NBA: kolejny horror w Chicago. LeBron James pogrążył "Byki" ostatnim rzutem
Koszykarze Cleveland Cavaliers wyrównali stan rywalizacji w półfinale Konferencji Wschodniej z Chicago Bulls. "Kawalerzyści" wygrali w United Center 86:84, a decydujące punkty równo z końcową syreną zdobył LeBron James. Blisko awansu do finału Konferencji Zachodniej jest za to drużyna Los Angeles Clippers.
2015-05-11, 16:34
W meczu numer cztery rywalizacji "Byków" z Cavaliers niemal powtórzyła się sytuacja z poprzedniego spotkania. Wtedy Chicago objęło prowadzenie w serii po tym, jak przy wyniku 96:96 rzutem z ośmiu metrów, równo z końcową syreną trafił Derrick Rose.
- Nie można mieć do nikogo pretensji. Nikt nie popełnił błędu. To było trafienie z cyklu tych "niewykonalnych". A jednak wpadło. Czapki z głów przed strzelcem i tyle - mówił wtedy LeBron James, zapewne nie wiedząc, że 36 godzin później to on zostanie bohaterem.
REKLAMA
W niedzielne starciu obie ekipy grały zrywami. Po dość wyrównanej pierwszej kwarcie, w drugiej gospodarze zdołali uzyskać 8-punktową przewagę (37:29), po to by chwilę później ją roztrwonić (37:45). Do przerwy James i spółka prowadzili czterema punktami (45:49).
Bulls nie potrafili doprowadzić do szczęśliwego zakończenia meczu, choć w pewnym momencie trzeciej odsłony mieli nawet 11 punktów więcej (68:57). W kwarcie zamknięcia to jednak oni przez niemal cały czas musieli gonić wynik. Najciekawiej było jednak pod sam koniec.
Na 40 sekund przed końcem przyjezdni mieli pięć "oczek" zapasu (79:84), ale później straty zmniejszył "trójką" Jimmy Butler.
Wtedy o czas poprosił trener Cavaliers - David Blatt. "Kawalerzyści" mieli piłkę z boku, ale szczelne krycie koszykarzy z Wietrznego Miasta sprawiło, że podopieczni Blatta mieli problem ze wznowieniem gry. Aby uniknąć błędu pięciu sekund Blatt jeszcze dwa razy brał "timeout". W końcu piłka trafiła do Jamesa, ale na czternaście sekund przed końcem popełnił on przewinienie w ofensywie. Gospodarze rozegrali akcję tak, że piłka trafiła do Derricka Rose'a, który doprowadził do wyrównania i - jak się wtedy wydawało - niechybanej dogrywki.
REKLAMA
Na tablicy wyników 84:84 i sześć sekund do końca gry. Cleveland nie miało już przerw na żądanie, więc musieli rozgrywać akcję spod swojego kosza. James szybko przedostał się jednak z piłką pod drugą tablicę, ale przy próbie zdobycia punktów został zablokowany. Piłka wciąż była jednak w posiadaniu jego kolegów, choć do końca pozostawało już tylko 1,5 s.
- Trener rozrysował jak mamy rozegrać ostatnią akcję i chciał żebym to ja wprowadzał piłkę do gry zza linii końcowej. Stwierdziłem, że nie ma takiej opcji i zmazałem to co przygotował. Powiedziałem: po prostu dajcie mi piłkę. Albo wygramy, albo będzie dogrywka - przyznał James.
30-letni skrzydłowy uciekł do rogu przed kryjącym go Jimmym Butlerem, dostał piłkę i natychmiast oddał rzut, który dał jego drużynie zwycięstwo. Wcześniej James nie zachwycał. Co prawda uzyskał 25 pkt, 14 zbiórek i osiem asyst, ale trafił tylko 10 z 30 rzutów z gry i popełnił aż osiem strat. No i to jego faul w ataku spowodował nerwową końcówkę.
REKLAMA
Gospodarze musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Hiszpana Paua Gasola. Najlepszy w ich szeregach był Derrick Rose - 31 pkt.
- Na takie rzuty nic nie da się poradzić. James jest świetnym zawodnikiem i jeśli tego typu sytuacja się powtórzy, to po prostu musimy zrobić wszystko, aby w ogóle nie dostał piłki - podkreślił Rose.
Faulować Jordana? Zgubna taktyka
W Konferencji Zachodniej koszykarze Los Angeles Clippers potrzebują już tylko jednej wygranej, by awansować do finału. W niedzielę pokonali we własnej hali Houston Rockets 128:95 i w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 3-1.
REKLAMA
Clippers po wyeliminowaniu w dramatycznych okolicznościach w pierwszej rundzie broniących tytułu San Antonio Spurs zdecydowanie nabrali pewności siebie. W Teksasie wykonali plan minimum, gdzie wygrali jeden z dwóch meczów, choć kontuzje leczył ich gwiazdor Chris Paul.
Natomiast w spotkaniach we własnej hali i z Paulem w składzie nie dali "Rakietom" żadnych szans. W piątek wygrali 124:99, a tym razem jeszcze większą, bo aż 33-punktową różnicą.
Goście usiłowali osiągnąć przewagę celowo faulując DeAndre Jordana. Środkowy Clippers rzuty wolne wykonuje słabo. W całym meczu na linii stawał 34 razy (w tym rekordowe 28 razy w pierwszej połowie), a trafił tylko 14-krotnie.
Zamierzonego efektu i tak to nie przyniosło. Podopieczni trenera Doca Riversa do przerwy prowadzili 60:54, a później kompletnie dominowali na parkiecie.
REKLAMA
- Na początku taktyka Rockets nas denerwowała, ale potem już nam nie przeszkadzała - przyznał szkoleniowiec Clippers.
Jordan zdobył dla zwycięzców 26 pkt i miał 17 zbiórek. Blake Griffin dołożył 21 pkt. Wśród pokonanych najskuteczniejszy był James Harden - 21 pkt.
Piąte mecze w obu parach odbędą się we wtorek w Cleveland i Houston.
bor, PAP
REKLAMA
REKLAMA