Marcowy mit

Studenci w Paryżu czy Berlinie, wychwalający pod niebiosa Mao Tse Tunga i Ho Szi Mina, mieli tyle wspólnego z młodymi ludźmi w Polsce, ile Władysław Gomułka z demokracją.

2008-03-11, 16:43

Marcowy mit

Studenci w Paryżu czy Berlinie, wychwalający pod niebiosa Mao Tse Tunga i Ho Szi Mina, mieli tyle wspólnego z młodymi ludźmi w Polsce, ile Władysław Gomułka z demokracją.

Strajki Marzec 1968, źr. marzec1968.pl

Jednym z mitów polskiego Marca 1968, powtarzanym jak mantra przy okazji 40. rocznicy tych wydarzeń, jest twierdzenie o wspólnym podłożu buntu studenckiego w Polsce i na zachodzie Europy. Jest to pogląd z gruntu fałszywy. Jedyne, oczywiste, podobieństwo dotyczy wieku protestujących. Zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie, był to w przeważającej części bunt młodych. Natomiast samo podłoże i przebieg wiosennych protestów był całkowicie inny. Również realia w jakich odbywały się protesty były całkowicie odmienne.

Lata 60. na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych to czas dobrej koniunktury gospodarczej i ciągłego wzrostu stopy życiowej. Nastąpił gwałtowny rozwój nowych technologii. Wzrosła rola telewizji, która obok dostarczania informacji, stanowiła dla milionów widzów główne źródło rozrywki. Zwiększyło się zapotrzebowanie na dobra trwałego użytku. Ludzie kupowali coraz więcej samochodów, telewizorów, pralek, czy lodówek.

Jednocześnie nastąpiły przemiany w sferze społecznej, coraz więcej kobiet kończyło studia i podejmowało pracę. Temu wszystkiemu towarzyszyła prawdziwa rewolucja obyczajowa. Pojawiły się pigułki antykoncepcyjne, czy mini spódniczki. Narodził się ruch hipisowski, który obok haseł pacyfistycznych propagował wolną miłość i kult narkotyków. Triumfy święcił musical „Hair” i zespoły, jak The Beatles, The Rolling Stones i The Doors. Idolami nastolatków stali się, nie stroniący od narkotyków i skandali obyczajowych, Jim Morison, Jmi Hendrix, czy Janis Joplin. Rozwinęła się fala protestów przeciwko wojnie w Wietnamie.

REKLAMA

Młodzież infekowana była lewicowymi hasłami, dla wielu z nich prawdziwym idolem był wtedy Ernesto „Che” Guevara, argentyński rewolucjonista, gotowy utopić w morzu krwi tysiące niewinnych ludzi, byle tylko budować komunistyczną utopię. Zaskakujące, jak łatwo młodzież na Zachodzie przyjmowała lewackie hasła. Nie znając realiów życia w systemach komunistycznych zachwycała się działalnością takich zbrodniarzy jak Guevara i Mao Tse Tung. I właśnie ta wybuchowa mieszanka zmian społecznych, gospodarczych, obyczajowych i politycznych, przyniosła w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych, falę kontestacji.

W tym samym czasie gomułkowska Polska tonęła w szarzyźnie i marazmie. Systematycznie wzrastał czas oczekiwania na własne mieszkanie (o ile niewielką klitkę ze ślepą kuchnią można tak nazwać). Płace właściwie nie rosły. Najniższa gwarantowana pensja wynosiła 850 złotych. Dla porównania, wino marki „wino” kosztowało 23 złote, garnitur 2 tysiące, a telewizor 7. Stagnacja ekonomiczna i brak perspektyw rodziły uzasadnioną frustrację społeczną.

W drugiej połowie lat 60., w dorosłe życie wkraczali w Polsce ludzie urodzeni już po wojnie. Dla nich bełkoczący fatalną polszczyzną Gomułka, porównujący „osiągnięcia” PRL z II Rzeczypospolitą był co najmniej niezrozumiały, by nie powiedzieć śmieszny. Trudno było dyskutować z człowiekiem, który na żale robotników dotyczące ich sytuacji materialnej, odpowiadał, aby nie narzekali, bo on przed wojną miał tylko jedną koszulę, a oni dzisiaj mają po dwie, albo trzy (sic!).

Oczywiście Polska lat 60. nie była już tak odcięta od świata, jak w czasach stalinizmu. Docierały tu różne nowości i mody z Zachodu. Grały powstające jak grzyby po deszczu zespoły big beatowe, a młodzi ludzie wbrew ogólnemu oporowi zaczynali nosić długie, to znaczy opadające na uszy, włosy. Wszystko to jednak nosiło cechy zgrzebności i popłuczyn tego, co działo się w cywilizowanym świecie.

REKLAMA

Brak prawdziwego kontaktu z Zachodem pokazał chociażby entuzjazm, jaki towarzyszył w Polsce występom The Rolling Stones, czy The Animals. Nawet wizyty polityków, o ile przybywali z Zachodu, budziły powszechne zainteresowanie. Tak było np. przy okazji przybycia generała de Gaulle’a.

Tak więc bunt w Polsce i w Europie dojrzewał na całkiem innym podłożu. Młodzież na Zachodzie protestowała przeciwko konsumpcyjnemu stylowi życia swoich rodziców, próbując równocześnie negować tradycyjny system wartości. Wszystko to okraszone było lewicową ideologią. Młodzi Polacy wiosną 1968 roku nie protestowali przeciwko konsumpcjonizmowi, bo trudno to robić w kraju permanentnych niedoborów. Nie wychwalali też socjalizmu, tak jak ich koledzy na Zachodzie, bo w nim żyli i wcale im się to nie podobało. Studenci w Polsce chcieli przede wszystkim normalności i państwa, które nie będzie kłamało na każdym kroku. Domagali się wreszcie, aby władza, mieniąca się demokratyczną, respektowała podstawowe zasady takiego państwa, a więc prawo do zgromadzeń i wyrażania własnych poglądów, czy też wolności prasy. Nie przypadkowo jedno z najczęściej powtarzanych haseł Marca brzmiało – „Prasa kłamie”.

Protesty na Zachodzie, o czym najczęściej się zapomina, odbywały się przy otwartej kurtynie. Codziennie pisała o tym prasa, informowało radio i telewizja. W Polsce natomiast młodzi ludzie czytali na swój temat same kłamstwa, a za udział w strajkach i protestach byli bici, wyrzucani z uczelni, przesłuchiwani przez ubeków i wreszcie trafiali do „zaszczytnej” służby wojskowej, gdzie spotykały ich dalsze szykany i represje. Reasumując studenci w Paryżu, czy Berlinie, wychwalający pod niebiosa Mao Tse Tunga i Ho Szi Mina, mieli tyle wspólnego z młodymi ludźmi w Polsce, ile Władysław Gomułka z demokracją. Paradoksalnie młodzi na Zachodzie protestowali przeciwko systemowi, w którym niejeden z ówczesnych Polaków chciałby żyć.

Piotr Dmitrowicz

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej