Tożsamość i przyszłość
Skoro człowiek rezygnuje z tożsamości narodowej, musi znaleźć inną.
2007-12-24, 10:38
Jako bardzo młody człowiek wierzyłem w Przyszłość. Zaczytywałem się science-fiction i prowadziłem kronikę „podboju Kosmosu” (tak się wtedy mówiło). Kategorię narodu uważałem za anachronizm. Było dla mnie jasne, że wszyscy jesteśmy po prostu członkami ludzkości, że trzeba znieść granice i stworzyć wielką ludzką wspólnotę; początkowo mogą to być wspólnoty kontynentalne, a potem oczywiście jedna globalna.
Historia to tylko zbiór koszmarów i głupoty - trzeba ją po prostu wyrzucić na śmietnik i wybrać promienne Jutro.
A z czasem zniknie też śmieszny przeżytek - religia.
REKLAMA
Rzeczywistość to najlepszy nauczyciel. Po ukończeniu 16 roku życia wiedziałem już, że „Obłoki Magellana” Stanisława Lema ani „Mgławica Andromedy” Jefromiejewa to nie są recepty na życie. Po ukończeniu 23-go uświadomiłem sobie, że nie jest też nią marksizm. Nazwijmy to nieco spóźnioną pełnoletnością.
Jak to ujął George W. Bush: „Kiedy byłem młody i głupi, byłem młody i głupi.” (Nie jest to rozgrzeszenie. Historia zna wielu ludzi bardzo młodych i znacznie mądrzejszych od większości starszych).
Żyjemy w grupach. Rodzinnej, towarzyskiej, zawodowej. Gdy powołują nas do wojska, wciągają nas siłą do grupy narodowej czy państwowej. A na końcu jest religia (łac. religare = łączyć). Można ją odrzucić - ale człowiek dojrzały intelektualnie winien wypracować sobie do niej jakiś stosunek. Bo wyżej jest już tylko abstrakcja: ludzkość.
REKLAMA
Dzisiejsi młodzi ludzie, od paru lat także w Polsce, lubią w większości uważać się za Europejczyków - albo, w Stanach, za „liberals (progressive)”. Owszem, są Hiszpanami lub Amerykanami, ale to tylko na zewnątrz, urzędowo. Prywatnie wolą uważać się za obywateli przyszłego lepszego świata: bez granic i, oczywiście, bez wojen. Duża część z nich ze zrozumieniem przyjęła u nas opinię Magdaleny Środy, iż polskość to tylko balast, a trzeba być kosmopolitą. Używają co prawda innego określenia - to jest dla nich za staroświeckie lub może zbyt jawne - ale właśnie o to chodzi.
W Polsce swoją mobilizacją 21 września przesądzili o wyniku wyborów. Okazali się realną siłą polityczną. Nikt już nie może ich traktować z lekceważeniem. (Lekceważenie kogokolwiek to w ogóle przejaw głupoty: takim przejawem było np. w 2005 r. lekceważenie słuchaczy Radia Maryja).
REKLAMA
Skoro człowiek rezygnuje z tożsamości narodowej - czy też uważa ją za chimerę, co wychodzi na jedno - musi znaleźć inną. Naturalnie, w teorii można po prostu patrzeć w oczy ukochanej osobie; ale takie rzeczy zdarzają się tylko Tristanom i Izoldom, co nie kończy się dla nich dobrze. Można utożsamić się z rodziną; ale społeczeństwa rodowe nie znają rozwoju, gdyż inwencja jednostki jest w nich blokowana. (Rodziny bywają też toksyczne, zwłaszcza gdy frustrację wyniesioną z niepowodzeń społecznych jej członkowie odreagowują na sobie). Można być po prostu inżynierem, naukowcem czy kierowcą - ale nie wiem komu by to mogło wystarczyć poza oderwanymi od życia odkrywcami lub opętanymi polityczną ambicją działaczami związkowymi. Zostawiam też na boku wielkich artystów, gdyż dotyczy to ledwie kilkuset ludzi na świecie (i bynajmniej nie znaczy, że nie przeżywają oni najróżniejszych kryzysów, co opisują ich liczne biografie).
Zostają więc dwie realne samo-identyfikacje. Towarzyska oraz ideologiczno-polityczna. Zwykle są tak ściśle połączone, że psychologicznie jest to ten sam autowizerunek.
Tutaj należałoby wpisać obszerny esej a może grubą książkę na temat tego, czego młodzi uczą się dziś w systemie edukacji i co odbierają z mediów, czyli jaka jest tzw. kultura młodzieżowa. Nie ma takiej konieczności, bo takich książek jest kilkadziesiąt (głównie amerykańskich). Nieco uogólniając można po prostu powiedzieć, że jest to kultura hedonizmu z przymieszką ekologii jako quasi-„religii” oraz rozwodnionego marksizmu zwanego Polityczną Poprawnością. Świat narodził się wraz z powstaniem „The Beatles”, zaś Al Gore to nowy Gandhi i Di Caprio w jednej osobie, który poprowadzi nas do lepszego świata. W Polsce trudna rzeczywistość zmusza młodych także do refleksji ekonomicznej - którą wypełniła dewiza Platformy: niższe podatki. Resztę załatwi Wielka Matka, czyli Unia Europejska.
