Powiązany Artykuł
![Kryscina Cimanouska 1200 free bb.jpg](https://static.prsa.pl/images/44580fe1-636c-401c-a28f-46792821554a.jpg)
2021-08-05, 18:03
Sportsmenka na konferencji prasowej w czwartek w Warszawie przypomniała, że ma trenera w Austrii i chciałaby kontynuować z nim pracę, jeśli będzie to możliwe, drugim trenerem pomagającym jej w Mińsku był jej mąż. - Jako że przyjedzie tutaj, sądzę, że postaramy się szkolić razem z mężem - powiedziała. Zaznaczyła, że jeszcze nie wie, czy będzie występować w klubie, czy reprezentacji.
Podczas konferencji poinformowano, że polski resort kultury, dziedzictwa narodowego i sportu zaprosiła ją na spotkanie w piątek, żeby porozmawiać o możliwej pomocy ze strony polskich władz dla rozwoju jej kariery i działalności sportowej. Jednak są to propozycje, które Białorusinka dopiero będzie rozważać i podejmie w tej sprawie samodzielną decyzję - zaznaczono.
Cimanouska, która przyleciała z igrzysk olimpijskich w Tokio najpierw do Wiednia, a stamtąd do Warszawy, ma nadzieje, że to nie była jej ostatnia olimpiada, że przynajmniej dwa starty przed nią, więc będzie robić wszystko, by kontynuować swoją karierę.
Jeden z dziennikarzy zapytał, kiedy mogłaby wrócić na Białoruś. - Będę gotowa wrócić na Białoruś wtedy, kiedy będę miała pewność, że moje przebywanie tam będzie bezpieczne - odpowiedziała sprinterka.
REKLAMA
Relacjonowała, że gdy dostała w Tokio od białoruskich działaczy czas na spakowanie się, by wrócić na Białoruś, przeciągała to, dzwoniła do męża, do rodziców, radziła się i decydowała z nimi, czy wracać na Białoruś, czy nie.
- Gdy szłam do samochodu zadzwoniła do mnie babcia - dosłownie na 5 sekund, gdy zdołała powiedzieć "nie wracaj na Białoruś, nie wolno ci". Rozumiem, że nie powiedziała tego od tak sobie, rozumiem, że ktoś na Białorusi dał radę jej przekazać, co mi się stanie, jak tam wrócę - powiedziała Cimanouska.
- Tutaj czuję się bezpieczna - zaznaczyła na warszawskiej konferencji.
Proszona była o ponowne opisanie sytuacji w Tokio, gdy po pierwszej rozmowie o tym, że nie będzie uczestniczyć w biegu na drugim dystansie, powiedziano jej, że decyzja już zapadła i że powinna wracać do domu.
REKLAMA
- Zapytali mnie tylko, czy się zgadzam, czy nie i "jeżeli się zgadzasz, to wtedy schodzimy do Komitetu Olimpijskiego i mówimy, że się zgodziłaś". Ja mowie, że nie, nie zgadzam się z taką decyzją. Nalegałam, żeby uczestniczyć w tym biegu, po czym już pojawiła się inna rozmowa - że jeśli ruszę przeciwko nim, to będą podjęte inne środki. Potem główny trener powiedział, że dobrze - nie ma problemu. Możesz pobiec - relacjonowała.
- Następnego dnia członek Narodowego Komitetu Olimpijskiego pytał, jaką decyzję podjęto. Ja odpowiedziałam, że decyzja została podjęta, że będę biec. Po paru godzinach przyszli do mnie i powiedzieli, że mnie się w ogóle nikt nie pyta, że bilet już kupiono, że mam się jak najszybciej spakować i lecieć na Białoruś - opisywała.
Na lotnisku z pomocą tłumacza Google zakomunikowała, policjantowi, że potrzebuje pomocy. - Wtedy podszedł do mnie człowiek z naszego komitetu olimpijskiego, zapytał, co ja robię. Odpowiedziałam mu, że zgubiłam coś w wiosce olimpijskiej i że muszę to znaleźć. Zaczął dopytywać, co zgubiłam, co się stało, ale ten akredytowany powiedział policji, że coś tu się dzieje nie tak, oni zabrali mnie na bok, przesłuchali i starali się, żeby eskortujący nie miał do mnie dostępu - tłumaczyła.
REKLAMA
Zaznaczył, gdy wszystko stało się już jasne, gdy diaspora białoruska wyjaśniła policji, co się dzieje, wtedy odprowadzono ją w bezpieczne miejsce.
Pytana o to, jak zachowywała się na Białorusi powiedziała, że zawsze otwarcie mówiła o tym, co myślała, ale "zawsze trzeba jednak pilnować swoich słów, żeby nie pociągnęło to jakichś konsekwencji". - Tak, na Białorusi sądzę, że nie tylko ja, ale i inni boją się mówić to, co mogłoby się komuś nie spodobać - stwierdziła.
kp
REKLAMA