Z racji zbrojeń Rosji dla Polski bardzo ważny jest program atomowy NATO. W razie rezygnacji Niemiec jest kilka opcji

2020-05-27, 23:00

Z racji zbrojeń Rosji dla Polski bardzo ważny jest program atomowy NATO. W razie rezygnacji Niemiec jest kilka opcji
Niemiecki Tornado podczas ćwiczeń NATO. Foto: DVIDS/U.S. Air Force photo by Tech. Sgt. Emerson Nuñez

- Z punktu widzenia Polski element jądrowy polityki odstraszania NATO jest bardzo potrzebny, ponieważ Rosja jest mocarstwem jądrowym, nie tylko zachowała swoje siły nuklearne, ale też modernizuje je intensywnie – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Łukasz Kulesa (PISM). Jak zaznacza, Polska kibicuje zapewne temu, by w tworzenie parasola nuklearnego nadal zaangażowane były Niemcy. Jeśli sytuacja uległaby zmianie, przed Polską jest kilka możliwości.


Powiązany Artykuł

tornado samolot niemiecki free 1200
Parasol atomowy USA bez Niemiec? W ciągu 10 lat mogą opuścić nuclear sharing. Ambasador USA: może kolej na Polskę

W Niemczech toczy się obecnie dyskusja na temat udziału w programie NATO nuclear sharing. Część polityków Socjaldemokratycznej Partii Niemiec jest przeciwko wdrożeniu programu zakupu nowych samolotów, potrzebnych, by Niemcy mogły potencjalnie przenosić składowaną w tym państwie amerykańską broń jądrową. Samoloty muszą być wkrótce wymienione na nowe maszyny, jeśli mają wspierać program odstraszania jądrowego NATO. Konsekwencje takie impasu, jeśli chodzi o wymianę sprzętu, mogą być poważne i mogą wykluczyć Berlin z tego programu.

Jak zaznacza Łukasz Kulesa (PISM), to ważne że kluczowy z punktu widzenia Polski program odstraszania nuklearnego NATO angażuje państwa zachodnie. W razie działań Rosji na przykład na flance wschodniej automatycznie oznacza to zaangażowanie Sojuszu, potencjalnie odpowiedzialnych za użycie broni jądrowej w ramach programu NATO.

- Jeżeli coś zdarzy na flance wschodniej, na przykład w którymś z państw bałtyckich, nie będzie to tylko problem tego państwa potencjalnie zaatakowanego przez Rosję, nie będzie to tylko problem flanki wschodniej, ale także pozostałych państw NATO, zwłaszcza tych, w których znajduje się broń jądrowa – zaznaczył ekspert PISM Łukasz Kulesa, tłumacząc znaczenie odstraszania nuklearnego NATO i programu nuclear sharing, w ramach którego USA udostępniają w europejskich państwach Sojuszu broń jądrową. Jest ona w tych państwach składowana, a za potencjalne jej przenoszenie w razie użycia w operacji NATO odpowiada lotnictwo danego państwa. Chodzi m.in. o Niemcy, ale także m.in. Belgię, Holandię, Włochy.

Na razie, jak podkreślił ekspert, Niemcy nie podjęły żadnej decyzji, a Polska, jak się wydaje, kibicuje temu, żeby Berlin pozostał w tym programie.

- W przypadku, gdyby Niemcy zaczęły się wycofywać z programu nuclear sharing, opcji jest wiele – mówił analityk PISM. -  Wśród nich jest dodanie nowych państw jako miejsce składowania broni jądrowej w ramach programu NATO i dodanie lotnictwa tego państwa jako przenoszącego broń jądrową. To oczywiście wymagałoby odpowiednich certyfikacji ich samolotów. Można sobie również wyobrazić sytuację, że broń jądrowa w ramach programu NATO zostaje w kilku państwach, a kilka dodatkowych dodaje się jako te państwa, których samoloty mogą przenosić broń jądrową – zaznaczył.

Na czym polega odstraszanie atomowe NATO, które ma równoważyć intensywne zbrojenia Rosji? Jaki jest stosunek sił atomowych Rosji i USA? Jaką pozycję zakresie broni nuklearnej zajmują Chiny? O tym więcej w rozmowie

***

PolskieRadio24.pl: Ambasador Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher napisała ostatnio na Twitterze, że jeśli Niemcy chcą zmniejszyć arsenał atomowy i osłabić NATO, wówczas być może będzie mogła przyjąć go Polska, która, jak zaznaczyła pani ambasador, znajduje się na wschodniej flance NATO, rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań i w dodatku rozumie ryzyka związane z sytuacją bezpieczeństwa. W domyśle zapewne chodzi o rozumienie zagrożenia ze strony Moskwy. Czy takie posunięcie, przesunięcie nuclear sharing do Polski, jest realne, nawet w dłuższej perspektywie? Co by to oznaczało?

Łukasz Kulesa, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Kluczowy tu jest kontekst. Tweet ambasador Stanów Zjednoczonych związany jest z dyskusją, która obecnie po raz kolejny rozgorzała w Niemczech. Wywołali ją niektórzy politycy Partii Socjaldemokratycznej Niemiec SPD. Chodzi o to, że od czasu zimnej wojny na terytorium Niemiec jest składowana amerykańska broń jądrowa, a niemieckie samoloty, obecnie myśliwce Tornado, są przystosowane i gotowe do przenoszenia tego rodzaju broni. W razie kryzysu, w przypadku wojny, gdyby zapadła decyzja, że sytuacja wymaga użycia broni jądrowej, wówczas amerykańskie bomby mogłyby być przenoszone przez niemieckie samoloty i w ten sposób dostarczane do celu. Na tym polega założenie programu nuclear sharing, w który w taki sposób włączone są i niektóre inne państwa NATO, na przykład Belgia, Holandia.

CZYTAJ TAKŻE: NIE MA ALTERNATYWY DLA PARASOLA ATOMOWEGO NATO. JEŚLI NIEMCY WYJDĄ Z PROGRAMU, KREML BĘDZIE ŚWIĘTOWAŁ >>>

Obecnie w programie zwanym nuclear sharing, składowana jest o wiele mniejsza ilość broni, niż miało to miejsce w czasach zimnowojennych. Niektóre nieoficjalne źródła mówią o tym, że takich bomb w jednej z niemieckich baz może być około 20.

Ten program był jednak od zawsze niepopularny wśród części niemieckich polityków, także wśród części niemieckiej opinii publicznej. Część osób z tej grupy była w ogóle przeciwna broni jądrowej i opowiadała się za rozzbrojeniem nuklearnym. Inni uważali, że broń NATO nie jest potrzebna i nie zwiększa bezpieczeństwa Niemiec.

Obecne dyskusja rozgorzała, gdyż trzeba podjąć decyzję o zakupie samolotów nowej generacji, które przenosiłyby amerykańską broń jądrową w ramach programu nuclear sharing. Obecnie używane samoloty mają już kilkadziesiąt lat. Niemieckie ministerstwo obrony podjęło wstępną decyzję w sprawie zakupu tych maszyn ze Stanów Zjednoczonych. Tę decyzję musi jeszcze potwierdzić parlament. W związku z tym zaczęła się dyskusja na ten temat, część polityków wyraźnie przedstawia swoje stanowisko, akcentując, że jest przeciw kontynuowaniu programu przez Niemcy.

Na tę chwilę nie oznacza to natychmiastowej zmiany. Rzecznik rządu podkreśla, że nic się nie zmieniło, Niemcy przestrzegają swoich zobowiązań.


PAP PAP

Niemniej jednak ten stan rzeczy może się zmienić w przyszłości, jeśli samolotów nie kupią.

Myślę, że dopóki tego rodzaju dyskusja trwa i dopóki Niemcy nie podjęły żadnych decyzji, a zwłaszcza o zakończeniu swojego udziału w tym programie, to rozmowy dotyczące ewentualnego przeniesienia tych głowic do Polski, czy odegrania w tej kwestii aktywnej roli przez Polskę, są przedwczesne.

Warto zauważyć, że choć pani ambasador USA wysłała tweeta w sprawie Polski, nie było w tej sprawie reakcji polskiej administracji. Wiąże się to z tym, że debata trwa, a po stronie Niemiec nie zapadły żadne decyzje.

Te kwestie wyglądają na bardzo drażliwe.

Sama materia broni nuklearnej jest bardzo drażliwa.

Z drugiej strony, wydaje się, że choć to temat wrażliwy, to potencjał nuklearny w Polsce bardzo wzmocniłby nasze bezpieczeństwo.

