Vivat Vive! Cudowne odrodzenie mistrzów. "Jedna Wenta" przechodzi do lamusa. Teraz rządzi "jeden Tałant"

W finale Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych w Kolonii mistrzowie Polski na dwie sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry przegrywali. Trafienie Krzysztofa Lijewskiego i to, co się stało później wprowadziło w osłupienie nie tylko rywali z Węgier.

2016-05-30, 15:23

Vivat Vive! Cudowne odrodzenie mistrzów. "Jedna Wenta" przechodzi do lamusa. Teraz rządzi "jeden Tałant"

Posłuchaj

- To sukces nas wszystkich - powiedział lewoskrzydłowy kieleckiej drużyny Chorwat Manuel Štrlek (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Druga połowa meczu finałowego w Kolonii zakończyła się remisem 29:29 (13:17), po dogrywce było 35:35. W rzutach karnych Vive wygrało z MVM Veszprem 4:3.

Jednak żaden opis wydarzeń jakie rozegrały się w niedzielne popołudnie w Kolonii nie jest w stanie zobrazować emocji jakie towarzyszyły kibicom z Polski, którzy na miejscu do końca wierzyli w sukces swojej drużyny.

Mistrzowie kraju na kwadrans przed końcem przegrywali wysoko. W 46. minucie na tablicy wyświetlał się wynik 19:28. Na tym poziomie, strata dziewięciu bramek jest niemal nie do odrobienia. Vive pokazało jednak, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak to, co się działo na boisku od 46. minuty spotkania właściwie trudno wytłumaczyć.

Kielczanie jakby dostali skrzydeł, albo wypili magiczny napój, na wzór tego, który dla Asteriksa i Obeliksa przygotowywał Panoramiks. Jedym słowem na Kielczan spadła tajemnicza moc. Ruszyli do odrabiania strat. Na skrzydle jak na skrzydłach  fruwał Tobias Reichmann zdobywając gol za golem. W bramce szalał Szmal, a przewaga Węgrów topniała w oczach. Cztery minuty przed końcem Karol Bielecki ze stoickim spokojem wykorzystał rzut karny doprowadzając do remisu 28:28.

REKLAMA

Dwie minuty przed końcem meczu klub z Węgier zdobył 29. bramkę. W szeregach MVM Veszprem zapanowała szalona radość. To było ich pierwsze trafienie od dwunastu minut. Wydawało się, że finał jest rozstrzygnięty. Jak się okazało kilka minut później, podopieczni Tałanta Dujszebajewa, mieli zgoła odmienne zdanie. Dla nich finał ... miał się właściwie dopiero rozpocząć.

Mistrzowie Węgier prowadząc 29:28 mieli piłkę, ale ją stracili. Dwie sekundy przed końcem podstawowego czasu gry Krzysztof Lijewski doprowadził do remisu.

Ci, którzy widzieli i przeżyli bez wspomagania leków uspakajających dogrywkę - dwa razy po 5 minut - zasługują na szacunek. Raz prowadzili kielczanie, za chwilę ekipa z Veszprem. Gdy Szmal obronił karnego wszystkie znaki na niebie mówiły "oni nie mogą tego przegrać". Jednak gol zdobyty przez Laszlo Nagy'ego, który wykorzystał brak bramkarza w bramce Vive (kielczanie wycofali golkipera) i zdecydował się na rzut przez całe boisko, był jak strzała wbita w serce.

Półtorej minuty przed końcem Julen Aginagalde wyprowadził kielecki zespół na prowadzenie 35:34. Drużyna z Węgier wykorzystała jednak przewagę na boisku, bo na dwuminutową karę usiadł Piotr Chrapkowski. Trzy sekundy przed końcem Cristian Ugadle doprowadził do remisu. O zwycięstwie miały zdecydować rzuty karne.

Według regulaminu podczas wykonywania rzutów drużyny mogą zmieniać bramkarza. Jeden i drugi z bramkarzy Vive stanęli na wysokości zadania. Marin Sego i Szmal obronili rzuty rywali.

Vive Tauron Kielce wygrywa 39:38 i jako pierwszy polski zespół zostaje zwycięzcą Champions League.

REKLAMA

- Veszprem chyba zaczęło za wcześnie świętować - powiedział po meczu Karol Bielecki. - My wierzyliśmy do końca, podnosiliśmy się w tym meczu krok po kroku, bramka po bramce. Naszą siłą charakteru daliśmy radę. Jestem bardzo szczęśliwy, że jestem częścią tej drużyny i brałem w tym udział. Cieszę się, że w mojej karierze przeżyłem coś tak niesamowitego. Karne to trudna sytuacja, byłem trzeci i musiałem trafić - dodawał Bielecki. 

To, co się wydarzyło w Kolonii niektórzy mogą nazwać cudem, bo to był cud. Jednak jedynie takie spojrzenie na to, co się stało w finale byłoby bardzo krzywdzące dla głównych bohaterów spektaklu. Vive Tauron Kielce w składzie Sławomir Szmal, Marin Sego - Michał Jurecki, Tonias Reichmann, Piotr Chrapkowski, Mateusz Kus, Julen Aginagalde, Karol Bielecki, Mateusz Jachlewski, Manuel Strlek, Krzysztof Lijewski, Paweł Paczkowski, Uros Zorman, Ivan Cupić i pod wodzą Tałanta Dujszebajewa zagrało do końca z wiarą, charyzmą, polotem i ułańską fantazją. Szczypiorniści nie złożyli broni i napisali niesamowitą historię polskiego sportu.

Swoją jednostkę czasu miał już trener kadry szczypiornistów Bogdan Wenta, gdy w pamiętnym meczu z Norwegią z 2009 roku sugerował, iż mimo braku posiadania piłki piętnaście sekund to "dużo czasu". Teraz należy zapamiętać termin "Jeden Tałant". To jak dyrygował zespołem trener Dujszebajew przez ostatnie 11 sekund regulaminowego czasu gry w meczu finałowym przejdzie do historii piłki ręcznej.

Andrzej Janisz, dziennikarz radiowej Jedynki o nieprawdopodobnej pogoni Kielczan, bohaterach sukcesu i znaczeniu wygranej Vive w Lidze Mistrzów

REKLAMA

Źródło/PolskieRadio.pl/Paweł Kurek

Po meczu powiedzieli:

Mateusz Kus: Wygraliśmy dla Świętokrzyskiego, Kielc i całej Polski. To wszystko dojdzie pewnie do mnie dopiero jutro. To był mecz godny finału. Przegrywaliśmy dziewięcioma golami i cała drużyna pokazała niesamowity charakter. Marin, który miał nie grać broni karnego a potem Sławek. Niesamowita historia! Rywale za wcześnie uwierzyli a my walczyliśmy do końca. Chwała wszystkim chłopakom. Marin, który nie miał grać wchodzi i broni. Coś nieprawdopodobnego. Marzenia się spełniają a wiara czyni cuda.

Grzgorz Tkaczyk: Cuda się zdarzają i dziś taki cud był. Dla mnie to tym bardziej piękne, że kończę swoją sportową karierę. Trudno to wyrazić słowami. Myślę, że Alfred Hitchcook nie napisałby lepszego scenariusza. Myślę, że przy stanie - 9 goli nie było ani jednej osoby w hali, która wierzyłaby w nasz sukces. To był piękny finał. Jestem dumny, że w nim uczestniczyłem. 

"

#kielce #goodmorning #takiesniadanie #dziendobry #dawajdawaj #endlesslive #hellocologne #breakfast

Film zamieszczony przez użytkownika Vive Tauron Kielce (@vivetauronkielce)



Krzysztof Lijewski: Szczerze przyznam, że przy wyniku - 9 wkradło się pewne zwątpienie, że wynik może być już rozstrzygnięty. Przeciwnicy chyba za wcześnie uwierzyli, że ten mecz się skończył a my zawsze walczymy do końca. Pokazaliśmy po raz kolejny, że do ostatniej sekundy nie składamy broni. Z nami trzeba się liczyć do ostatniego gwizdka.

Z uznaniem o wyczynie Vive napisały zagraniczne media. W węgierskim "Magyar Hirlap" czytamy: zawodnicy MKB Veszprem rozegrało znakomitą pierwszą część. Szczypiorniści wypracowali dziewięć bramek przewagi i wtedy miało miejsce największe "zmartwychwstanie" w dziejach piłki ręcznej. To był jeden z najbardziej ekscytujących finałów w historii tej dyscypliny.

REKLAMA

Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl, vtkielce.pl

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej