Patologie branży przewozowej. "Musiałem zastąpić kierowcę busa, ze zmęczenia nie był w stanie prowadzić"
"Musiałem się z nim zamienić za kółkiem", "zagadywaliśmy go, aby nie zasnął" - pasażerowie korzystający z usług przedsiębiorstw przewozowych opowiedzieli mi, jak wyglądała ich podróż z przemęczonymi kierowcami busów. Artykuł jest kontynuacją reportażu opublikowanego na PolskieRadio24.pl pt. "Alkohol, narkotyki i przemęczeni kierowcy. Mroczne strony branży przewozowej".
2021-02-10, 08:00
Powiązany Artykuł
Przez ostatnich kilka tygodni sprawdzałem, jak w Polsce działają firmy, które oferują przewóz pojazdami osobowymi o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 3,5 tony, przeznaczonymi konstrukcyjnie do transportu od 7 do 9 osób. Okazuje się, że jednym z największych problemów, z jakimi borykają się busiarze, jest nienormowany czas pracy i przemęczenie. W reportażu, który wczoraj (09.02) opublikowaliśmy na naszej stronie, opisuję wszystkie mroczne strony tej branży.
Gdy pracowałem nad tematem, kontaktowali się ze mną między innymi pasażerowie busów, którzy mówili o swoich doświadczeniach. Opowieści niektórych z nich mrożą krew w żyłach.
Zamiana
Na messengerze kontaktuje się ze mną między innymi Arkadiusz, który korzystał z usług transportowych, ale - jak napisał - do pracy w Holandii woli jeździć własnym samochodem, bo tak jest bezpieczniej. Zostawia mi numer telefonu. Dzwonię. Opowiada o przekraczaniu liczby godzin pracy, nadmiernej prędkości. Ale też o tych dobrych przewoźnikach, którzy wysyłają dwóch kierowców, by ci zmieniali się w trasie. Jednak wtedy, gdy Arkadiusz - będąc pasażerem (sic!) - wiózł współtowarzyszy podróży, ponieważ kierowca był wycieńczony i bał się dalej jechać, zmiennika, który by wspomógł kolegę w niedoli, nie było. Inicjatywę (kierownicę) musiał przejąć Arkadiusz. - Kierowca miał przyjechać o godzinie 18.00, a odebrał nas o 22.00. Gdy wsiedliśmy, powiedział, że jest bardzo zmęczony, bo dopiero co przyjechał z Polski i mało spał, ponieważ zbierał ludzi, jeżdżąc po Holandii. Ruszyliśmy. Patrzę, a on jakoś tak dziwnie jeździ po tych pasach. Pytam się: "Śpisz?". O na to: "Nie, ale jestem zmęczony". I mówi, że jakbym mógł, to żebym go zmienił za kółkiem - opowiada mój rozmówca. Mężczyźni wymieniają się na jednej ze stacji benzynowych i w ten sposób pasażerowie bezpiecznie dojeżdżają do Świecka.
REKLAMA
Szokująca jest też opowieść Aleksandry [imię zmienione] z Warszawy, która od dwóch lat korzysta z usług firm transportowych, bo pracuje w Niemczech. - Jeździłam z różnymi firmami. Większość przewoźników - tłumaczy - informuje na stronach, że w trasę jedzie dwóch kierowców, co okazuje się potem nieprawdą. Mazowieckie obsługuje np. kujawsko-pomorskie. Pan przyjeżdża o godzinie 1.00 w nocy i zbiera ludzi z różnych miast i miejscowości, po czym jedzie do Słubic, pod granicę. Podróż może trwać nawet do 9 godzin, zależy to od warunków na drodze i liczby osób, które kierowca musi odebrać z różnych rejonów. Tam następuje przesiadka - tłumaczy moja rozmówczyni.
W tym punkcie warto wyjaśnić, że pasażerowie po dotarciu do granicy są rozsadzani do busów, które jadą np. do Bawarii czy Luksemburga. Na etapie przesiadki często dochodzi do "wymiany" pasażerów między firmami na zasadzie: firma x przywiozła klienta do granicy, z firmą y będzie on jechał dalej. Za taki transfer pasażer nie dopłaca, przedsiębiorcy rozliczają się z nich między sobą. Często kierowca, który przywiózł pasażerów do granicy, po odpoczynku - a zdarza się, że niemal od razu - rusza w trasę z kolejnymi osobami.
Są też firmy, które oferują dowóz bez opisanych wyżej "transferów" - pasażer przesiada się do pojazdu tej samej firmy - albo w ogóle bez przesiadek. Wtedy kierowca "zbiera" ludzi po Polsce i rozwozi w Niemczech czy Holandii. Po dotarciu do celu podróży busiarz odpoczywa na parkingu kilka, kilkanaście godzin - zależnie od harmonogramu - i wraca w drogę powrotną, wcześniej znów "zbierając" pasażerów. Czasem wraca też pustym wozem. Bywa też tak, że trasa w obie strony, np. z Polski do Holandii i z Holandii do Polski, pokonywana jest za jednym zamachem. Setki, tysiące kilometrów, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin za kółkiem.
Powiązany Artykuł
- Jak wracałam z Niemiec, to w Słubicach była przesiadka. Gdy dotarł do nas bus - który był już spóźniony godzinę - okazało się, że kierowca jest w trasie od ok. 52 godzin i jest potwornie zmęczony. Tak powiedział pasażerom, którzy z nim przyjechali - kontynuuje swoją opowieść Aleksandra z Warszawy. Niech pan koniecznie doda - mówi - że to było widać gołym okiem: był blady, miał podkrążone oczy. - On przez ten cały czas kursował między Polską i Niemcami, odsypiając gdzieś na parkingach - wyjaśnia. Aleksandra tłumaczy, że mężczyzna odczekał godzinę, coś zjadł i ruszyli w dalszą drogę. Pasażerki go zagadywały, żeby nie spał, ale oświadczył, że jednak nie da rady i zjechał na stację benzynową. Tam ustawił sobie budzik, zdrzemnął się 30 minut i ruszył ponownie. 100 kilometrów dalej sytuacja się powtórzyła.
REKLAMA
Rekord Guinnessa
Monika [imię zmienione] mieszka w Holandii od 15 lat, w jednej z firm zajmuje się rekrutacją ludzi do pracy i organizacją transportu. - Zakończyliśmy współpracę z firmami z Polski, które nie wywiązywały się z umów. A było to nagminne - tłumaczy. Opowiada, że zrezygnowali z ich usług, ponieważ pasażerowie zgłaszali zastrzeżenia. Kierowcy wyraźnie przekraczali dozwoloną prędkość, nie reagowali na zachowanie współpasażerów, którzy palili w pojeździe lub awanturowali się, będąc pod wpływem alkoholu. - Miałam też kierowcę, który chyba pobił rekord Guinnessa, myślałam, że podam go do gazety. Jechał 24 godziny z Wrocławia do Holandii, bo poza ludźmi, których przewoził, miał jeszcze do rozwiezienia paczki - dodaje. To częsta praktyka w firmach transportowych, które oferują też usługi kurierskie. Oczywiście droga, którą mają do pokonania kierowcy, jeszcze bardziej się przez to wydłuża, bo poza odbiorem i dowozem pasażerów, muszą też dostarczać przesyłki.
Krzysztof [imię zmieniono] tak jak Monika przez kilka lat pracował w holenderskiej firmie rekrutującej ludzi do pracy. Współpracowali z polskimi przewoźnikami. - W praktyce wygląda to tak, że kierowca wsiada w Polsce, zbiera ludzi, przyjeżdża tutaj, ma 2-3 godziny snu, po czym znów zbiera ludzi i wraca do Polski. I tak w kółko. Są to przeważnie Ukraińcy, którzy mają płacone 5 euro za godzinę - tłumaczy. Wspomina też kuriozalną sytuację, gdy jeden z kierowców, po tym jak przywiózł pracowników z Polski, zapowiedział, że jest gotów do dalszego działania. Mój rozmówca wyjaśnia, że firmy transportowe oferują też usługi w Holandii, np. zajmując się rozwożeniem osób do miejsc pracy. - Mówię mu: "jak to, przecież wasz szef miał wysłać kogoś innego". Kierowca na to: "tak, ale ja mam tu dla was jeszcze trochę dziś pojeździć, zanim nie dojedzie ktoś inny, by mnie zastąpić" - relacjonuje. - Ja wtedy potrzebowałem do projektu człowieka na kolejne 8 czy 10 godzin, by rozwoził ludzi - dodaje.
Paweł Kurek
REKLAMA