Smoleńsk: panika kontrolerów na wieży
10 kwietnia na wieży było nerwowo - pisze"Gazeta Wyborcza".
2010-09-24, 10:35
Gdy 10 kwietnia nad smoleńskim lotniskiem zaległa mgła, wieża w panice pytała Moskwę: czy prezydencki Tu-154M może lądować? Moskwa w obawie przed skandalem przerzuciła decyzję na Polaków - akcentuje "Gazeta Wyborcza".
Gazeta poznała nowe fakty w sprawie katastrofy smoleńskiej, w której zginęli prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 osoby. Na wieży lotniska Siewiernyj 10 kwietnia 2010 r. poza kontrolerem lotów Pawłem Plusinem i jego pomocnikiem Ryżkowem był jeszcze płk gwardii Nikołaj Krasnokutski, były dowódca Pułku Wojskowego Transportu Lotniczego w Smoleńsku.
Wezwany w kwietniu
Krasnokutski do października 2009 roku dowodził pułkiem wojskowego transportu w Smoleńsku. Został przeniesiony, bo smoleński pułk rozformowano. Media rosyjskie pisały wtedy, że lotnisko rosyjskie jest "bez gospodarza", stąd mimo tego, że pas jest dobry nie może przyjmować delegacji rządowych.
Delegacjom z Polski - zarówno z 7 kwietnia (premiera), jak też z 10 kwietnia - proponowano lądowanie w Briańsku, ale w obu przypadkach zgody nie było - pisze "Gazeta Wyborcza". Dlatego na miejsce wezwano na okres 5-10 kwietnia płka Krasnokutskiego, który świetnie znał to lotnisko.
Zeznania kontrolerów lotu ze Smoleńska
Krasnokutski, choć to sprzeczne z procedurami, przejął inicjatywę na wieży. Dzwonił do przełożonych w Twerze i do dowództwa wojsk lotniczych w Moskwie, by dostać zgodę na wydanie zakazu lądowania (zamknięcie lotniska). Prosił o kontakt z "głównodowodzącym", ale odpowiadano mu, że jest nieosiągalny. Rozmówcy Krasnokutskiego z Moskwy uważali, że mimo fatalnych warunków Polakom należy pozwolić lądować, bo "może im się uda".
Według rosyjskich źródeł Moskwa obawiała się skandalu dyplomatycznego, gdyby polska delegacja nie mogła lądować - pisze gazeta.
Więcej o tym dziś w "Gazecie Wyborczej".
agkm, PAP, Gazeta Wyborcza
REKLAMA