Zanim stłuczemy zwierciadło
Należy bić na alarm w związku z projektem ustawy o mediach publicznych.
2008-05-16, 13:36
„Pojęcia przeciwstawne oświetlają się nawzajem”, napisał wybitny filozof Artur Schopenhauer. Konfrontując się z przeciwnym poglądem napinamy umysł i zmuszamy swoją inteligencję do osiągnięcia wyższego poziomu. Jeśli przy tym uda się nam poskromić ego i zachować dystans do siebie, to zdołamy też osiągnąć pewną obiektywność - czyli otworzyć się na argumenty drugiej strony.
Taka była idea sokratejskich dialogów - i demokracji ateńskiej. Fenomenu nieznanego w innych miejscach świata. To, że opozycji się słucha, a nie niszczy się jej fizycznie i prestiżowo, to podstawa nowożytnej kultury Zachodu. To prawda, że niemal zawsze rozchodzimy się pozostając przy swoich poglądach: ale zwykle coś z argumentów rozmówcy każe nam się zastanowić - lub przynajmniej poszerza nasze widzenie świata.
Naturalnie, taka konfrontacja może być nader burzliwa, gdy pojawiają się kwestie moralne. Ale to jest może najcenniejsze. Niewiele osób przechodzi przez życie bez jakichś upadków (wyrządzanych innym krzywd). A ponieważ, jak spostrzegł już Demostenes, nie ma nic łatwiejszego niż oszukiwanie samego siebie - ktoś nawet wrogo do nas nastawiony może nam podstawić lustro i zmusić, byśmy ujrzeli tę część nas, która nie wygląda pochlebnie.
A bez rachunku sumienia nie ma moralności.
Takim lustrem na płaszczyźnie społecznej mają być w teorii media; zwłaszcza te z największą ilością odbiorców. Thomas Jefferson (bezwzględnie atakowany przez gazety przeciwników politycznych) napisał, że postawiony przed wyborem, wolałby kraj bez rządu lecz z prasą niż z rządem i bez dziennikarzy (wraz z opłaconymi paszkwilantami). Gdy znika niezależny głos komentatorów, państwo wybiera kurs na klęskę. Doświadczyły tego Niemcy nie tylko przed drugą lecz już przed pierwszą wojną światową: gdy dobierani przez wydawców publicyści wychwalali imperializm i aż do 1918 roku nakręcali gorączkę szowinistyczną. Niewiele lepiej było we Francji tego okresu. Przez większość XIX w. wystarczył okrzyk „Vive la Pologne”, by określić się jako zwolennik wszelkiej wolności. Ale w III Republice powstałej po klęsce w wojnie z Prusami w 1871 roku, to się zmieniło. Elita francuska wybrała Rosję jako głównego partnera. Przez ponad trzy dekady Francuzi czytali jakim cennym aliantem jest ten zacofany, przeżarty korupcją kraj, którego jedyną strategią wojskową było „nakrycie czapkami” wroga. A źródłem tej propagandy były interesy kilkudziesięciu finansistów i fabrykantów - oraz strumień rosyjskiego złota, który zapełnił kieszenie paryskich dziennikarzy.
Dlatego należy, póki mamy jeszcze możność, bić na alarm w związku z projektem ustawy o mediach publicznych. Gigantyczna mediów popiera rząd i zwalcza prezydenta. Wątła przeciwwaga to nieliczne, niskonakładowe pisma - i paru publicystów w mediach publicznych. Gdy tych ostatnich pozbawi się głosu - wrócimy po prostu do sytuacji propagandy sukcesu epoki Gierka, gdy tymczasem wciąż zaś nie dostajemy odpowiedzi na pytania: Co czeka młodzież, której sparaliżowana biurokracja i korupcją gospodarka nie da miejsc pracy?
Jak zapewnić utrzymanie rosnącym rzeszom emerytów?
Jak długo Bruksela tolerować będzie astronomiczny i wciąż rosnący polski dług publiczny?
Dziennikarzom „spolegliwym” wydaje się, że oni są poza tym scenariuszem - że, by sparafrazować pewnego Rzecznika, „media się wyżywią”.
Otóż bynajmniej niekoniecznie. Powszechne ubóstwo odbije się na czytelnictwie prasy; to jest oczywiste. Ale także reklamodawcy w mediach elektronicznych będą tracić zainteresowanie nimi, w sytuacji gdy konsumentów nie stać będzie na kupno zachwalanych towarów.
Polska to dla kapitału zachodniego nadal Dzikie Pola. Miałem okazję poznać jego przedstawicieli tu wysłanych. To bez wyjątku stażyści lub ludzie bez inicjatywy, którzy nie mieli szans gdzie indziej i których tu po prostu zesłano. O naszym kraju nie wiedzieli nic - i nie zamierzali się dowiadywać. Na weekendy wracali do siebie.
REKLAMA
Rzecz jasna, także w takim stanie można nadal istnieć jako państwo. Tak jak istnieje Boliwia czy kraje afrykańskie.
Pytanie czy warto.
Piotr Skórzyński
REKLAMA