Nie jest to temat tabu, a szczególnie w mediach czy wśród ekspertów. Nie chodzi o to, by takich dyskusji nie prowadzić. Jednak szczególnie na poziomie oficjalnym zachowuje się bardzo dużą ostrożność. Do tego sprawy nuklearne są przez Sojusz traktowane jako tajne. Nie podaje się szczegółów, nie informuje się, gdzie jest składowana broń jądrowa, ile jej jest. Sojusz nie ujawnia takich informacji.

Dysponujemy informacjami na temat tej broni, które pochodzą ze źródeł pozarządowych, ale formalnie NATO nie potwierdza ani nie zaprzecza ich prawdziwości, nie informuje, że w danym państwie znajduje się broń jądrowa.

Dowodzi to tylko, jak drażliwa jest to materia.

Trzeba przypomnieć, że oczywiście Polska w tym momencie korzysta z parasola jądrowego, z odstraszania jądrowego w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. To parasol, który trzy państwa jądrowe Stany Zjednoczone Wielka Brytania i Francja rozpościerają nad naszym krajem jako członkowie NATO. Bomby znajdujące się w Niemczech i w innych państwach NATO i towarzyszące im uzbrojenie to tylko jeden element potencjału odstraszania.

Polityka nuklearna NATO jest z punktu widzenia Polski niezbędna.

Z punktu widzenia Polski element jądrowy polityki odstraszania NATO jest bardzo potrzebny, ponieważ Rosja jest mocarstwem jądrowym, zachowała swoje siły nuklearne, modernizuje je.

A w związku z tym rodzi się pytanie, co miałoby miejsce w najgorszym przypadku, gdybyśmy mieli do czynienia z wojną i możliwością wymiany jądrowej Rosja-NATO.

My jako Polska odpowiadamy na to pytanie tak, że w takim przypadku sojusz powinien również mieć możliwość użycia własnej broni jądrowej.

Jesteśmy za utrzymaniem odstraszania nuklearnego. Obecna forma odstraszania jądrowego, w ramach której bomby są rozmieszczone w kilku państwach, które dzięki temu są bezpośrednio włączone w jakikolwiek kryzys z udziałem Rosji, to także jest dla nas stosunkowo dobre rozwiązanie. To oznacza, że jeżeli coś się zdarzy na flance wschodniej, na przykład w którymś z państw bałtyckich, nie będzie to tylko problem danego państwa zaatakowanego przez Rosję, nie będzie to tylko problem flanki wschodniej, ale także pozostałych państw NATO, zwłaszcza tych, w których znajduje się broń jądrowa.

Na tym etapie, jak sądzę, kibicujemy raczej temu, żeby obecne ustalenia były kontynuowane i by Niemcy zachowały swoją rolę w programie udostępniania broni jądrowej USA, nuclear sharing.

Dopiero w przyszłości, jeśli będziemy mieli do czynienia z nowego rodzaju sytuacją, wtedy z tym problemem trzeba będzie się zmierzyć.

Czyli dla Polski korzystne byłoby w dłuższej perspektywie, żeby państwa które uczestniczą w tym programie, uczestniczyły w nim nadal i by ewentualnie został on rozszerzony o nasz kraj. Im większe wzmocnienie bezpieczeństwa, tym lepiej.

Jeśli dyskutować o opcjach, jakie stoją przed Polską, to trzeba stwierdzić, że są one bardzo różne. Wśród opcji możliwe jest dodanie nowych państw jako miejsce składowania broni jądrowej w ramach programu NATO i dodanie lotnictwa tego państwa jako przenoszącego broń jądrową. To oczywiście wymagałoby odpowiednich certyfikacji.

Można sobie również wyobrazić sytuację, że broń jądrowa w ramach programu NATO zostaje w dotychczasowych państwach, a kilka dodatkowych dodaje się jako te państwa, których samoloty mogą przenosić broń jądrową.

Niekoniecznie byłoby to zatem kontynuowanie obecnej sytuacji, w której w Niemczech, ale również w Holandii, Belgii, we Włoszech i prawdopodobnie w Turcji, mamy do czynienia i ze składowaniem broni jądrowej i z obecnością samolotów, które mogą ją przenosić.

Jeśli chodzi o przyszłe opcje, wiązałyby się one z modernizacją polskiego lotnictwa.

Wspomnieliśmy o tym, że odstraszanie nuklearne NATO jest obecnie koniecznością. Wynika ona między innymi z obecności potencjału nuklearnego, który ciągle rozbudowuje Rosja. Czy moglibyśmy coś powiedzieć o tym atomowym podziale sił? To jest taki najwyższy poziom rywalizacji państw na świecie w zakresie bezpieczeństwa.

Na tym polega odstraszanie jądrowe, że grozi się przeciwnikowi czy też potencjalnemu przeciwnikowi, stratami, które są katastrofalne. Grozi się zastosowaniem najbardziej niszczycielskiej broni na świecie. Dzięki temu powstrzymuje się pewne działania przeciwnika lub potencjalnego przeciwnika, chodzi głównie o agresję wobec własnego terytorium.

Ta zasada odstraszania jądrowego funkcjonuje od czasu zimnej wojny. Są i głosy krytyki. Krytycy mówią, że zdarzają się sytuacje, kiedy od użycia broni jądrowej niewiele nas dzieliło, na przykład w czasie kryzysu kubańskiego. Jednak na razie ten mechanizm działa dobrze na płaszczyźnie relacji między państwami jądrowymi.

Jeśli patrzymy globalnie, to wciąż Stany Zjednoczone i Rosja to absolutni liderzy, jeśli chodzi o wielkość ich arsenałów jądrowych. Ocenia się, że ponad 95% broni jądrowej na świecie to jest broń amerykańska albo rosyjska.

W przypadku Stanów Zjednoczonych i Rosji mówimy o ponad 6 tysiącach głowic w każdym z tych państw, a następne państwo trzecie z kolei, czyli Francja, według szacunków ma około 300 głowic. To różnica rzędu wielkości.

Amerykański i rosyjski potencjał podzielony jest na kilka sektorów. Jest tak zwany potencjał strategiczny, tak naprawdę dotyczy zasobów skierowanych przez Rosję i USA przeciwko sobie nawzajem.

Oprócz tego mamy do czynienia z tak zwaną niestrategiczną bronią jądrową, która może służyć w różnego rodzaju konfliktach regionalnych, do ataków na polu walki. Tutaj Rosja mam dużo więcej głowic dużo więcej uzbrojenia do ich przenoszenia niż stany Zjednoczone i NATO. Ocenia się, że może być ich 4-6 razy więcej. Dlaczego amerykańska broń jądrowa, która jest rozmieszczona między innymi w Niemczech w przypadku kryzysu wojny, może służyć odpowiedzi na zastosowanie arsenału Rosjan.

Skąd aż taka duża liczba tej broni u Rosjan?

Amerykanie i siły NATO uznały po zakończeniu zimnej wojny, że tak zwana niestrategiczna broń jądrowa nie jest im potrzebna w takim stopniu jak wcześniej. W czasie zimnej wojny zakładano, że takie uzbrojenie będzie użyte w dużych ilościach, będę użyte setki sztuk broni na polu walki w Europie.

Natomiast w latach 90. Amerykanie doszli do wniosku, że ich uzbrojenie konwencjonalne jest tak potężne i zaawansowane, że zadania wcześniej przypisywane broni jądrowej mogą wykonywać siły konwencjonalne.  Amerykańskie operacje w latach 90., dwutysięcznych, w Iraku i innych miejscach zdawały się potwierdzać słuszność tego kierunku.  Broń jądrowa w tym ujęciu służyć miała tylko i wyłącznie do odstraszania bardzo dużego ataku przeciwnika.

Rosjanie poszli w innym kierunku. W latach 90. ich siły konwencjonalne były bardzo słabe. W związku z tym zachowali niestrategiczną broń jądrową. Uważali, że w razie jakiegokolwiek konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi, z Chinami, ich siły konwencjonalne szybko zaczęłyby przegrywać.

Uznali, że po to, aby uniknąć tego rodzaju klęski, musieliby zacząć na wczesnym etapie i na szeroką skalę używać broni jądrowej. Zatem po stronie Stanów Zjednoczonych zostały tylko i wyłącznie bomby przenoszone przez samoloty. A po stronie rosyjskiej mamy rakiety, bomby, torpedy, systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, co najmniej kilkanaście różnych okrętów, samolotów, oraz takie systemy rakietowe jak Iskander, który jest rozmieszczony przy naszej granicy. I wszystkie one mogą przenosić broń jądrową.

W latach 90. Rosja i USA podjęły różne decyzje. W związku z tym  sytuacja w obu krajach wygląda radykalnie inaczej.

I jakie jest znaczenie tego stanu rzeczy dla bezpieczeństwa? Ilość to nie zawsze znaczy jakość i realizacja wyznaczanego celu, ale jak jest w tym przypadku?

To pytanie zadają sobie specjaliści z obu krajów. Chodzi o to, czy taki rozbudowany arsenał rzeczywiście jest potrzebny, czy to do tego, aby wysłać sygnał drugiej stronie w postaci jednego uderzenia jądrowego, czy to do prowadzenia działań wojennych.

Część ekspertów uważa, że po to, aby wykonać jedno uderzenie jądrowe sygnalizacyjne, nie potrzeba przechowywać 2000 głowic. Więc w związku z tym arsenał, który posiada NATO, jest jak najbardziej wystarczający.

Inni twierdzą, że dobrze byłoby, aby po obu stronach panowała względna równowaga.

Oznaczałoby to, że Stany Zjednoczone i NATO musiałyby zbudować dużo więcej głowic jądrowych, a z tym wiążą się różnego rodzaju problemy polityczne.

W Sojuszu dominuje przekonanie, że broń jądrowa miałaby znaczenie polityczno-strategiczne. To znaczy, nie przymierzamy się do tego, żeby prowadzić wojnę jądrową z Rosją i dokonywać różnego rodzaju uderzeń i kontruderzeń jądrowych. Koszty ludzkie i polityczne takich działań byłyby zbyt wysokie.

Broń jądrowa też inne państwa. Na przykład Chiny...

Wspomnieliśmy o Stanach Zjednoczonych, Rosji. To jest atomowa superliga, można rzec. Mamy jeszcze do czynienia z innymi państwami, które samodzielnie odzyskały bron jądrową, już w czasie zimnej wojny.

To są Wielka Brytania, Francja i Chiny. Wielka Brytania i Francja w zasadzie zatrzymały się, jeżeli chodzi o ich potencjał jądrowy. Mają głowice, mają systemy przenoszenia, modernizują de facto to samo uzbrojenie, natomiast jeśli chodzi o zdolności bojowe, nie ma tutaj dużego postępu.

Dużo pytań budzi natomiast potencjał chiński. Chińczycy oficjalnie deklarują, że mają najmniejszy arsenał jądrowy spośród wszystkich państw i raczej nastawiają się na to, żeby odpowiedzieć na atak kilkoma głowicami, niż setkami głowic. W związku z tym uważa się, że potencjał chiński jest mniej więcej na poziomie Francji, to znaczy około 300 głowic.

Są jednak eksperci, którzy mają istotne wątpliwości co do tego, czy oficjalne chińskie stanowisko odpowiada prawdzie. Są pewne przypuszczenia, że Chińczycy mają tych głowic w rzeczywistości o wiele więcej i po prostu się do tego nie przyznają.

Zostają nam jeszcze praktycznie cztery państwa. To Indie i Pakistan, które z racji długotrwałego konfliktu między nimi, pozyskały broń jądrową, aby nawzajem się trzymać w szachu.

Z kolei Korea Północna jest najnowszym dodatkiem do klubu jądrowego.

Natomiast Izrael jest specyficznym przypadkiem. Izraelczycy oficjalnie nie potwierdzają ani nie zaprzeczają, że mają broń jądrową. Może to być tzw. broń jądrowa w piwnicy.

Są i takie państwa jak Iran.

Są państwa, które kiedyś posiadały broń jądrowa, ale się rozbroiły. To na przykład RPA. Przez pewien czas na swoim terytorium broń jądrową miały Białoruś  i Ukraina.

W ostatniej grupie są państwa, która próbowały uzyskać broń jądrową i albo zostały powstrzymane, albo same tego zaprzestały. To dla wielu przypadek irański, jako programu, który zaczął się i był programem służącym do pozyskania broni jądrowej, jednak gdy plany Iranu zostały odkryte, nałożone zostały sankcje, wówczas Teheran zrezygnował z tego planu wojskowego.

Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, czy w którymś momencie nie może do niego wrócić.

Obecnie jednak główny potencjał należy do Chin, Rosji, USA.

Te państwa brane są pod uwagę w perspektywie ewentualnych rozmów o kontroli zbrojeń. Rozmowy te odbywały się dotychczas między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Ostatnio administracja Donalda Trumpa przedstawiła pomysł, żeby kolejne negocjacje i ustalenia odbywały się z udziałem Chin. Pekin jednak od razu odrzucił taką propozycję, twierdząc, że skoro ma kilkaset głowic, to Rosja i USA musiałyby najpierw zredukować swój własny potencjał.

***

Z Łukaszem Kulesą z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej