokazała, że nigdy się nie poddaje. Przegrywała 0:1, ale zdołała się podnieść, pokazując odpowiednią jakość. Szkoda kontuzji Orlando Sa, ale Marek Saganowski spisał się świetnie, strzelił zwycięską bramkę. Jestem bardzo szczęśliwy z tego sukcesu, to wspaniały wieczór dla naszego klubu. Teraz czas na świętowanie, a od poniedziałku zaczynamy przygotowania do kolejnego meczu - powiedział Norweg.

Legia wygrała walkę o Puchar Polski, ale batalia o tytuł mistrza kraju toczy się dalej i wchodzi w decydującą fazę.

- Nie wiem, czy teraz będziemy mieli przewagę psychologiczną nad Lechem w ostatniej części rozgrywek o mistrzostwo Polski. Oczywiście naszym celem jest wywalczenie tytułu. Jesteśmy w dobrej sytuacji, prowadzimy w tabeli po 30 kolejkach. Czeka nas mecz z Lechem u siebie i inne wielkie spotkania. Zrobimy wszystko, aby wygrać również ligę. Nie mogę się już doczekać rywalizacji w dodatkowej części Ekstraklasy - dodał Berg. 

Lech okazję do rewanżu będzie miał już w najbliższej kolejce. Piłkarze Macieja Skorży po raz kolejny przyjadą do Warszawy, by zagrać pierwszy mecz grupy mistrzowskiej. Jeśli przegrają, ich szanse na tytuł poważnie zmaleją.

REKLAMA

A przewaga psychologiczna na pewno będzie po stronie ekipy Henninga Berga, chociaż trener podchodzi do tego z rezerwą.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej