Czwarta fala pandemii w Polsce nieunikniona? Ekspert: w pełni zaszczepionych jest za mało

2021-07-19, 06:47

Czwarta fala pandemii w Polsce nieunikniona? Ekspert: w pełni zaszczepionych jest za mało
zdj. ilustracyjne. Foto: Prostock-studio/shutterstock

- 16 mln w pełni zaszczepionych osób to za mało, aby powstrzymać w Polsce czwartą falę koronawirusa - ocenił prof. Jacek Wysocki z Rady Medycznej przy premierze. Według eksperta chętnych do zaszczepienia przybędzie wraz ze wzrostem liczby zachorowań.

Według ostatnich danych w Polsce w pełni zaszczepionych przeciwko COVID-19 jest ponad 16,2 mln osób. W piątek Ministerstwo Zdrowia podało, że 0,61 proc. osób w pełni zaszczepionych zakaziło się koronawirusem SARS-CoV-2.

Powiązany Artykuł

szczepienie kielce E6jlAMoXMAMz0HK 1200.jpg
Ponad 150 tys. dawek w jeden dzień. 16,2 mln Polaków w pełni zaszczepionych przeciw COVID-19

Potrzebna mobilizacja

Członek Rady Medycznej przy premierze, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu prof. dr hab. Jacek Wysocki zaznaczył w rozmowie, że niewielki odsetek zakażonych SARS-CoV-2 wśród osób w pełni zaszczepionych powinien dać ludziom do myślenia.

- Kto jest zaszczepiony, generalnie nie zakaża się lub przechodzi zakażenie łagodnie - podkreślił.

- Mamy te 16 mln osób w pełni zaszczepionych. To nie jest najgorszy wynik, ale dużo za mało, abyśmy mogli w Polsce powstrzymać ewentualną czwartą falę zakażeń. I tego się boję. Tym bardziej że na horyzoncie mamy nowy rok szkolny i nowy rok akademicki - powiedział ekspert.

Czytaj także:

Dodał, że niepokojąca staje się sytuacja w krajach europejskich, gdzie rośnie liczba zakażonych wariantem Delta, co m.in. z powodu ruchu turystycznego może się przełożyć na skalę zakażeń w Polsce. - Przy tym stopniu wyszczepienia polskiej populacji obawiam się czwartej fali zakażeń. A na horyzoncie, w Peru, pojawił się wariant Lambda. Nie wiemy jeszcze, jak jesteśmy chronieni przed nim przez szczepienia. To są bardzo niepokojące zjawiska - zaznaczył prof. Jacek Wysocki.


Ekspert podkreślił, że nie jest zwolennikiem wprowadzenia obowiązku szczepienia przeciw COVID-19 dla całej populacji. - Bo to będzie pewne paliwo dla ruchów antyszczepionkowych. Należy docierać do ludzi przez argumenty. Jeśli ktoś chce żyć i być zdrowy, to powinien to zrozumieć. Edukacja i jeszcze raz edukacja. To może się nam wydawać nudne, ale o skutkach COVID-19 trzeba mówić, bo może dzięki temu więcej ludzi pójdzie do punktów szczepień - powiedział.

Czas na szczepienie

Powiązany Artykuł

dziecko szczepienie szczepionka shutterstock_1931732327 1200.jpg
"Coraz wyższy odsetek nowych przypadków koronawirusa przypada na dzieci". Pediatrzy z USA o sytuacji epidemicznej

- Teraz jest idealny moment, żeby się w spokoju i bezpiecznie przygotować na ewentualną czwartą falę. Mamy na to mniej więcej miesiąc - zaznaczył.

Wyjaśnił, że szczepienie w okresie wakacyjnym jest dużo bardziej bezpieczne niż na początku roku. - Nie ma tłoku w punktach szczepień. Niewielu chorych jest wokół nas. Przecież bywało w styczniu i w lutym, że ludzie zakażali się w kolejce do szczepienia. Teraz tego nie ma. Byłby to idealny moment, żeby poprawić zaszczepienie, żeby zająć się starszymi dziećmi i młodzieżą, ale moim zdaniem ten czas, na połowę lipca, przegrywamy, nie wykorzystujemy go - zaznaczył.

