Jakub Wiech: odejście Polski od węgla do 2030 roku nie jest realne z uwagi na koszty i technologię
- Kluczowym problemem nie jest redukcja emisji w krajach, które są pomijalnie małymi emitentami jak Polska, ale systemowe rozwiązania, skierowane w stronę państw najbardziej przyczyniających się do wzrostu emisji CO2 - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego Energetyka24.com. Działacze Greenpeace chcą, by Polska zrezygnowała z węgla do 2030 roku.
2019-05-14, 11:50
Działacze organizacji Greenpeace rozwiesili wielkie, czarne transparenty z napisem "Polska bez węgla 2030" na siedzibach Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej w Warszawie. Jak informują, w ten sposób "protestują przeciwko ignorowaniu kryzysu klimatycznego przez największe polskie partie". "Obie partie pominęły kwestie ochrony klimatu w swoich programach wyborczych i nie zaproponowały daty odejścia Polski od węgla" - czytamy w komunikacie Greenpeace.
O tym, jak wygląda polski plan redukcji udziału węgla w energetyce i czy z tego surowca da się zrezygnować całkowicie, rozmawialiśmy z Jakubem Wiechem (portal Energetyka24.com).
PolskieRadio24.pl: W związku z protestem Greenpeace i postulatami tej organizacji, warto spytać, czy jest w ogóle realne, żeby Polska odstąpiła od węgla do 2030 roku? Rzecznik PiS Beata Mazurek wskazuje, że wycofanie się z tego surowca oznaczałoby "drastyczne podwyżki i kryzys gospodarczy".
Nie jest to realne. Po pierwsze, wchodzą tu w grę koszty. Przypomnę, że tak naprawdę trudno oszacować kwotę potrzebną do tego, by sfinalizować projekt odejścia od węgla do 2030 roku. Plan polityki energetycznej Polski do 2040 roku, zakładający, że udział węgla będziemy minimalizować (ale nie do ostatecznego wygaszenia naszych mocy węglowych), zakłada, że potrzeba do tego 400 mld zł na przestrzeni następnych 20 lat. A i wtedy nie damy rady wyrzucić węgla z "miksu energetycznego". Trudno więc założyć, ile pieniędzy trzeba by wydać na to, by "wyjść" z węgla do 2030 roku.
Druga sprawa to techniczne możliwości. Tak naprawdę nie wiadomo, czym węgiel zastąpić w tym czasie. Nie możemy oprzeć się na źródłach odnawialnych ze względu na to, że są niestabilne. Nie mamy też rozwiniętej technologii magazynowania energii, więc nie jesteśmy w stanie zbudować stabilnego systemu. Polska byłaby zdana albo na kolosalne importy energii, niebezpieczne dla naszego systemu energetycznego, albo na inwestycję w moce gazowe, które spełniają wymagane standardy emisyjności. Jesteśmy tu w pewnym "klinczu" technologicznym, więc ten projekt nie jest możliwy do zrealizowania. Z tych powodów nie jesteśmy w stanie nawet myśleć o takim postulacie jak rezygnacja z węgla do 2030 roku.
REKLAMA
Greenpeace zarzuca Platformie Obywatelskiej, że jako największa partia opozycyjna "wciąż nie wpisała dekarbonizacji w program wyborczy". O ignorowanie problemu oskarża się też partię rządzącą. Czy w przypadku dekarbonizacji jest szansa na kompromis, który pozwoli jak najmniej "boleśnie" redukować udział węgla w naszej energetyce?
Pewne kompromisowe rozwiązania starają się prezentować zarówno członkowie partii rządzącej, jak i partii opozycyjnych. Rząd Zjednoczonej Prawicy, w swojej strategii polityki energetycznej Polski do 2040 roku, przedstawił ścieżkę odchodzenia od węgla. Zakłada ona istotny spadek, zarówno udziału węgla w "miksie", jak i emisji do 2040 roku.
"Kartą" węglową starają się grać również ugrupowania opozycyjne. Platforma Obywatelska zapowiedziała, że do 2030 roku polskie domy nie będą ogrzewane węglem, co budzi pewne kontrowersje, bo można przez to rozumieć wszystko, na przykład wyłączenie elektrociepłowni.
Najbardziej radykalna jest Wiosna Roberta Biedronia, która chce już do 2035 roku wyrzucić w ogóle węgiel z polskiego "miksu energetycznego". Te wszystkie ugrupowania "krążą" wokół węgla, Greenpeace jest tu najbardziej radykalną z organizacji postulujących politykę dekarbonizacyjną.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na to, co się dzieje w Niemczech. Tam pomimo setek miliardów euro włożonych na transformację energetyczną nie udało się zrezygnować z węgla. Cały czas 35 proc. energii elektrycznej w tym kraju pochodzi z tego źródła.
REKLAMA
Ten przykład wskazuje na to, jakie nakłady są potrzebne, by redukować rolę węgla w naszym "miksie". Zwłaszcza że pod względem energetycznym jesteśmy uzależnieni od tego surowca w 80 proc. Tyle prądu generuje się w Polsce z węgla brunatnego i kamiennego.
Skoro przywołał pan przykład z zagranicy, chciałbym odnieść się do wpisu na pańskim mikroblogu, gdzie wskazuje pan, że aby realne zmiany w uzdrawianiu światowego klimatu mogły zajść, "odejść od węgla muszą najwięksi emitenci, czyli Chiny, Indie i USA. Te trzy kraje odpowiadają łącznie za ok. 50 proc. globalnych emisji CO2". Czyli nawet drastyczna redukcja węgla w "miksie energetycznym" Polski nie przełożyłaby się na zmiany w skali globalnej?
Patrząc przez pryzmat całego czasu i ilości emisji globalnych, to Polska, nawet jeżeliby jutro zdekarbonizowała całkowicie swoją gospodarkę i wygasiła wszelkie możliwe źródła emisji CO2, nie wpłynęłaby w zauważalny sposób na stan zmiany klimatu. Wynika to z tego, że wzrost światowych emisji dwutlenku węgla jest większy niż cała jego polska produkcja. W tym momencie ekolodzy i eksperci na całym świecie biją na alarm, gdyż osiągnęliśmy rekordowy w historii poziom emisji CO2. Wynika to z tego, że wysiłki emisyjne, przede wszystkim rygorystycznej pod tym względem Unii Europejskiej, są zaprzepaszczane przez państwa stosujące znacznie mniej radykalne rozwiązania. Przede wszystkim chodzi tu o Chiny, dużą rolę odgrywają też Indie i Stany Zjednoczone. Te trzy kraje odpowiadają za mniej więcej połowę światowej emisji CO2.
REKLAMA
Ponadto wiele krajów, często rozwijających się, wciąż korzysta z tego, że węgiel jest tanim i łatwo dostępnym paliwem i buduje na tym surowcu swoją gospodarkę. Kluczowym problemem nie jest redukcja emisji w krajach, które są pomijalnie małymi emitentami jak Polska, ale systemowe rozwiązania, skierowane w stronę państw najbardziej przyczyniających się do wzrostu emisji CO2.
Polska ma tu pewne pole do popisu, bo możemy na przykład na forum Unii Europejskiej zaprezentować szersze programy, które wykorzystywałyby finanse krajów korzystających z dobrodziejstw, jakie niosła nielimitowana emisja w XIX czy XX wieku. Byłoby to rozwiązanie, które mogłoby być znacznie skuteczniejsze niż wysiłki na polu redukowania emisji węgla.
msze, IAR, facebook.com/jakub.wiech.mikroblog
REKLAMA