Niemieccy zbrodniarze upamiętnieni na polskim cmentarzu

2019-01-28, 06:00

Niemieccy zbrodniarze upamiętnieni na polskim cmentarzu
Kwatera żołnierzy niemieckich na cmentarzu Poznań-Miłostowo. Foto: Zdzisław Lorek

Na największym poznańskim cmentarzu komunalnym od wielu już lat wydzielona jest kwatera niemiecka. Pochowani są tam m.in. żołnierze Wehrmachtu, którzy zginęli podczas II wojny światowej na terenach okupowanej Polski. Ale kwatera to nie tylko groby. Są tam też tablice z brązu "upamiętniające" hitlerowskich zbrodniarzy.

17 czerwca 1991 roku w Bonn rządy Rzeczypospolitej Polskiej i Republiki Federalnej Niemiec zawarły traktat „o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”. Umowa miała być symbolicznym zamknięciem „bolesnych rozdziałów przeszłości” i jednocześnie nawiązywać „do dobrych tradycji i przyjaznego współżycia w wielowiekowej historii Polski i Niemiec”. Wśród wielu zawartych w dokumencie ustaleń zapisano m.in., że rządy Polski i Niemiec „potępiają z całą stanowczością totalitaryzm, nienawiść rasową i etniczną, antysemityzm, ksenofobię i dyskryminację kogokolwiek, jak również prześladowania z powodów religijnych i ideologicznych”. Zapisy te dotyczyły więc przede wszystkich praw obywatelskich, które były łamane w III Rzeszy.

Cmentarz zbudowany rękami Żydów

Poznański cmentarz Miłostowo zaczęto tworzyć na początku lat 40. ubiegłego wieku, w czasie okupacji hitlerowskiej. W roku 1942 do ciężkich fizycznych robót przy jego budowie zaczęto kierować Żydówki z poznańskiego obozu Lager Elektromühle, a później także z innych miejscowości Warthegau, czyli terenów okupowanych i włączonych do III Rzeszy po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. Przy tworzeniu cmentarza pracowali też Żydzi z obozu Posen-Ost.

Pierwsze pochówki na Miłostowie datowane są na rok 1943. Tak zwaną „kwaterę niemiecką” utworzono tam jednak dopiero w roku 1994. Do jej powstania przyczynił się m.in. traktat z 1991 roku oraz wzajemne późniejsze ustalenia pomiędzy stronami polską i niemiecką. Dziś w miejscu tym ustawiony jest kamienny krzyż. Pośrodku kwatery znajduje się osiem dużych brązowych tablic, na których wyryto 1544 nazwiska żołnierzy poległych i zmarłych w Poznaniu i w okolicach podczas wojny i po jej zakończeniu. Napis na pierwszej tablicy wyjaśnia, że chodzi o tych żołnierzy, "których miejsce ostatniego spoczynku pozostało nieznane". Wśród nich - dwaj niemieccy nazistowscy zbrodniarze: doktor Rudolf Lange i Hermann Gielow.

Konferencja w Wannsee

Doktor Rudolf Lange (rocznik 1910) był z wykształcenia prawnikiem. Na uniwersytecie w Jenie w 1934 r. obronił doktorat. Jesienią 1936 r. wstąpił do SS. Rok później do NSDAP. Po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę pracował w Gestapo (m.in. w Weimarze i Erfurcie). Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej został członkiem Einsatzgruppe A, w której dowodził 2 oddziałem operacyjnym. Do grudnia 1941 r. jednostka ta wymordowała w masowych egzekucjach około 60 tysięcy łotewskich i niemieckich Żydów.

Upamiętniony Dr Rudolf Lange / Fot. Zdzisław Lorek Upamiętniony Dr Rudolf Lange / Fot. Zdzisław Lorek

20 stycznia 1942 roku doktor Rudolf Lange wziął udział w konferencji w Wannsee, na której podjęto decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Lange był jej najmłodszym uczestnikiem. Przedstawił podczas obrad swój "praktyczny" punkt widzenia i dotychczasowe skuteczne doświadczenia w masowym zabijaniu Żydów. Na protokole pokonferencyjnym wymieniony jest na stronie drugiej.

Druga strona protokołu z konferencji w Wannsee z nazwiskiem doktora Rudolfa Lange / Fot. www.ghwk.de Druga strona protokołu z konferencji w Wannsee z nazwiskiem doktora Rudolfa Lange / Fot. www.ghwk.de

Po powrocie na Łotwę, Lange nadal brał udział w mordowaniu ludności cywilnej. Poza rozstrzeliwaniem, do masowego zabijania dowodzona przez niego jednostka używała od 1942 r. również samochodów-komór gazowych.

Kulmhof i samochody-komory gazowe

Na ponad miesiąc przed konferencją w Wannsee, 8 grudnia 1941 r. w niewielkiej wiosce Kulmhof (dziś: Chełmno nad Nerem) Niemcy uruchomili pierwszy ośrodek zagłady dla Żydów z Warthegau. Ośrodek zagłady założono w środku wsi, na terenie pałacu. Niczego nieświadome ofiary przywożono tam ciężarówkami. Po wyładunku, do przybyłych przemawiał najczęściej jeden z członków załogi Kulmhof. Czasami był to jeden z więźniów. Przekonywał, że „w drodze na Wschód” zatrzymali się w tej uroczej wiosce, by przejść dezynfekcję. Przemowy były tak sugestywne, że ludzie bardzo często po ich zakończeniu bili brawo. Później ofiary przechodziły do pałacu. Tam rozbierały się i deponowały cenne przedmioty oraz dokumenty. Podziemnym pałacowym korytarzem pędzono je do rampy, gdzie stała ciężarówka-komora gazowa. Bitych i zastraszonych ludzi wpędzano do wnętrza pojazdu. Zamykano drzwi i uruchamiano silnik. Ofiary dusiły się przez kilkanaście minut. Kiedy krzyki cichły, samochód wolno ruszał w kierunku Lasu Rzuchowskiego, gdzie początkowo grzebano zagazowanych Żydów w masowych grobach, a później - by zatrzeć ślady masowych zbrodni – ich zwłoki palono.

Widok Chełmna nad Nerem w latach 40. ubiegłego wieku / Fot. IPN Widok Chełmna nad Nerem w latach 40. ubiegłego wieku / Fot. IPN

Szkic miejsca wizji lokalnej w Chełmnie nad Nerem 4 kwietnia 1995 r. / Fot. IPN Szkic miejsca wizji lokalnej w Chełmnie nad Nerem 4 kwietnia 1995 r. / Fot. IPN

Plan pałacu i jego otoczenia sporządzony podczas wizji lokalnej 4 kwietnia 1995 r.  / Fot. IPN Plan pałacu i jego otoczenia sporządzony podczas wizji lokalnej 4 kwietnia 1995 r. / Fot. IPN

W Kulmhof zabijano nie tylko Żydów. Ginęli tam też Romowie, jeńcy radzieccy, Polacy (w tym zakonnice i księża z domów starców i przytułków na terenie Włocławka), dzieci z Zamojszczyzny oraz dzieci z czeskich wsi Lidice i Ležáky.

Jedna z kartek napisanych przez ofiarę ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem / Fot. IPN Jedna z kartek napisanych przez ofiarę ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem / Fot. IPN

Oględziny samochodu-komory gazowej w 1945 r. / Fot. IPN Oględziny samochodu-komory gazowej w 1945 r. / Fot. IPN

Pierwszy etap istnienia ośrodka zagłady zakończył się 11 kwietnia 1943 r. Wówczas Niemcy wysadzili w powietrze pałac. W etapie drugim (od wiosny 1944 r. do stycznia 1945 r.) masowego zabijania dokonywano na terenie Lasu Rzuchowskiego. Jednym z kierowców samochodów-komór gazowych w drugim etapie funkcjonowania ośrodka Kulmhof był Hermann Gielow, który także został upamiętniony na tablicy z brązu na cmentarzu Poznań-Miłostowo.

Upamiętniony Hermann Gielow / Fot. Zdzisław Lorek Upamiętniony Hermann Gielow / Fot. Zdzisław Lorek

Gielow (rocznik 1892) ukończył osiem klas szkoły powszechnej i przez większą część swojego życia pracował jako ślusarz i kierowca. Walczył też jako żołnierz podczas I wojny światowej w bitwie pod Verdun. Do wybuchu II wojny światowej mieszkał w stolicy Niemiec. Później został powołany do wojska i skierowany do Gestapo w Poznaniu. Do ośrodka zagłady Kulmhof trafił w maju 1944 r. Za swoją pracę kierowcy samochodu-komory gazowej dostawał pieniądze.

Prawnik-samobójca i kierowca skazany na śmierć

Doktor Rudolf Lange w roku 1945 brał udział w walkach o Poznań. Miasto dosyć długo broniło się przed oddziałami Armii Czerwonej, bo od 24 stycznia aż do 23 lutego 1945 r. Lange - żeby uniknąć odpowiedzialności za popełnione zbrodnie - prawdopodobnie odebrał sobie życie.

Zupełnie inaczej potoczyły się losy Hermanna Gielowa. Według złożonych przez niego w śledztwie wyjaśnień nie brał on udziału w bitwie o Poznań. Jeszcze przed zajęciem miasta przez Rosjan, trafił do aresztu NKWD. 30 kwietnia 1948 r. został wydany Polakom. Przez dłuższy czas organy ścigania miały ogromne trudności z identyfikacją i wskazaniem konkretnych czynów, za które Gielow ma odpowiadać przed polskim sądem. Dopiero konfrontacja z mieszkańcami Chełmna nad Nerem, gdzie funkcjonował w czasie wojny ośrodek zagłady Kulmhof, pozwoliła w miarę precyzyjnie ustalić, co Gielow tam robił. W lutym 1950 r. trafił do sądu uzupełniony akt oskarżenia w tej sprawie. Niemieckiemu kierowcy zarzucono m.in. udział w zamordowaniu przy pomocy samochodu-komory gazowej blisko 10 tysięcy Żydów. Głównie starców, kobiet i dzieci.

Dekret dotyczący wykonania wyroku śmierci na Hermannie Gielowie / Fot. IPN Dekret dotyczący wykonania wyroku śmierci na Hermannie Gielowie / Fot. IPN

16 maja 1950 roku sąd wydał w sprawie Gielowa wyrok śmierci. W uzasadnieniu napisano m.in., że oskarżonego charakteryzowały „brak jakichkolwiek uczuć ludzkich” i to, że „podjął się dobrowolnie wykonywania tak potwornych czynności” wobec ludzi, „których życia pozbawił”. Gielow złożył apelację. Sąd Najwyższy na rozprawie rewizyjnej w dniu 16 marca 1951 r. utrzymał wyrok sądu niższej instancji w mocy. Hermanna Gielowa powieszono 6 czerwca 1951 r. w Poznaniu. I taka też data jest wyryta na tablicy na cmentarzu Poznań-Miłostowo.

Kto za to odpowiada?

Okazuje się, że dwa lata przed podpisaniem traktatu z czerwca 1991 r. premier Tadeusz Mazowiecki i kanclerz Niemiec Helmut Kohl wydali oświadczenie, które stało się na wiele lat później podstawą prawnych rozwiązań kwestii opieki nad grobami niemieckich żołnierzy na terenie Polski. Finałem tych działań była umowa podpisana 8 grudnia 2003 roku między rządami Polski i Niemiec „o grobach ofiar wojen i przemocy totalitarnej”. Jej nieprecyzyjne zapisy pozwoliły na umieszczenie na „upamiętniających tablicach” na poznańskim cmentarzu imion i nazwisk zbrodniarzy wojennych. Umowa zakładała bowiem, że ochroną prawną będą objęte osoby zmarłe i określone jako „członkowie niemieckich sił zbrojnych”.

A więc dr Rudolf Lange – jako członek Einsatzgruppe A – mógł wedle zapisów tejże umowy pojawić się na tablicy na cmentarzu Poznań-Miłostowo. Pomimo tego, że był jednym z wielu niemieckich zbrodniarzy wojennych, którzy popełniając samobójstwo, uniknęli procesu i skazania za swój udział w masowych mordach ludności cywilnej. I to w dodatku na poznańskim cmentarzu, na terenie byłego Warthegau, które spłynęło krwią wielu niewinnych zamordowanych cywilów. W miejscu, gdzie żaden zbrodniarz wojenny nie powinien być w jakikolwiek sposób upamiętniony. O tych okolicznościach w traktacie z 2003 roku nie ma jednak mowy. Zapis dotyczący "członków niemieckich sił zbrojnych" jest bardzo ogólny i pozwala na szeroką interpretację.

Problemem jest także Hermann Gielow. Zapis paragrafu pierwszego artykułu drugiego umowy zakłada, że dotyczy ona również innych osób, posiadających „obywatelstwo niemieckie, które utraciły życie wskutek przemocy totalitarnej w latach 1945-1949” na terytorium Polski. Gielowa powieszono w 1951 r. i nie był ofiarą przemocy. Jego śmierć sankcjonował proces i wyrok sądu.

Z informacji otrzymanych podczas pisania artykułu od dyrektorki Departamentu Dziedzictwa Narodowego ministerstwa kultury Pauliny Florjanowicz wynika, że celem podpisania umowy między rządami RP a RFN z 8 grudnia 2003 r. “było zapewnienie odpowiedniej opieki nad grobami i cmentarzami ofiar wojen. Umowa obowiązuje zarówno na terenie Polski jak i Niemiec”. Na kilka lat przed jej podpisaniem Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ustaliła ze stroną niemiecką, że “na cmentarzach niemieckich z okresu II wojny światowej, gdzie zostali pochowani esesmani i inni zbrodniarze nazistowskich Niemiec, nie powinny widnieć ich nazwiska”. Tablice na kwaterze w Poznaniu-Miłostowie powstały, wg danych z ROPWiM, wiosną 1994 r.

Obecnie kwaterą zajmuje się polsko – niemiecka Fundacja Pamięć, powołana 1 maja 1994 r. w Warszawie. „Jej celem – jak czytamy w mailu przesłanym przez biuro prasowe IPN - jest m.in. ochrona cmentarzy i grobów wojennych oraz upowszechnianie wiedzy i utrwalanie tradycji poszanowania miejsc pamięci i grobów, szczególnie wśród młodzieży”. Z kolei w mailu przesłanym przez prezeskę Fundacji Pamięć Izabelę Gruszkę czytamy, że “strona niemiecka nie udostępnia list żołnierzy pochowanych na poszczególnych cmentarzach [w Polsce]”.

Piotr Litka, Zdzisław Lorek

Polecane

Wróć do strony głównej