Czytaj także:

- Ci, którzy chcieli, już się zaszczepili, reszta się waha. Moim zdaniem ta wahająca się grupa ruszy do punktów szczepień w momencie, gdy pojawi się czwarta fala. Ale to będzie za późno. A ludzie, którzy się nie zaszczepią, będą ofiarami czwartej fali. Inaczej nie może być - ocenił.

Dodał, że jest zwolennikiem tworzenia łatwo dostępnych punktów szczepień, organizowanych np. w kurortach czy przed centrami handlowymi.

Powikłania u dzieci

Powiązany Artykuł

Czarnek PAP 1200.jpg
Program zajęć wspomagających dla uczniów. Przemysław Czarnek: zgłosiło się ponad 86 proc. szkół

Pytany o ewentualne dopuszczenie szczepienia dzieci poniżej 12 lat, zaznaczył, że młodsze dzieci także chorują na COVID-19, ale przechodzą go łagodniej. - Często nawet trudno zauważyć, że dane dziecko zachorowało - przyznał.

Dodał, że obecnie do szpitali trafiają dzieci z powikłaniami po łagodnym przechorowaniu koronawirusa.

- Jak pytamy rodziców, czy dziecko chorowało na COVID-19, to odpowiadają, że nie, że mąż był chory, a dziecko nie. Po zbadaniu przeciwciał okazuje się, że dziecko chorowało, tylko nikt o tym nie wiedział i teraz cierpi na wieloukładową reakcję zapalną. Oznacza to pobyt w szpitalu i ryzyko uszkodzenia mięśnia sercowego - powiedział lekarz.

Wskazał, że według szacunków w kraju problem wieloukładowej reakcji zapalnej dotknął około 500 dzieci. - Im będzie więcej chorujących dzieci, tym więcej będzie małych pacjentów z wieloukładową reakcją - zaznaczył.

Czytaj także:

- Wirus mutuje wtedy, kiedy zakaża. Czyli jeżeli ludzie chorują, to daje to wirusowi podstawy do mutacji i powstania nowych wariantów. Jeżeli dopuścimy do dużej liczby zachorowań w gronie dzieci, to mogą powstać kolejne warianty, które, nie wiadomo w jaki sposób, będą oddziaływały na całą populację - powiedział ekspert.

Prof. Wysocki przyznał, że pod względem epidemiologicznym bardziej niebezpieczną grupą są dzieci w wieku 12-15 lat. - To jest ta grupa, która częściej chce się spotykać, przebywać razem czy np. razem uprawiać sport niż młodsze dzieci - ocenił.

Kwestia zamykania szkół

Doradca premiera zaznaczył, że nie jest zwolennikiem całkowitego zamykania szkół ze względu na pandemię.

- Widzimy, czym to skutkuje - poradnie psychiatrii dziecięcej pękają w szwach. Mamy mnóstwo przypadków depresji u dzieci, czego dotąd nie widzieliśmy. A dzieci, które leżą w łóżku z komputerem i tak uczestniczą w lekcjach, to naprawdę nie jest dobra sytuacja dla nich - podkreślił.

Czytaj także:

- Wiosną toczyła się dyskusja na temat zamykania szkół. Byłem w grupie, która była temu przeciwna i uważam, że należy tego unikać w nowym roku szkolnym. Niemniej, jeżeli będą masowe zachorowania w szkołach, to pewnie nam to grozi - ocenił.

Przyznał, że wśród członków Rady Medycznej przy premierze przeciwnikami zamykania szkół są ci lekarze, którzy zawodowo zajmują się dziećmi. - Bo wiemy, jakie są tego konsekwencje. Ale nie będziemy tego bronić bezgranicznie. Jeżeli będziemy mieli duże ogniska zachorowań w szkołach, przy słabo zaszczepionej populacji uczniów, nic innego nam nie pozostanie - podsumował prof. Jacek Wysocki.

st

Polecane

Wróć do strony głównej