Premier League: rekord napastnika Leicester

Piłkarz Leicester City Jamie Vardy zdobył gola w 10. z rzędu meczu, czym wyrównał rekord angielskiej ekstraklasy należący od 2003 roku do Holendra Ruuda van Nistelrooya.

2015-11-21, 22:16

Premier League: rekord napastnika Leicester
Piłka nożna. Foto: pixabay.com/domena publiczna

Miał podwójne powody do radości, bo jego zespół, po wygranej 3:0 z Newcastle United, został liderem. 28-letni Anglik swoją serię rozpoczął 29 sierpnia, w spotkaniu z Bournemouth (1:1), kiedy w końcówce z rzutu karnego pokonał Artura Boruca. W sobotę trafił do siatki po raz 13. w sezonie, a w 10. kolejnym występie. By zostać samodzielnym rekordzistą, będzie musiał wpisać się na listę strzelców 28 listopada, kiedy "Lisy" podejmą Manchester United, barwy którego 12 lat temu reprezentował Van Nistelrooy, który przed meczem na Twitterze życzył Vardy'emu powodzenia. "Jestem dumny nie tylko z Jamiego, ale i reszty drużyny. Moi piłkarze tworzą prawdziwy zespół. Biegają, walczą, grają w piłkę. Miło się to ogląda" - przyznał prowadzący lidera od lata Włoch Claudio Ranieri. Ekipa z Leicester, bez Marcina Wasilewskiego w meczowej kadrze, dzięki zwycięstwu w Newcastle ma już 28 pkt i o jeden wyprzedza Manchester United, który w potyczce otwierającej 13. kolejkę wygrał na wyjeździe z Watfordem 2:1. Goście, m.in. bez chorego Wayne'a Rooneya i kontuzjowanego Francuza Anthony'ego Martiala w składzie, prowadzili od 11. minuty po golu Holendra Memphisa Depaya. W końcówce w roli głównej wystąpił napastnik miejscowych Troy Deenay. Najpierw wykorzystał rzut karny po faulu Argentyńczyka Marcosa Rojo na Nigeryjczyku Odionie Ighalo, ale w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, próbując interweniować tuż przed własną bramkę, posłał piłkę do siatki i dzięki jego samobójczemu trafieniu "Czerwone Diabły" wróciły do domu bogatsze o trzy punkty. Piłkarze trenera Louisa van Gaala mają obecnie 27 pkt, o jeden więcej niż lokalny rywal - City i Arsenal Londyn. "The Citizens" w najciekawiej zapowiadającym się meczu tej kolejki nie mieli wiele do powiedzenia z Liverpoolem i przegrali na własnym stadionie 1:4. Bohaterem dnia był Brazylijczyk Roberto Firmino, który miał udział przy pierwszych dwóch golach przyjezdnych, a trzeciego sam strzelił. W zgodnej opinii obserwatorów i ekspertów, był to najlepszy występ "The Reds" odkąd ich szkoleniowcem został Niemiec Juergen Klopp. Arsenal niepodziewanie przegrał na wyjeździe z West Bromwich Albion 1:2. To pierwsza ligowa porażka "Kanonierów" od 19 września. Od 28. minuty prowadzili oni po bramce Francuza Oliviera Giroud, ale jeszcze przed przerwą gospodarze wyszli na prowadzenie. Czeskiego bramkarza Petra Cecha najpierw pokonał Szkot James Morrison, a później - samobójczym strzałem - Hiszpan Mikel Arteta. Losy pojedynku mógł zmienić w 84. minucie jego rodak Santi Cazorla, ale m.in. wskutek poślizgnięcia się tuż przed strzałem zmarnował "jedenastkę". "Oh my lord!" - skomentował na Twitterze dziennik "The Guardian" pisząc też, że menedżer Arsenalu Arsene Wenger długo nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. "To dla nas czarny dzień. Nie wiem, co się stało. Może byliśmy zbyt pewni siebie, może uspokoiło nas 70 proc. posiadania piłki? Wszystko zapowiadało się pięknie, a skończyło niczym w koszmarze" - analizował Wenger. Remisem zakończyło się spotkanie drużyn polskich bramkarzy - Swansea City Łukasza Fabiańskiego z FC Bournemouth Artura Boruca. Tego drugiego zastępował po raz kolejny Australijczyk Adam Federici, choć Polak zagrał we wtorek w drużynie narodowej przeciw Czechom. Wcześniej nieobecność Boruca w składzie beniaminka tłumaczono względami zdrowotnymi. Goście mieli powody do radości, gdyż po 26 minutach prowadzili 2:0, a Fabiańskiego pokonali Norweg Joshua King i Dan Gosling. Zespół walijski wyrównał jeszcze przed przerwą, a w drugiej połowie kibice goli już nie oglądali. Po trzech porażkach z rzędu o trzy punkty powiększyła dorobek Chelsea Londyn. Obrońcy tytułu pokonali przed własną publicznością Norwich City 1:0. W drugiej połowie gola na wagę dopiero czwartego zwycięstwa w sezonie zdobył urodzony w Brazylii reprezentant Hiszpanii Diego Costa. Dzięki temu "The Blues" przesunęli się na 15. pozycję w tabeli. Zamyka ją wciąż Aston Villa (0:4 z Evertonem) z pięcioma punktami. "Ostatnie cztery, pięć minut to były olbrzymie nerwy, cierpienie wręcz. Myślę, że ani nasi kibice, ani ja nie zasłużyliśmy na coś takiego. Po słabych wynikach jednak piłkarze byli pod olbrzymią presją. Gdybyśmy wcześniej zdobyli drugą bramkę, uniknęlibyśmy stresu. Ale najważniejsze jest zwycięstwo" - przyznał opiekun Chelsea Jose Mourinho. W związku z ubiegłotygodniowymi zamachami terrorystycznymi w Paryżu wszystkie mecze tej kolejki poprzedziło odegranie francuskiego hymnum.

man

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej