Piotr Müller: listy Falenty są przejawem skrajnej desperacji

- Listy Marka Falenty są przejawem aktu skrajnej desperacji człowieka, który został skazany prawomocnym wyrokiem - ocenił rzecznik rządu Piotr Müller. W jego ocenie Falenta "podejmie się wszystkiego, co może, żeby w jakiś sposób poprawić swoją sytuację".

2019-06-12, 12:27

Piotr Müller: listy Falenty są przejawem skrajnej desperacji

"Gazeta Wyborcza" opublikowała w środę treść listu, który Marek Falenta - biznesmen skazany w aferze podsłuchowej - miał napisać w lutym do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

"Liczyłem, że wielka sprawa, do jakiej się przyczyniłem, zostanie mi zapamiętana i po wygranych wyborach załatwiona niejako z urzędu. Zresztą taka była obietnica panów z CBA" - takie m.in. zdanie znalazło się w liście opublikowanym przez "GW". Z kolei "Rzeczpospolita" poinformowała w poniedziałek, że Falenta napisał we wniosku o ułaskawienie skierowanym do prezydenta Andrzeja Dudy, że jeśli nie zostanie ułaskawiony, to ujawni, kto za nim stał.

Rzecznik rządu pytany w środę w Sejmie przez dziennikarzy powiedział, że "te listy przede wszystkim są przejawem jakiejś takiej desperacji pana Falenty". - Tylko tak to możemy odbierać, w żaden inny sposób. To jest osoba skazana prawomocnym wyrokiem. Podejmie się wszystkiego, co może, żeby w jakiś sposób poprawić swoją sytuację. Tyle możemy powiedzieć - stwierdził.

"Żadnych nowych taśm nie będzie"

Dopytywany o ewentualne ujawnienie przez Falentę "kolejnych taśm", Müller odparł: "myślę, że żadnych nowych taśm nie będzie". - Marek Falenta, gdyby chciał cokolwiek ujawnić, już dawno by to zrobił, próbując się chronić przed potencjalnym wyrokiem. My to odbieramy po prostu jako skrajny akt desperacji człowieka, który został skazany prawomocnym wyrokiem - podkreślił.

Pytany o nagranie z podsłuchanej rozmowy, podczas której obecny premier Mateusz Morawiecki "miał mówić o kupowaniu nieruchomości na tzw. słupy", rzecznik rządu odparł: "trudno mi komentować rzeczy, których nie ma".

Do sprawy listu Falenty odniosła się na Twitterze Anita Czerwińska, rzecznik PiS. "List M. Falenty opisany w dzisiejszej publikacji »Gazety Wyborczej« wpłynął do biura Prezesa PiS. Listowi nie nadano dalszego biegu. Nie było żadnych podstaw, by odnosić się do jego kuriozalnej treści" - napisała. 

Jesienią portal Onet opublikował artykuł "Afera taśmowa. Kelnerzy obciążają Morawieckiego", w którym dziennikarze powołali się na akta afery taśmowej, do których dotarli. Według informacji Onetu kelnerzy skazani w wyniku tzw. afery podsłuchowej obciążyli w swoich zeznaniach obecnego premiera, w latach 2007-2015 prezesa banku BZ WBK. Na jednej z taśm - jak podał portal - "Morawiecki miał dyskutować o zakupie nieruchomości na tzw. słupy".

REKLAMA

Nowe informacje ws. Falenty

We wtorek "Gazeta Wyborcza" podała, powołując się na lobbystę związanego z prezydentem Andrzejem Dudą, że Falenta dysponuje nagraniem z centrali PiS w Warszawie z 2014 roku, na którym prezes ugrupowania Jarosław Kaczyński komentuje podsłuchy polityków rządu PO-PSL, które dostarczył mu Falenta. 

"Gazeta Wyborcza" napisała w środę, że list Falenta miał wysłać do Kaczyńskiego 6 lutego. Jak zaznacza gazeta, w czasie, gdy Falenta pisał list, walczył o to, by nie trafić do więzienia. W liście przywołanym w dzienniku Falenta miał opisywać, "jak bardzo zasłużył się dla wyborczego zwycięstwa PiS w 2015 roku".

"Razem z polskimi służbami od kilkunastu lat tępiłem liczne przykłady rozkradania majątku państwowego. Mogą to potwierdzić liczni funkcjonariusze polskich służb, m.in. Panowie Jarosław Wojtycki, szef warszawskiej delegatury CBA, i pełnomocnik szefa CBA Artur Chudziński. O mojej patriotycznej postawie funkcjonariusze służby zeznawali jako świadkowie w sądzie, który mnie skazał" - cytuje dziennik.

"Falenta na końcu listu załączył kopie tajnych meldunków CBA"

W liście tym biznesmen miał też tłumaczyć, że ludzie służb lojalni wobec PiS odegrali ważną rolę w rozegraniu afery podsłuchowej za rządów PO-PSL. "Gdy odkryłem proceder nagrywania przez kelnerów (kelnerzy zeznali, że to Falenta namówił ich na rejestrowanie rozmów - "GW"), od początku przyszedłem z tymi informacjami, jeszcze przed aferą, do Pana byłego skarbnika Stanisława Kostrzewskiego, któremu jako pierwszemu pokazałem pozyskane nagrania u mnie w biurze. Zatrudniłem wtedy jego siostrzenicę" - przywołuje "GW".

Falenta dalej miał pisać: "Potem spotkaliśmy się u Pana w siedzibie przy ul. Nowogrodzkiej. To on skontaktował mnie z agentami służb CBA z Wrocławia i ABW z Katowic, którym otwarcie pokazałem, jaki materiał pozyskałem. Poprosili o kontynuację tej operacji, co też wykonałem. Wszystko jest dokładnie opisane w tajnych raportach CBA. W tajnej bazie operacyjnej CBA w okolicach Płocka uzgodniłem, że przekażę cały pozyskany materiał. Przekazanie nastąpiło poprzez wprowadzenie informacji z nagrań do systemu operacyjnego CBA przez agentów CBA z wykorzystaniem jako źródła Pana (tu pada pseudonim operacyjny - »GW«)". Falenta miał stwierdzić także, że - jak pisze "GW" - "miał świadomość, że przekazany materiał będzie ujawniony i wykorzystany" do wygrania wyborów przez PiS oraz prezydenta.

Według "GW" Falenta na końcu listu załączył kopie tajnych meldunków CBA na dowód, że znalazły się w nich przekazywane przez niego informacje z podsłuchów.

Falenta skazany na 2,5 roku więzienia

Falenta został zatrzymany w Hiszpanii 5 kwietnia br. Wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek policji wydał za nim europejski nakaz aresztowania, po tym gdy nie stawił się on 1 lutego w zakładzie karnym, by odbyć karę więzienia. Falenta został wydany Polsce przez hiszpańskie władze w piątek i tego samego dnia został przetransportowany do Warszawy.

W 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Falentę na 2,5 roku więzienia w związku z tzw. aferą podsłuchową. Wyrok uprawomocnił się w grudniu 2017 roku. Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 do czerwca 2014 roku na zlecenie Falenty w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych.

Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika. Ujawnione w tygodniku "Wprost" nagrania wywołały w 2014 roku kryzys w rządzie Donalda Tuska.

kad

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej