ME siatkarzy 2017: pierwszego roku powtarzać nie można. De Giorgi oblał w dwóch terminach [KOMENTARZ]
Miał być medal, skończyło się brakiem awansu do ćwierćfinału. Polscy siatkarze na mistrzostwach Europy przed własną publicznością ponieśli klęskę. Co dalej z trenerem Ferdinado De Giorgim?
2017-09-01, 08:30
Zazwyczaj daleki jestem od nawoływania do dymisji trenera już po pierwszej nieudanej imprezie rangi mistrzowskiej. Tym bardziej, że w przypadku siatkówki od kilku ładnych lat nie było ku temu powodów. Ale Ferdinando De Giorgi jest pierwszym zagranicznym trenerem od 2009 roku, który ze swoich pierwszych mistrzostw (Europy lub świata) nie przywiózł medalu. I to już jest bardzo wymowne. Nie ma bowiem wątpliwości, że to właśnie selekcjoner odpowiada za zaistniały stan rzeczy. I nie można nad tym przejść do porządku dziennego.
Nie chodzi nawet o porażkę ze Słowenią, było nie było wicemistrzem Europy. Nie chodzi o porażkę z Serbią, która na każdej imprezie wymieniana jest w gronie kandydatów do medali. Niepokojące jest to, jak ta drużyna wygląda.
Mecz można przecież przegrać, to jest tylko sport. Ale jest różnica między gładką porażką 0:3 a porażką 2:3, w każdym secie na przewagi po walce. A polscy siatkarze tej walki nie podjęli. Nie dlatego, że nie chcieli. Oni po prostu podjąć walki nie byli w stanie.
Powiązany Artykuł
Trenerze De Giorgi, do raportu wystąp!
Często da się słyszeć opinie, że „na boisku grają siatkarze, a nie trener”. To oczywiste jak to, że dwa plus dwa równa się cztery. Ale oczywisty jest też fakt, że siatkarze tej klasy nie zapomnieli nagle na czym polega gra w siatkówkę.
REKLAMA
Po nieudanym występie w Lidze Światowej nikt dramatu nie robił. Mówiło się, że to tylko etap przygotowań do imprezy docelowej, formę siatkarzy tłumaczono ciężkimi treningami. Z każdym upływającym tygodniem miało być lepiej. Niestety, była to zapowiedź klęski. Tak trzeba nazwać brak awansu do ćwierćfinału mistrzostw Europy przed własną publicznością (właśnie w takich okolicznościach pracę z reprezentacją Polski stracił w 2013 roku Andrea Anastasi). Nad Ferdinando De Giorgim rozłożono swego czasu parasol ochronny. Po jego złożeniu okazało się, że leje jak z cebra.
Jeden błąd czasami da się naprawić, kilku już nie. A Włoch niestety nie ograniczył się do jednej pomyłki. Pierwszy błąd popełniony został już na etapie selekcji. W składzie na turniej znalazło się tylko pięciu mistrzów świata z 2014 roku, ale żaden środkowy. Z Marcina Możdżonka, Piotra Nowakowskiego i Andrzeja Wrony zrezygnował trener, Karol Kłos zrezygnował sam ze względów osobistych.
Na środku widzieliśmy więc Bartłomieja Lemańskiego, Mateusza Bieńka, Jakuba Kochanowskiego oraz Łukasza Wiśniewskiego. Nikt raczej nie podważa zasadności powołań Lemańskiego i Bieńka, ale już taki Wiśniewski pojechał chyba po znajomości. Mniejsza o nazwiska, ale każdy z czterech powołanych to zawodnicy typowo ofensywni. W efekcie za grę blokiem nasz zespół można pochwalić tylko w spotkaniu z Estonią. A wszyscy pamiętamy ile meczów blokiem wygrał nam „Możdżon”…
Siatkarze zabiorą głos?
Druga sprawa to przygotowania do turnieju. Nie znam drugiego trenera, który przeprowadzałby czterogodzinne treningi. Nie dwa treningi dziennie po dwie godziny rano i wieczorem. Jeden trening ciągiem przez cztery godziny. To musiało odbić się na formie zawodników. Na dobrą sprawę na palcach jednej ręki można policzyć ataki Polaków, które bezpośrednio wpadały w „pomarańczowe”. Więcej było takich, które rywale podbijali, często do zdobycia punktu potrzebowaliśmy trzech rozegrań w jednej akcji. Nie był to wynik braku umiejętności. Siatkarzom brakowało świeżości, a ich atakom mocy.
REKLAMA
Dlatego z otwartymi ustami czytałem wypowiedzi naszych siatkarzy, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, z każdym kolejnym meczem będzie lepiej, a ciężka praca w Spale procentuje. Owszem, pracę w Spale było widać. A jeśli chodzi o ścisłość to widać było, że siatkarze są przetrenowani. A z każdym kolejnym meczem zmęczenie się nasilało i było tylko gorzej.
Kolejna kwestia to prowadzenie drużyny już w trakcie turnieju. Liderem tej drużyny miał być Dawid Konarski. Pierwszy raz jechał na mistrzostwa w roli „pierwszej strzelby”. I nie dał rady. Teraz nie wiadomo ile w tym winy dyspozycji, a ile sfery mentalnej, ale wiadomo, że De Giorgi mógł reagować szybciej. Tym bardziej, że jego zmiennik Łukasz Kaczmarek okazał się największym wygranym EuroVolley 2017. Trener czekał też aż „odpali” Bartosz Kurek. Uparcie stawiał na siatkarza Ziraatu Bankasi Ankara, ale się nie doczekał. W pamięć zapadł mi obrazek z trzeciego seta ze Słowenią, kiedy Włoch kompletnie „przemeblował” skład i patrzył nieobecnym wzrokiem raz na parkiet, raz na zawieszony wysoko telebim. To był jasny sygnał: „nie wiem już co robić”.
Powiązany Artykuł
Przerwany lot, czyli kto podciął skrzydła naszym orłom?
Personalia to nie wszystko, jest jeszcze taktyka. Nie wiadomo jak duży wpływ De Giorgi miał na wybory Fabiana Drzyzgi podczas meczów, ale kiedy nie szło nam na skrzydłach, aż prosiło się nakazać mu częstszą grę środkiem i przede wszystkim przez szóstą strefę. Bartosz Kurek i Michał Kubiak do takiej gry są wprost stworzeni.
Po meczu z Serbią prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej „wręczył” sztabowi szkoleniowemu żółtą kartkę. Po meczu ze Słowenią mówił natomiast o konieczności zmian na tej płaszczyźnie i wezwał trenera na „dywanik”. Niewykluczone więc, że trzyma rękę na kieszonce z czerwoną. Tym bardziej, że sami zawodnicy mówią o konieczności „zastanowienia się co dalej”. Po nieudanych igrzyskach olimpijskich siatkarze otwarcie zaczęli mówić, że ze Stephanem Antigą już im „nie po drodze”. Czy teraz, gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz, usłyszymy podobne stwierdzenia?
REKLAMA
Historia pokazuje, że PZPS różnie reagował na pierwsze potknięcia selekcjonerów. Daniel Castellani w 2009 roku wygrał mistrzostwo Europy, ale po fatalnym mundialu 2010 musiał pakować walizki. Drugiej szansy nie dostał. Andrea Anastasi i Stephane Antiga dostawali szansę na poprawkę. Ale oni wszyscy pracę z kadrą zaczynali od medalu.
A De Giorgi? Po nieudanym występie w Lidze Światowej napisałem, że „student” oblał pierwszy egzamin, ale najważniejsze dla niego, co stanie się na wrześniowej poprawce. W drugim terminie też jednak nie zdał. A jak wiadomo, pierwszego roku powtarzać nie można.
Bartosz Orłowski
REKLAMA