Zgroza, czyli koza

W "Mistrzu i Małgorzacie" jeden z członków świty Wolanda, kot Behemot, wsiada do tramwaju i chce kupić bilet, co oczywiście mu się nie udaje, bo jest kotem. Akcja książki Michaiła Bułhakowa rozgrywa się w sowieckiej Moskwie. Tymczasem we współczesnej Warszawie tramwajem jeździły kozy. Powstaje pytanie, czy rogate zwierzaki również nie są jakimiś pomagierami diabła, bo chyba tylko ingerencją ciemnych sił stołeczny ratusz może wytłumaczyć się z kolejnej wpadki wizerunkowej.

2019-10-05, 07:18

Zgroza, czyli koza
Kozy w Warszawie. Foto: PAP/Leszek Szymański

A miało być tak pięknie. Zarząd Zieleni, instytucja podlegająca stołecznemu ratuszowi, postanowił stworzyć ekologiczny projekt. Na wyspie w pobliżu mostu Gdańskiego postanowiono zainstalować kozy, które od maja do końca października miały wcinać roślinki, a tym samym – ułatwiać budowanie gniazd ptakom wodnym. Realizację zlecono pewnemu Dagestańczykowi, który trudnił się hodowlą kóz. Ten zaś – jak informowali działacze Animal Rescue Polska – do pilnowania przebywających na wyspie zwierząt zaangażował bezdomnego. Po kilku miesiącach z 60 kóz została połowa.


Powiązany Artykuł

PAP Warszawa kozy 1200.jpg
Animal Rescue: pół stada kóz przypłaciło życiem zabawę miasta w ekologię

Właściciel stada, który – nawiasem mówiąc – usłyszał już zarzut znęcania się nad zwierzętami, zrzuca winę właśnie na pilnującego. W programie "#Jedziemy" Dagestańczyk opowiadał, że bezdomny miał z kozami jechać tramwajem na drugą stronę Wisły i że zdarzyło się, że koza samopas wlazła do sklepu, po czym zeżarła komuś bułki.

Kozy podróżujące komunikacją miejską albo łażące po sklepie zjawiskiem codziennym w centrum stolicy raczej nie są, ktoś powinien wobec tego zainteresować się, dlaczego zamiast wyżerać roślinki na wyspie, urządzają sobie wycieczki.

CZYTAJ WIĘCEJ  >>>  Martwe kozy w Warszawie. Fiasko ekologicznego projektu Zarządu Zieleni

REKLAMA

Jest taki żydowski szmonces: przychodzi Icek do rabina i mówi, że taki jest nieszczęśliwy. Pyta, co zrobić, by być szczęśliwym. A rabin na to: "Weź ty, Icek, kozę i mieszkaj z nią w domu przez miesiąc. A potem do mnie wróć". Po miesiącu wraca Icek, włos posiwiały, wzrok błędny i w płacz: "Jaki ja jestem strasznie nieszczęśliwy, koza żre meble, pościel żre, ubrania żre, wszystko żre!". A rabin rzecze: "To teraz wystaw kozę na podwórko i wróć za tydzień". Mija siedem dni, Icek pędzi – płaszcz rozwiany, wzrok błyszczący, uśmiech szeroki: "Och, rabinie! Jaki ja jestem szczęśliwy". Tymczasem okazuje się, że wbrew opowiastce koza bezkarnie jednak wszystkiego nie zeżre, a nawet nie wypije, bo według jednej z przyjętych przez śledczych wersji kozy mogły paść wskutek picia wody z Wisły.


Powiązany Artykuł

kozy-owce-Wisla-UMWaw-1200.jpg
Martwe kozy nad Wisłą. Są zarzuty znęcania się nad zwierzętami

Właścicielowi stada umowę już wypowiedziano, niemniej jednak miasto raczej nie będzie tak szczęśliwe jak ów Icek po wystawieniu kozy z domu. Ratusz – a wraz z nim dowodzący Warszawą prezydent – ma bowiem na swoim koncie kolejną wpadkę wizerunkową. Że zaś Trzaskowski to jeden z pierwszoligowych polityków Platformy Obywatelskiej, to kozia afera przyklei się zapewne do całej partii, która na finiszu kampanii i tak ma katastrof wizerunkowych całkiem sporo. Ich liczbę można tłumaczyć albo bezmyślnością, albo ingerencją sił piekielnych. W obu wypadkach wydaje się jednak, że Platformy nie uratuje nawet Małgorzata.

Magdalena Złotnicka

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej