Zachowawczy euroentuzjazm
Podstawową racją stanu Polski jest obecność w spójnej i w miarę jednorodnej Unii Europejskiej.
2008-03-17, 14:18
Ostatnie badania eurobarometru plasują nas w czołówce krajów najbardziej zadowolonych z członkostwa w Unii Europejskiej (71 proc.). Jednocześnie jesteśmy społeczeństwem, które w największym stopniu popiera rozszerzenie Unii Europejskiej. Ponad ¾ Polaków widziałoby miejsce w europejskiej rodzinie dla nowych członków.
Entuzjazm naszych rodaków przenosi się bezpośrednio na entuzjazm polityków. Minister spraw zagranicznych, Radek Sikorski stwierdzając, że „dziejowym obowiązkiem” Polski jest rozszerzenie Unii na wschód. Szef MSZ w ten sposób próbuje zignorować zupełnie przyczyny fiaska Traktatu Konstytucyjnego w 2005 roku. Dalej widzi Unię jako organizację, w której jeszcze wielu może znaleźć swoje miejsce. Tymczasem opór w zachodnich społeczeństwach roście. Społeczeństwa „starej Europy” są zmęczone. Ten stan rzeczy wynika z ogromnych kosztów rozszerzenia Unii o dziesięć nowych krajów, a także z perspektywy, że do UE może dołączyć Turcja, gdzie koszty integracji mogą być znacznie większe.
Eurosceptycy?
Społeczeństwa dwóch „motorów” Unii - Francji i Niemiec nawet w połowie nie są tak zainteresowane dalszym rozszerzaniem Wspólnoty. Poparcie wyraża tam tylko 1/3 społeczeństwa. Również Anglicy są sceptycznie nastawieni do powiększania Unii. Na tym tle polski entuzjazm wydaję się czymś oryginalnym i może budzić na Zachodzie pewne obawy.
REKLAMA
Właściwie należy postawić pytanie kim jest euroentuzjasta, a kim eurosceptyk? Czy sprzeciwianie się dalszym rozszerzeniom i stawianie na pogłębioną integrację jest równoważne ze sceptycyzmem wobec całego projektu? A z drugiej strony czy nadmierny entuzjazm nie biorący pod uwagę dominujących nastrojów nie przyczyni się do fiaska całej Wspólnoty?
Polityczny projekt musi w naturze rzeczy zakładać polityczną spójność i jednorodność, jeżeli chcemy efektywnie rozwijać demokratyczny system, a nie budować coś na kształt regionalnego ONZ. Ratyfikowany właśnie Traktat Lizboński zmierza w tym kierunku, jednak wprowadza zapisy, które biorąc pod uwagę społeczne nastroje w Europie Zachodniej, mogą tę spójność naruszyć.
Europa wielu prędkości
W myśl art. 10 Traktatu Lizbońskiego „decyzję upoważniającą do podjęcia wzmocnionej współpracy Rada przyjmuje w ostateczności, po ustaleniu, że cele takiej współpracy nie mogą zostać osiągnięte w rozsądnym terminie przez Unię jako całość, oraz pod warunkiem, że uczestniczy w niej co najmniej dziewięć Państw Członkowskich.”
Tak zwana koncepcja Europy różnych prędkości, czy też „twardego jądra” UE nie jest pomysłem nowym. Pomysł ten zakłada, że państwa, których integracja postępuje sprawniej mogą podejmować następne kroki integracyjne, nie oglądając się na resztę państw członkowskich. I o tym pomyśle coraz częściej dyskutuje się w Europie.
Propozycje takie zgłaszane są już od kilkunastu lat. Mało tego, w praktyce mamy z nimi do czynienia już teraz. Jest strefa Schöngen, do której przystąpiliśmy w poprzednim roku, w dalszej perspektywie dołączymy zapewne do strefy Euro. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć, jak sytuacja będzie kształtowała się, jeżeli coraz więcej obszarów działalności państwa, a zwłaszcza polityka zagraniczna, zostanie poddanych wspólnej polityce wąskiego grona państw. Może zaistnieć problem dołączenia do tej grupy, zwłaszcza jeżeli niechęć do rozszerzeń w „starych” unijnych krajach się utrzyma.
REKLAMA
Mieszkańcy Francji, Niemiec i krajów Beneluksu wyrażają tęsknotę za mniejszą, bardziej swojską Unią i odnoszą się niechętnie do włączania kolejnych państw. Jeżeli więc państwa Europy Zachodniej zdecydują się na wzmacnianie współpracy w wąskim gronie, z dużym prawdopodobieństwem znajdziemy się poza tą grupą, wraz z większością państw Europy Środkowo-Wschodniej, w towarzystwie Rumunii, Bułgarii i być może Turcji i Ukrainy.
Eurodziady
W tym miejscu należy otwarcie postawić pytanie, czy w interesie Polski jest popieranie dalszych rozszerzeń?
W polskiej polityce utarło się, że wolna i niezależna Ukraina jest gwarancją naszej niepodległości. Podstawową racją stanu Polski jest jednak obecność w spójnej i w miarę jednorodnej Unii Europejskiej.
REKLAMA
Stąd też jednym z priorytetów polskiej polityki zagranicznej powinno być dbanie, by nie doszło do „rwania peletonu i ucieczki najsilniejszych kolarzy.” Powinniśmy przeciwstawiać się tendencji do zamykania się państw w wąskim gronie. Należy przemyśleć wprowadzanie Ukrainy do Unii, które i tak z punktu widzenia obecnej sytuacji nie jest nawet rozważane przez pozostałych członków. Tym bardziej nie należy popierać członkostwa Turcji, wywołującego tak duże kontrowersje wśród obywateli państw zachodnich.
Planując więc polską politykę unijną warto wziąć pod uwagę opinie innych krajów i prowadzić politykę pragmatyczną zamiast wierzyć w dziejowe misje rozszerzania Unii na wschód, czy też krzewienia chrześcijańskich wartości w Europie. Może najwyższy czas pożegnać się z XIX-wiecznym romantyzmem. Inaczej w imię dziejowego posłannictwa, możemy zostać odsunięci na margines Europy, zaprzepaszczając tym samym wysiłek całych pokoleń Polaków, którzy widzieli miejsce Polski wśród nowoczesnych krajów demokratycznych..
Jan Wójcik
REKLAMA
REKLAMA