REKLAMA
Jest tylko pewien problem. Rzecz w tym mianowicie, że hedonizm jako trwały sposób życia jest dostępny tylko najbogatszym. Ekologia z kolei to nowa dziedzina nauki, która na razie porusza się po omacku; w każdym razie, wbrew temu, co często słyszymy, nie zna przyczyn zaburzeń klimatu. Zaś Political Corectness wraz z multikulturalizmem nie rozwiązała - tak samo jak marksizm, z którego wyrosły - żadnego problemu (poza zbyt długim dziewictem niektórych dziewcząt): za to nieustannie generuje nowe. Natomiast realia ekonomiczne integracji z UE już poznaliśmy i poznajemy właśnie coraz intensywniej: w postaci wzrostu cen żywności. Co dla poważnych ekonomistów było oczywiste. (Zob. np. prognozy z 1996 r. dr Hugo Dicke’a, kierownika programu badawczego n/t integracji europejskiej w Instytucie Gospodarki Światowej w Kilonii). Korzyści odnieśli najwięksi właściciele ziemscy w Polsce czyli uwłaszczeni nomenklaturowcy i esbecy - którzy skup ziemi, zwłaszcza przedwojennych ziemian (żyjących zresztą), rozpoczęli już po symbolicznej złotówce pod koniec lat 70. i dziś tworzą prawdziwą warstwę latyfundystów.
Tym wszystkim, którzy Unię kojarzą ze wzrostem gospodarczym, trzeba przypomnieć schyłek roku 1998 - kiedy to eurokraci wystąpili z planem ujednolicenia podatków WZWYŻ. Zarazem projektowano „narzucenie większej kontroli politycznej Europejskim Bankom Centralnym”. Wtedy parę rządów to zablokowało - ale nowy Traktat stwarza tu większe możliwości. Zaś rząd Gerharda Schroedera w ostrych słowach piętnował niskie akcyzy w Polsce, gdyż szkodziły interesom eksporterów niemieckich.
REKLAMA
Polityka niskich podatków jest esencją programu ekonomii podażowej, którą za swoją przyjęli konserwatyści w USA - będący dla eurokracji głównym lub może jedynym wrogiem.
Ale tych elementarnych informacji jakoś nasi „wykształceni mieszkańcy wielkich miast” nie przyswoili. Bo też nie było ich w mass-mediach...
Nie było w nich też o tym, że Bruksela ma już plan narzucenia nam otwarcia granic dla imigrantów z III Świata.
„Wykształconej młodzieży” wydaje się, że będą teraz żyli jak w Irlandii lub Hiszpanii. Nie poinformowano jej, że źródła sukcesu irlandzkiego to przede wszystkim ogromne inwestycje amerykańskie, gdyż w USA potomkowie Irlandczyków wciąż utrzymują więzy ze Starym Krajem. Co do Hiszpanii, to już teraz mułłowie zgłaszają oficjalne wnioski, by stare, puste katedry przemienić na meczety.
REKLAMA
Pozostają jeszcze sprawy ogólne, czyli filozofia pacyfizmu i uległości wobec Rosji i krajów arabskich - oraz automatyczny sprzeciw wobec wszystkiego, co amerykańskie; co już owocuje podskórną erozją NATO. Dla Brukseli i Berlina taki kraj jak Polska to jedynie rezerwuar siły roboczej i rynek dla najtańszych produktów. A jeśli zagrozi nam Rosja, to nikt w UE w naszej obronie palcem nie kiwnie.
Czym więc jest owa tożsamość europejska?
Można się tego domyśleć z wypowiedzi Stommy, Środy i ich kolegów. To po prostu najnowszy kostium ideologiczny, który w danym sezonie stanowi „krzyk mody” w Paryżu.
A tam Polakami już od czasu aliansu francusko-rosyjskiego sprzed 120 lat nie przejmował się nikt poza szlachetnymi outsiderami.
Pozostawiam w tym krótkim podsumowaniu na boku kwestie krajowe. Skoro młodzi, piękni i wykształceni uważają, że korupcja nie jest rakiem gospodarki i że może się rozwijać kraj, gdzie sądownictwo jest farsą, i gdzie większość mediów okazała się narzędziami propagandy PO i LiD - to czeka ich szybkie i bardzo przykre przebudzenie.
REKLAMA
Piotr Skórzyński
REKLAMA