Prezydent Andrzej Duda gwarantuje silne państwo

Silne państwo to nie takie, które ściga podatnika, który pomylił się w zeznaniu podatkowym o 2 złote, tylko takie, które daje swoim obywatelom gwarancje bezpieczeństwa i możliwości rozwoju. Wśród elementów niezbędnych w silnym państwie jest sprawna i powszechnie dostępna publiczna służba zdrowia.

2020-04-28, 14:26

Prezydent Andrzej Duda gwarantuje silne państwo

Prezydent Andrzej Duda podpisał deklarację, w której zobowiązał się, że w swojej drugiej kadencji jako głowa państwa nie podpisze żadnej ustawy, która pozwalałaby na prywatyzowanie publicznych szpitali. Kilka dni wcześniej prezydent zapowiedział, że będzie bronił programów społecznych takich jak Rodzina 500 plus czy Emerytura Plus.

Powiązany Artykuł

grodzki mid-20424329 1200.jpg

Po 123 latach zaborów i zwycięskiej walce o własną państwowość Polacy byli dumni z odzyskania niepodległości przez Polskę. Duma ta przekładała się na powoływane przez Niepodległą państwowe instytucje: Polskie Koleje Państwowe, Pocztę Polską, centralne urzędy, uczelnie wyższe, policję czy wojsko. Przed II wojną światową państwowe znaczyło szanowane, wartościowe i gwarantujące odpowiednią jakość.

Po 1989 r. zdewaluowane przez PRL pojęcie państwa i jego instytucji można było odbudowywać i przywracać jego prestiż. Większość rządów szła jednak na łatwiznę: zamiast naprawiać wycofywano się z kolejnych zdegradowanych obszarów. Liberalny model państwa oznaczał jego redukcję, dla której szukano akceptacji społecznej poprzez likwidowanie poczucia solidaryzmu (każdy ma to, na co zasłużył) i idealizację kapitału zagranicznego (kapitał nie ma narodowości). Szczyt liberalizmu przypadł na rządy PO-PSL, kiedy rządzący wręcz szczycili się tym, że sprowadzili państwo do roli „nocnego stróża”.

Powtarzano Polakom, że to, co stanowi własność prywatną, jest wydajne i ekonomiczne, a to, co państwowe niewydajne i kosztowne. Wszelkie usługi publiczne powinny realizować podmioty prywatne, wtedy osiągnie się wysoką jakość i niską cenę. Zaszczepienie takiego myślenia nie tylko oznaczało przyzwolenie na liczne nadużycia, jakimi było oddawanie w ręce prywatne funkcjonujących przedsiębiorstw. Prywatyzacja miała być także lekarstwem na niedomagania służby zdrowia. Prywatyzowano szpitale, które często dobrze funkcjonowały, były wcześniej remontowane i doposażone w nowoczesny sprzęt. Najgorsze jednak, że w miejsce obiecywanej poprawy usług medycznych następowało ich dalsze pogorszenie.

REKLAMA

Nie da się ukryć, że jakość publicznej opieki medycznej pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Wiele nowych, prywatnych placówek medycznych istotnie poprawiło dostępność do lekarzy i zabiegów, ale tylko dla osób zamożniejszych. Z myślą o nich powstały całe centra medyczne nastawione na klienta komercyjnego – także korzystającego z pakietów ubezpieczeniowych, które stały się popularne. Szybka i dobra obsługa w wielu prywatnych placówkach miała być dowodem na to, że NFZ i państwową służbę zdrowia powinno się zlikwidować. Życie jednak zweryfikowało ten pogląd.

Najpierw pojawiły się problemy z obsługą pacjentów ubezpieczonych prywatnie. Ich liczba (w ubiegłym roku ponad 2,6 miliona Polaków) przerosła możliwości organizacyjne placówek medycznych. Do specjalistów i na zabiegi powstały kolejki, czasem nawet wielotygodniowe. Skończył się „raj” prywatnej opieki medycznej, pojawiły się problemy z kadrami. W tym samym czasie resort zdrowia ministra Łukasza Szumowskiego zaczął "odtykać" system NFZ. Zdumieni pacjenci zorientowali się, że w wielu przypadkach mogą liczyć na lepszy termin w placówkach Narodowego Funduszu Zdrowia niż na prywatne ubezpieczenie.

Powiązany Artykuł

skrzynka pocztowa1200.jpg
Demokracja przychodzi do domu

Prawdziwym szokiem była jednak reakcja wielu prywatnych placówek w obliczu epidemii. Wiele z nich, nawet posiadających kontrakty z NFZ, po prostu zamknęła swoje drzwi przed pacjentami. O mocnym i odważnym włączeniu się w walkę z koronawirusem niepublicznej służby zdrowia trudno w ogóle mówić. W sieci łatwo znaleźć dziesiątki relacji rozgoryczonych pacjentów odsyłanych z prywatnych placówek do publicznych. Okazało się, że prywatna opieka medyczna to przede wszystkim interes, a dobro pacjenta jest na dużo dalszym planie. Nie dziwi zatem opinia ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wygłoszona na briefingu w dn. 27.04. br.: „Prywatna służba zdrowia oczywiście jest i zawsze była w Polsce pewnym dodatkowym elementem do tej publicznej. Jak widać, w czasach trudnych, w czasach epidemii, czasach kryzysu ten ciężar opieki nad pacjentami jest położony na publiczną służbę zdrowia, publiczną sieć szpitali”. Strach pomyśleć, co by było, gdyby większość istniejących dzisiaj publicznych placówek została wcześniej sprywatyzowana.

Prezydent Andrzej Duda wielokrotnie deklarował, że jeśli zostanie wybrany na kolejną kadencję, nie pozwoli, by zejść z drogi wzmacniania państwa. W deklaracji, którą podpisał prezydent, czytamy: "W obliczu zagrożenia pacjenci muszą mieć pewność, że ktoś bierze odpowiedzialność za ich leczenie. Dlatego dziś jeszcze wyraźniej widać, jak niebezpieczne są powracające co jakiś czas pomysły komercjalizacji publicznych szpitali, co mogłoby skutkować trudnym dostępem do leczenia, szczególnie osobom mniej zamożnym i mieszkającym z dala od dużych skupisk miejskich. Nie możemy na to pozwolić".

REKLAMA

Prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość odbudowa silnego państwa sprawdza się podczas globalnych problemów wywołanych przez COVID-19. Epoka wiary w zbawienie służby zdrowia przez jej prywatyzację skończyła się, choć chętnych, by zarobić na prywatyzacji, na pewno nigdy nie zabraknie. Polacy, głosując w wyborach prezydenckich, mogą opowiedzieć się za silnym państwem i sprawną publiczną służbą zdrowia albo państwem prywatyzowanym, które w obliczu zagrożenia powiesi na drzwiach kartkę "Nieczynne z powodu choroby".

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej