Śmiertelnie groźny matriarchat

2021-01-29, 18:52

Śmiertelnie groźny matriarchat
Marta Lempart, liderka Strajku Kobiet. Foto: Forum/Grzegorz Banaszak

Matriarchat to nazwa ustroju politycznego, w którym kobiety rządzą mężczyznami. Pojęcie to zostało stworzone przez Johanna Jakoba Bachofena w 1861 r. Zwolennicy matriarchatu wierzyli, że w czasach prehistorycznych społeczności skoncentrowane były wokół kobiety żywicielki. Dzisiaj historycy są zgodni, że epoka matriarchatu nigdy nie istniała. Wiele osób żywi jednak przekonanie, że gdyby to kobiety, a nie mężczyźni, miały większy wpływ na historię świata, byłaby ona opowieścią o zgodnym współżyciu narodów i państw. Czy słusznie?

Ignacy Daszyński przed laty pisał: "Nie umiem sobie nawet wyobrazić tego, co będzie z życiem ludzkości, jeżeli połowa jej - kobiety wejdą naprawdę w to życie z wolą świadomą, z siłą odpowiadającą nie tylko swej liczbie, lecz i walorom kobiecym, silniejszym pod pewnym względem od męskich. (…) Co będzie, gdy połowa ludzkości się zbudzi i zacznie działać, tego nikt przewidzieć nie może". Czy Daszyński pisał te słowa z nadzieją, czy raczej obawą?

Powiązany Artykuł

pap strajk kobiet poznań 1200.jpg
"Zaczęli mnie popychać, obrażać". Atak na dziennikarza Polskiego Radia Poznań podczas Strajku Kobiet

Patrząc na współczesne działania Marty Lempart i Klementyny Suchanow, które przypisują sobie zdolność do reprezentowania wszystkich kobiet w Polsce (nazwa ich organizacji to Ogólnopolski Strajk Kobiet), można przeczuwać raczej trzecią wojnę światową, a nie matriarchalny pokój. Nikt tak skutecznie jak Lempart i Suchanow nie walczy z przekonaniem, że kobiety wnoszą do polityki więcej spokoju, tolerancji, troski o bliźnich, że łagodzą konflikty i budują pełne szacunku relacje. Nie mieliśmy w ostatnich latach duetu wnoszącego tak wiele złego do naszego życia publicznego - począwszy od karczemnego języka po jawne wezwania do agresji. Przemoc jest zresztą środkiem ich politycznego działania. To właśnie siłą chcą one doprowadzić do łamania konstytucji w Polsce, wbrew woli społecznej większości.

Kolejne protesty pod Trybunałem Konstytucyjnym są z perspektywy politycznej całkowicie irracjonalne. Konstytucja RP powstała w obecnym kształcie w 1997 r., a jej autorami są w głównej mierze politycy lewicy. Do konstytucji mamy prawo mieć zastrzeżenia, nie jest to twór doskonały. Dlaczego jednak atakować Trybunał Konstytucyjny, w którym nie zasiada żaden z autorów ustawy zasadniczej? Dlaczego anarchofeministki nie mają pretensji do polityków lewicy, choćby do byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, że w konstytucji zapisali ochronę życia ludzkiego od poczęcia?

Odpowiedź jest prosta - bo tak naszym anarchofeministkom jest wygodnie. I wcale nie musi być spójnie, logicznie ani rozsądnie. Konstytucję jeszcze kilka miesięcy temu środowisko opozycji traktowało jak najświętszą księgę, biblię demokracji, dzieła zebrane Włodzimierza Lenina i czerwoną książeczkę Mao Zedonga razem wzięte. Wystarczyło jakieś niejasne przeczucie konstytucyjnego proroka, jakaś senna wizja, by krzyczeć na cały świat, że to święte prawo jest w Polsce łamane. A przecież ta sama konstytucja broni także życia dzieci, powołuje się na Boga i definiuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety. Czyżby nikt z "obrońców konstytucji" tak naprawdę jej nie czytał...?

Powiązany Artykuł

Andrzej Anusz 1200.jpg
"Są zbyt radykalne dla dużej części ludzi". Dr Anusz o postulatach Strajku Kobiet

Dlaczego dzisiaj aktywistki nie tylko nie stają już w obronie świętej dla nich jakoby ustawy, ale wręcz chcą wymusić na Trybunale Konstytucyjnym jej łamanie? Czy można być obrońcą i wrogiem tego samego prawa jednocześnie? Skąd groźby pod adresem państwowych urzędników, a także praworządnych lekarzy, który nie zechcą dokonywać aborcji na żądanie? Wprost z feministycznego serca przepełnionego demokracją, tolerancją i miłością, która podobno nie wyklucza?

Lew Tołstoj pisał: "Jeżeli ulepszasz życie innych przemocą, na pewno czynisz to dla własnej korzyści". Mówi się też, że jeśli chce się psa uderzyć, to się zawsze kij znajdzie. Uzasadnienie wezwania do przemocy nie musi być ani trwałe, ani wewnętrznie spójne. Widzieliśmy to niedawno w USA, kiedy w ramach protestów rzekomi antyrasiści pustoszyli sklepy należące do Afroamerykanów i niszczyli pomniki osób zasłużonych dla równouprawnienia i walki z niewolnictwem. Walczące rzekomo o lepszą opiekę nad niepełnosprawnymi Lempart i Suchanow w pierwszej kolejności chciałyby, aby można ich było zabić przed urodzeniem. W Szczecinie anarchofeministki zaatakowały matkę wychowującą niepełnosprawne dziecko. Kobiety walczące z kobietami - zaprawdę przedziwna to "solidarność płci". Ofiarami przemocy stają się dziennikarze mediów, także dziennikarki, którzy potrafią dostrzec wewnętrzne sprzeczności w poglądach anarchofeministek. Rzecz nie w tym przecież, żeby myśleć, co się robi, ale by wyrażać negatywne emocje - tak zachęcają liderki protestów. Gdyby jednak ktoś zarzucił feministkom, że kierują się emocjami, a nie rozumiem, uznałyby go za czystego szowinistę.

Spójności nie ma w tym żadnej, jest tylko wspólny kierunek. Wdarcie się na teren Trybunału Konstytucyjnego to nie tylko wyraźna zachęta, ale i przykład, by wzorem liderek atakować instytucje państwowe, niszczyć mienie publiczne, wywoływać lęk przed feministycznymi bojówkami. Czy tak się zdobywa władzę w demokratycznym społeczeństwie? Nie, ale terror już kiedyś lewicę doprowadził do władzy. Jak pisał premier Ignacy Daszyński, przedwojenny socjalista: "Dyktatura proletariatu jest w Rosji bolszewickiej od początku rządem gwałtu i przemocy mniejszości nad większością. Mniejszość rządząca nie wynosi nawet pół procenta ludności i utrzymuje się przy władzy przez tak okrutną i krwawą przemoc, że żadne inne cywilizowane społeczeństwo podobnie dzikiej tyranii nie zniosłoby".

Powiązany Artykuł

Protest aborcja Warszawa 1200 PAP.jpg
Protesty przeciwko zakazowi aborcji. Dawid Wildstein: lewica głosi teraz, że nie liczy się życie, a jakość życia

Przemocą wobec nas wszystkich przecież jest sam fakt organizowania protestów w czasie pandemii koronawirusa. Każdy, kto wirusowi pomaga się rozprzestrzeniać, dokonuje zamachu na zdrowie społeczeństwa, staje się odpowiedzialnym za kolejne zachorowania, cierpienie, ból i śmierć. Anarchofeminizm w wydaniu liderek OSK jest całkowicie w poprzek przypisywanym płci pięknej empatii, trosce i dbałości o innych, zwłaszcza tych słabszych. Anarchofeministki nie dbają o seniorów, o kobiety, które nie chcą usuwać ciąży, o ludzi przewlekle chorych. Nie dbają nawet o swoich zwolenników, uważając widocznie, że na froncie ofiary muszą być po obu stronach. Zwłaszcza ofiary niewinne.

Protesty to także nóż w plecy polskich przedsiębiorców, którzy czekają na spadek liczby zachorowań i zniesienie kolejnych obostrzeń. Przesłanki etyczne do protestujących raczej nie dotrą – w końcu żądają oni wolności zabijania słabszych i bezbronnych. Koszt tej próby rewolucji dotknie każdego z nas w taki czy inny sposób. Najgorsze jest to, że powstrzymanie destrukcji nie leży w interesie opozycji i związanych z nią mediów. Dopingowane, wspierane i finansowane, a także chronione przez manipulacje obcych kapitałowo mediów anarchofeministki sieją wokół siebie zamęt, chorobę i śmierć.

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej