Rosja 2018: VAR zakończy historię sędziowskich błędów na mundialach? Pomyłek nie brakowało

2018-03-19, 14:15

Rosja 2018: VAR zakończy historię sędziowskich błędów na mundialach? Pomyłek nie brakowało
Diego Armando Maradona. Foto: Printscreen zTwitter

Kilka dni temu Gianni Infantino ogłosił, że podczas mundialu w Rosji sędziom będzie pomagał system VAR. W historii mundialowych zmagań dochodziło do wielu sytuacji, w których błędy arbitrów wywoływały ogromne emocje.

Kontrowersje to coś, co w futbolu jednocześnie darzy się fascynacją i nienawiścią. Decyzje sędziów potrafią wywoływać emocje nawet po latach, co dobrze pokazuje kilka mundialowych przypadków.

Pół wieku czekali Anglicy, by wreszcie ogłosić, że bramka Geoffa Hursta z finału mundialu z 1966 roku w dogrywce meczu przeciwko RFN, została zdobyta prawidłowo. Dwa lata temu stacja SkySports przy użyciu najnowszej technologii sprawdzała, czy piłka przekroczyła wówczas linię bramkową.

Werdykt zapadł, ale czy to może zakończyć wszystkie dyskusje? Odpowiedź jest prosta - nie. 

Piłkarze z RFN nie widzieli tu gola, w zasadzie trudno im się dziwić. Większość kibiców jest przekonana do dziś, że zostali oszukani. Czy w ogóle da się to jednoznacznie określić?

Hurst pozostaje jedynym strzelcem hat-tricka w finale mundialu. Od tego momentu piłka przechodziła kolejne rewolucje, zmieniały się przepisy, do gry wchodziły technologiczne nowinki. Obecnie wydaje się wręcz innym sportem. 

VAR (Video Assistant Referee), czyli wideoweryfikacja, to kolejny krok, z którego nie ma już odwrotu. W obecnym sezonie system możemy oglądać w akcji między innymi w Bundeslidze, Serie A, Ligue 1 i naszej rodzimej Ekstraklasie. Zazwyczaj wszystko działa bez zarzutu. To nie opinia, a fakt.

- Z tysiąca meczów, w których użyty był VAR, procent prawidłowych decyzji podejmowanych przez sędziów wzrósł z 93% do 99%. Jeśli możemy zrobić coś, co pomoże sprawić, by mistrzostwa nie były wypaczone przez błędy sędziów, to naszym obowiązkiem jest to zrobić - mówił niedawno kierujący FIFA Gianni Infantino.

Widzieli to wszyscy

Czy historia mistrzostw świata jest historią sędziowskich błędów? To zbyt dużo powiedziane, ale na tych najbardziej prestiżowych imprezach pomyłki zbyt często odgrywały decydującą rolę.

Kiedy patrzymy na wynik meczu Anglii z Niemcami na mundialu w RPA w 2010 roku, możemy dojść do jasnego wniosku - piłkarze Joachima Loewa byli o klasę lepsi od rywali, wygrali zdecydowanie i zasłużenie. Czy na pewno? Przy wyniku 1:2 Anglicy mogli jeszcze wszystko zmieniać.

Frank Lampard dopadł do piłki na szesnastym metrze i uderzył na bramkę Neuera. Futbolówka odbiła się od poprzeczki, wpadła do bramki. Golkiper Niemców złapał ją w ręce i błyskawicznie rozpoczął akcję swojej drużyny. 

Źródło: YouTube/Mark James

Cieszył się strzelec, cieszyli się kibice, cieszył się selekcjoner Fabio Capello. Jednak nic się nie stało, gra toczyła się dalej. Powtórki od razu pokazały, że gol padł prawidłowo, piłka przekroczyła linię bramkową o kilkadziesiąt centymetrów. W drugiej połowie dwa gole wbił Thomas Mueller, a rozgoryczeni Anglicy mogli pakować walizki.

Piłka jest szybsza niż kiedykolwiek wcześniej, technologia także nie była jeszcze tak zaawansowana. Kilka sekund po stykowej sytuacji nawet zgromadzeni na stadionie kibice mogą zobaczyć powtórki w swoich smartfonach, stacje telewizyjne fundują widzom dokładny ogląd sytuacji, niemalże z każdego możliwego kąta. Tę konkretną sytuację w sekundę rozstrzygnęłaby technologia goal-line, VAR także nie pozostawiłby najmniejszych wątpliwości.

- Staram się o tym nie myśleć. Nie widzę sensu w tym, żeby nie spać przez tę sytuację po nocach. Jedyne, z czego jestem zadowolony, to że ta nieuznana bramka zmieniła futbol na lepsze - mówił Lampard. Burza, która wybuchła po tej sytuacji zmusiła władze FIFA do wprowadzenia goal-line, technologii debiutującej na mundialu w Brazylii.

Gorzki koniec odważnej Australii

Finał z mistrzostw świata w 2006 roku mógł być zupełnie inny. Zinedine Zidane nie musiałby kończyć tego meczu, schodząc z boiska z czerwoną kartką po uderzeniu Marco Materazziego. Francuzi mogli wznieść w górę puchar dla najlepszej drużyny globu. Włosi wcale nie musieli znaleźć się w wielkim finale.

W meczu 1/8 finału mieli poważne problemy. Nikt nie spodziewał się, że skazywani na porażkę Australijczycy będą potrafili zmusić faworyzowaną drużynę do większego wysiłku. Grali jednak odważnie, bez kompleksów, bez kalkulacji. Spychali rywali do defensywy, a po wykluczeniu z gry Materazziego pachniało prawdziwą sensacją. Ostatecznie jednak do niej nie doszło.

W 94. minucie Fabio Grosso padł w polu karnym po interwencji Lucasa Neilla. Obrońca wykonał wślizg, stracił impet, a przeciwnik ewidentnie szukał kontaktu, przewracając się o leżącego rywala. Arbiter podyktował rzut karny, a Francesco Totti dał Włochom ćwierćfinał.

Źródło: YouTube/Pannychanman

Czy było tu kontakt? Tak. Czy było podstawy do podyktowania rzutu karnego? Absolutnie nie. Nawet Fabio Grosso kilka lat później przyznał, że dołożył w tej sytuacji dużo od siebie. Ale wypada też zauważyć, że czerwień dla Materazziego także wzbudziła dużo kontrowersji.

Ogromne pretensje do arbitra były też w 1982 roku, kiedy Hiszpania grała z Jugosławią. Po słabym starcie turnieju był to mecz o wszystko dla zawodników "La Furia Roja". Rywale wyszli na prowadzenie, trzeba było gonić wynik. Pomógł w tym sędzia, który najpierw wskazał na jedenasty metr w sytuacji, w której faul nastąpił wyraźnie przed polem karnym. Juanito przestrzelił, ale prowadzący spotkanie nakazał powtórkę. Tym razem napastnik był bezbłędny.

Źródło: SiR OmarTV

Hiszpanie awansowali do kolejnej rundy, ale odpadli w słabym stylu, nie będąc w stanie powalczyć o medale.

Legendarny gol

"Ręka Boga" w wykonaniu Maradony to jeden z tych momentów w futbolu, które przeszły do legendy. Pasowała do kontrowersyjnego i genialnego Argentyńczyka - bez tego mit, który wokół niego wyrósł, nie byłby kompletny. Ten jeden gol nie zdefiniował kariery Maradony, jednak cały czas był punktem odniesienia. Czymś, o czym nie da się zapomnieć.

W 1986 roku doszło do jednego z najbardziej bulwersujących i nieczystych zagrań w historii futbolu. Atmosfera między Argentyną i Anglią była wyjątkowo napięta z powodu zakończonej cztery lata wcześniej Wojny o Falklandy. Było oczywiste, że kości będą trzeszczeć, a zawodnicy nie zamierzają przebierać w środkach. Ale nikt nie mógł spodziewać się tego, co się wydarzy.

"Boski Diego" po dograniu w pole karne wyprzedził interweniującego Petera Shiltona i posłał piłkę do siatki. Wyspiarze protestowali zawzięcie, ale tunezyjski arbiter nie zauważył przewinienia Maradony.

Kilka minut później ten sam piłkarz strzelił jednego z najpiękniejszych goli w historii piłki nożnej, mijając jak tyczki obrońców i trafiając do pustej bramki.

Źródło: YouTube/TehFuriousD TV

Argentyńczycy pokonali Anglików, a później sięgnęli po tytuł mistrzów świata. Czy udałoby się to bez "ręki Boga? Pozostaje gdybanie. Maradona do dziś (mówiąc łagodnie) nie cieszy się na Wyspach dobrą reputacją.

Na tych mistrzostwach wiele uwag co do pracy sędziów było także w innym meczu, kiedy w 1/8 finału spotkały się zespoły Związku Radzieckiego i Belgii. Zwyciężył ten drugi, jednak dwa z ich czterech goli padły z pozycji spalonych, których nie zauważyli sędziowie boczni.

Pamiętamy też o ręce Thierry'ego Henry’ego, którą okradł Irlandczyków z mistrzostw świata w RPA w 2010 roku. To było coś, co zostawiło skazę na rewelacyjnej karierze. Dodatkowo w Afryce Francuzi pokazali, że nie powinni w ogóle znaleźć się na tym turnieju, na którym przecież też nie zabrakło kontrowersji.

Irlandczycy musieli zadowolić się 5 milionami euro, które zapłaciła im FIFA. Media określiły to jako "krwawe pieniądze".

Można jeszcze zauważyć, że tak naprawdę "ręka Boga" pojawiła się w piłce już dwadzieścia lat wcześniej. Na mundialu w 1966 roku Urugwaj mierzył się w ćwierćfinale z Niemcami. Przegrał sromotnie, bo aż 0:4, jednak wynik nieco zafałszował to, co wcześniej działo się w meczu.

Zespół z Ameryki Południowej był dominującą stroną na początku meczu, był o krok od zdobycia gola, który dałby im prowadzenie. Ale piłkę zmierzającą do siatki zatrzymał Karl-Heinz Schnellinger. Interwencja była fenomenalna, problem w tym, że Schnellinger nie był bramkarzem, ale środkowym obrońcą.

Źródło: YouTube/Roque Taurisano Nardone

Sędzia nie ukarał zawodnika, nie dał rzutu karnego. A w drugiej połowie wyrzucił z boiska dwóch Urugwajczyków. Rywale wykorzystali to w pełni, grając w przewadze strzelili trzy gole.

Gdy nawet VAR nie pomoże

Są sytuacje, w których powtórki wideo rozwiałyby wątpliwości. Do takich trzeba też dodać sytuację z Rudim Voellerem, który w 1990 roku dopuścił się nurkowania w polu karnym Argentyńczyków. W finale mistrzostw świata. 

Wcześniej czerwoną kartką (dyskusyjną zresztą) został ukarany Pedro Monzon. Nie był to porywający finał, a najwięcej emocji wywołała inna decyzja sędziego , który pięć minut przed końcem podyktował jedenastkę dla Niemców. Brehme, strzał, puchar dla Niemiec. I niesmak, który kładł się cieniem na tym osiągnięciu.

W niektórych przypadkach nawet VAR nie dałby rady pomóc. Pamiętamy skandaliczne sędziowanie na mistrzostwach w Korei i Japonii, kiedy to arbitrzy ciągnęli za uszy gospodarzy. Koreańczycy odprawili z turnieju Włochów, a następnie Hiszpanów. To były skandalicznie sędziowane mecze, w których decyzje podejmowane były z korzyścią tylko dla jednej strony. Można mieć tylko nadzieję, że do podobnych scen już nie dojdzie.

Czy kontrowersje są możliwe, kiedy sędziom pomaga VAR? Oczywiście, nawet system powtórek nie daje stuprocentowej pewności, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o interpretowanie trudnych sytuacji. Ale możemy być pewni, że druga "ręka Boga" już się nie wydarzy. 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej