"Straciłem mentora. Kogoś, kto zmienił mój świat". Jan Ołdakowski wspomina Lecha Kaczyńskiego

2020-04-10, 06:33

"Straciłem mentora. Kogoś, kto zmienił mój świat". Jan Ołdakowski wspomina Lecha Kaczyńskiego
Jan Ołdakowski i Lech Kaczyński podczas otwarcia drukarni w Muzeum Powstania Warszawskiego. Foto: PAP/Szymon Pulcyn

- Straciłem, autorytety, przyjaciół. Z ponad 40 osobami, które były w samolocie, byłem na "ty". Miałem poczucie, że mój świat się po prostu zawalił - tak momenty po katastrofie smoleńskiej wspomina w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego i były bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego. 

Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl: Lech Kaczyński był panu bardzo bliski. To pan przeprowadził od początku do końca proces budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, które Lech Kaczyński obiecał, gdy kandydował na prezydenta Warszawy. Jak wyglądały początki pana współpracy z ówczesnym prezydentem?

Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego: Była to sytuacja dość anegdotyczna. Przyszedłem do Lecha Kaczyńskiego z prośbą o objęcie patronatem konkursu wiedzy o Powstaniu Warszawskim, który wymyśliliśmy z grupą przyjaciół jako wolontariusze. Bardzo bałem się tego spotkania, ponieważ Lech Kaczyński miał opinię osoby kostycznej, nieufnej w stosunku do ludzi, których nie znał. Gdy doszło do tego spotkania, Lech Kaczyński zaczął ze mną rozmawiać o historii, promowaniu jej wśród młodych. Spotkanie przebiegło zatem w zupełnie innej atmosferze, niż się spodziewałem.

Jan Ołdakowski i Lech Kaczyński Jan Ołdakowski i Lech Kaczyński

W pewnym momencie Lech Kaczyński powiedział, że ma wakat na stanowisku pełnomocnika ds. budowy Muzeum Powstania Warszawskiego. Zaproponował mi podjęcie się tego wyzwania. Powiedziałem wówczas, że pracuję ze swoimi przyjaciółmi, a on zgodził się, żebyśmy razem się tym zajęli. Wspólnie z Pawłem Kowalem stworzyliśmy koncepcję muzeum. Na początku lipca 2003 roku już oficjalnie otrzymałem nominację. Było napisane na niej, że moim zobowiązaniem jest otworzenie muzeum w 60. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tak się ta przygoda zaczęła.

"Byłem w szoku, bo rozmawiałem z nim pierwszy raz w życiu. Lech Kaczyński spytał mnie, czy chcę się w to zaangażować i czy umiem to zrobić. Na oba pytania odpowiedziałem twierdząco, choć nie miałem bladego pojęcia, jak się buduje muzeum" - pana cytat z jednego z wywiadów.

Miałem wówczas poczucie, że umiemy robić takie projekty. Ale nikt wtedy w Polsce nie umiał budować nowoczesnych muzeów. Tymczasem stworzyliśmy miejsce, którego celem było przyciągnięcie młodych ludzi i oddanie hołdu uczestnikom Powstania Warszawskiego.

Powiedział pan, że Lech Kaczyński wydawał się postacią kostyczną. Czy przy bliższym poznaniu zmienił pan zdanie?

Tak. Dość szybko polubiliśmy się z prezydentem. Spotykaliśmy się co tydzień i opowiadaliśmy, na jakim jesteśmy etapie realizacji projektu. Nasza koncepcja mu się podobała. W pewnym momencie postanowił, że ta ekipa, która odpowiada za zbudowanie Muzeum Powstania Warszawskiego, musi przygotować obchody kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego. Pod nami ugięły się nogi. Wydawało się nam to okrutne, bo i tak mieliśmy bardzo dużo pracy. Ale okazało się, że prezydent miał rację. Nie dało się bowiem odłączyć muzeum od części społecznej. To był dowód jego wizjonerstwa i patrzenia kilka kroków w przód. 

CZYTAJ RÓWNIEŻ >>> "Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć swoim gościom". Dziennikarze Polskiego Radia wspominają dzień katastrofy smoleńskiej

10 kwietnia 2010 roku miał pan lecieć do Smoleńska. Postanowił pan jednak ustąpić miejsca rodzinom pomordowanych żołnierzy. To był przypadek, przeznaczenie? Jak to nazwać?

To były bardzo trudne momenty. Uważałem, że skoro są osoby, które jeszcze nie były w Smoleńsku, to powinny tam polecieć, a ja ustąpię im miejsca. Rozmawiałem wówczas w Pałacu Prezydenckim z Maciejem Łopińskim, ministrem w Kancelarii Prezydenta. Po chwili dołączył do nas Lech Kaczyński, który wrócił od mamy ze szpitala. Rozmawialiśmy wtedy ze trzy godziny. Nie o polityce, sytuacji bieżącej, ale o chorobie jego mamy, kulturze, literaturze, filmach z lat 60., w tym Wojciecha Jerzego Hasa czy Andrzeja Wajdy. Lech Kaczyński miał świetną pamięć, wiele z tych filmów oglądał. To było nasze ostatnie spotkanie.

Prezydent Lech Kaczyński Prezydent Lech Kaczyński

Jak dowiedział się pan o katastrofie?

Byłem wtedy w domu. Zadzwonił jeden z pracowników Kancelarii Prezydenta jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem, że doszło do katastrofy. Mówił, że coś niedobrego dzieje się na lotnisku. Gdy już podano tę informację, część mediów - z uwagi, iż byłem na oficjalnej liście - podała, że ja również zginąłem. Do mojego rodzeństwa pisali ludzie z kondolencjami. Moi bliscy wiedzieli jednak, że nie poleciałem do Smoleńska. Ja sam próbowałem zrozumieć, co się tam stało. Pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego i tam spotkaliśmy się z przyjaciółmi, by tę żałobę przeżyć wspólnie. 

Straciłem, autorytety, przyjaciół. Z ponad 40 osobami, które były w samolocie, byłem na "ty". Miałem poczucie, że mój świat się po prostu zawalił.

CZYTAJ RÓWNIEŻ >>> "Wyraz narodowej pamięci". Unikatowe albumy Polskiego Radia w hołdzie ofiarom tragedii smoleńskiej

Czuje się pan "sierotą po Lechu Kaczyńskim"? Tak - między innymi pana – opisywały po katastrofie media.

Tak. To dla Lecha Kaczyńskiego wszedłem do świata polityki, choć nie czułem się w nim dobrze. Był on w części dla mnie mentorem, autorytetem, miał wspaniałą wizję świata. Jego momentami porywczy charakter dodawał mu tylko barwy. Był kimś wyjątkowym na polskiej scenie politycznej. Miałem poczucie, że z nikim już się tak nie zaprzyjaźnię. Część mediów eksponowała jego negatywne cechy. Ale prywatnie był inną osobą. My znaliśmy człowieka, który interesował się sprawami swoich współpracowników, był w stanie się dla nich poświęcać, pamiętał o ich urodzinach. To było niespotykane. 

Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, Jan Ołdakowski

Na placu marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie stoi pomnik Lecha Kaczyńskiego, on sam spoczywa z Marią Kaczyńską na Wawelu. Czy ma pan poczucie, że były prezydent został godnie upamiętniony?

Zawsze, gdy jestem w Krakowie, odwiedzam kryptę Lecha i Marii Kaczyńskich. Wydaje mi się, że to miejsce na Wawelu jest godne. Z warszawskich upamiętnień natomiast najbardziej lubię tablicę, którą udało nam się odsłonić w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Na tej tablicy Lech Kaczyński jest bardzo do siebie podobny, takiego go zapamiętamy.

Dojrzeliśmy już jako społeczeństwo do rozmów o Smoleńsku?

Nie, i bardzo trudno mi jest na ten temat rozmawiać. Żałuję, że nie udało się zbudować pewnej wspólnoty, wspólnego przeżywania tej tragedii. Na ten temat są bowiem bardzo skrajne opinie. Nie chcę słuchać już rzeczy, które obrażają mnie osobiście i pamięć o moich przyjaciołach, którzy tam zginęli. Tę 10. rocznicę spędzę razem z ludźmi, którzy byli bliscy ofiarom tej tragedii. 

PolskieRadio24.pl 

Polecane

Wróć do strony głównej