Gazeta Wybiórcza

Autor „Gazety Wyborczej” odsłania hipokryzję i zakłamanie środowiska skupionego wokół dziennika.

2009-03-03, 14:43

Gazeta Wybiórcza

Autor „Gazety Wyborczej” odsłania hipokryzję i zakłamanie środowiska skupionego wokół dziennika.

Na łamach poznańskiej „Gazety Wyborczej” Michał Gradowski pisze o sprzedawaniu przedmiotów z symbolami nazistowskimi na jednym z portali aukcyjnych. Można tam kupić koszuli i kubki z hasłami hitlerowskimi, inne gadżety związane z III Rzeszą, czy książkę pt.: „Jak pokochałem Adolfa Hitlera”. Dziennikarz „GW” robi dobrą robotę, i to podwójnie. Po pierwsze piętnuje propagowanie nazizmu w polskim internecie, po drugie – prawdopodobnie w sposób niezamierzony – pokazuje hipokryzję swojej gazety i ludzi związanych z „Wyboczą”. Środowisku temu, chętnie krytykującemu rozpowszechnianie nazizmu, zupełnie nie przeszkadza bowiem promocja symboli komunistycznych, czy idealizowanie komunistycznych zbrodniarzy. Na próżno szukać w gazecie Adama Michnika tekstów dotyczących skandalicznych koszulek z sierpem i młotem, wizerunkiem Che Guevary, czy plakatów z portretem Stalina sprzedawanych w internecie. Dziennikarze-moraliści nie oburzają się także, że w sieci można kupić gadżety z czerwoną gwiazdą - symbolem Armii Czerwonej.

„GW” nie piętnuje promocji komunizmu, często nawet sama się w nią aktywnie włącza. Ernesto Che Guevara – komunistyczny zbrodniarz, który na Kubie osobiście zamordował ponad półtora tysiąca osób, współodpowiedzialny za śmierć dziesiątków tysięcy ludzi – jest opisywany przez środowisko „Wyborczej” jak XX-wieczna ikona, mityczny rewolucjonista, wybawiciel, walczący o sprawiedliwość i prawa wykorzystywanych mas. Jeden z artykułów opublikowanych w „GW” dotyczący postaci zbrodniarza kończy się westchnieniem: „Ach, ten Ernesto. Co za gość.” Kilka lat temu gazeta pisała bez słowa krytycyzmu o rodzącym się w Ameryce Łacińskiej religijnym kulcie Che Guevary, który w Boliwii ponoć jest uważany za świętego. Środowisko „Wyborczej” promowało także film „Dzienniki motocyklowe”, opowiadający o przygodach młodego Guevary. Opisywanie jego losów miało na celu wzmocnienie obserwowanego na całym świecie kultu argentyńskiego zbrodniarza i wybielanie jego działalności.

Podobne zabiegi „GW” robiła opisując Stalina. Dziennikarze aktywnie promowali biografie przywódcy ZSRS. Pisząc o książce „Stalin. Dwór czerwonego cara" włączyli się w proces relatywizowania jego działalności. Piotr Lipiński w swojej recenzji pisał, że książka „pokazuje normalne uczucia i życie przywódcy światowego komunizmu”. „Stalin kochał róże, mimozy i swoją żonę” – pisał w „Gazecie” Lipiński w artykule o wszystko mówiącym tytule „Zakochany Stalin”. Książka opisuje dyktatora jak zwykłego człowieka, z jego problemami, słabościami. Ma to pokazać, że Stalin był taki sam jak każdy, że nie był tylko zbrodniarzem i dyktatorem, który wymordował miliony ludzi na całym świecie. „Wyborcza” opisywała także odradzający się w Rosji kult Stalina, którym zafascynowana jest coraz większa część rosyjskiej młodzieży. Informowała o kolejnych sondażach, w których m.in. Rosjanie wypowiadali się pozytywnie o Leninie, czy rewolucji październikowej, a Chińczycy o dokonaniach Mao Zedonga.

REKLAMA

Dziennikarze „GW” starają się wybielać również polski komunizm. Rocznice wprowadzenia stanu wojennego w Polsce – jedną z dat symbolizujących haniebną postawę komunistycznych władz Polski, wypełniających rozkazy Moskwy - „GW” od lat przedstawia z perspektywy komunistów. Wywiady z Jaruzelskim, Kiszczakiem, Urbanem itp. wielokrotnie znajdowały się na pierwszych stronach gazety 13 grudnia. Takie same zabiegi „Wyborcza” robi m.in. z masakrą robotników w kopalni „Wujek”. Ma to na celu wybielanie czasów PRLu i wmówienie Polakom, że był to okres dużo lepszy niż w rzeczywistości. W ramach walki o dobre imię ludowej Polski środowisko związane z gazetą sprzeciwia się od lat z ideą lustracji. Jest ona przedstawiana, jako niesprawiedliwa, niepotrzebna i jątrząca. Zdaniem „GW” bardziej sprawiedliwe jest, że kaci z SB, którzy torturowali opozycjonistów, dostają wielotysięczne emerytury, podczas gdy torturowani żyją obecnie za kilkaset złotych miesięcznie. „Wyborcza” woli nie dotykać tematów, które mogłyby zaszkodzić komunistycznym aparatczykom, którzy w PRLu robili kariery na ludzkiej krzywdzie.

Michał Gradowski w swoim artykule przytacza słowa jednego z internautów oburzonych sprzedawaniem nazistowskich symboli w internecie: „pomyślałem, że to niemożliwe, żeby w kraju, który tyle wycierpiał w czasie wojny, można było legalnie sprzedawać gadżety z symbolami nazistowskimi”. To samo można powiedzieć o symbolach komunizmu. Promowanie ich w Polsce jest czymś równie skandalicznym i godnym potępienia. Inaczej jednak zdają się myśleć dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Wygląda na to, że ich zdaniem ludobójstwo w imię zdobywania przestrzeni życiowej jest czymś dużo gorszym niż ludobójstwo w imię walki o społeczną równość, sprawiedliwość i dobrobyt. Mimo tego, że w wyniku obu tych procesów zginęły miliony ludzi.

Wybielanie przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” komunizmu i komunistycznych zbrodniarzy przypomina relatywizowanie przez Niemców czasów III Rzeszy. Od lat fałszują oni historię, starają się pokazać, jako ofiary II wojny światowej a nie jej sprawcy. Postawa ich jest nie do zaakceptowania, bowiem budują w ten sposób nieprawdziwy obraz historii i starają się wybielić winy swojego kraju z ostatnich 70 lat. Jednak zabiegi strony niemieckiej są w pewien sposób zrozumiałe. Niemcy poszukując nowej tożsamości, starają się odciąć od ciążącej przeszłości ich ojczyzny. Dziennikarze „Wyborczej” relatywizując komunizm zachowują się jakby darzyli tę ideologię takim uczuciem, jakim Niemcy darzą swoją ojczyznę. Czyżby dziennikarze „Wyborczej” poszukiwali nowej formuły komunisty, jak Niemcy poszukują swojej nowej tożsamości narodowej.

Stanisław Żaryn

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej