"Wielopoziomowa operacja, która ma wyrządzić szkody Polsce". Romaszewska-Guzy o sytuacji na granicy z Białorusią
- Trzeba wierzyć w bajki o żelaznym wilku, żeby myśleć, że migranci znaleźli się na polsko-białoruskiej granicy przypadkiem. To ewidentne, że zostali tam przywiezieni i są tam pilnowani - powiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy.
2021-08-24, 17:30
Na granicy polsko-białoruskiej, w pobliżu miejscowości Usnarz Górny od kilkunastu dni koczuje grupa 24 migrantów. Osoby te nie zostały wpuszczone do Polski, przejście zabezpieczają Straż Graniczna i wojsko. O sytuacji na granicy, strategii Łukaszenki, a także o argumentach podnoszonych w dyskusji na temat obecnego kryzysu rozmawiamy z Agnieszką Romaszewską-Guzy.
Katarzyna Pyssa (PolskieRadio24.pl): Na Facebooku napisała pani o "dziecięcej naiwności", jaką obserwuje w debacie publicznej wokół sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Na czym polega ta naiwność?
Agnieszka Romaszewska-Guzy (dyrektor Telewizji Biełsat): Na tym, że patrzy się tylko na część teatru, który został odstawiony na granicy, i przyjmuje się go za dobrą monetę. W niektórych przypadkach ta naiwność jest udawana, w innych autentyczna. Ludzie widzą migrantów na granicy i uznają, że trzeba im pomóc, że "to nie po chrześcijańsku" nie pomagać. Po ludzku można zrozumieć takie emocje, ale tu mamy do czynienia z wielopoziomową operacją, która ma wyrządzić szkody Polsce - to nie ulega wątpliwości. Sposobem Łukaszenki na zemstę za sankcje jest wykorzystanie bardzo poważnego problemu, jakim dla Unii Europejskiej jest migracja. Na Białorusi - Biełsat informował o tym już ponad tydzień temu - zaczęto rozpowszechniać w sieciach społecznościowych pisane po arabsku ogłoszenia dla migrantów. W ogłoszeniach wszystko było szczegółowo opisane: "przyjedziesz, przenocujesz, przewiozą cię, następnie musisz przejść pieszo, zabierze to tyle a tyle czasu". Za to trzeba było zapłacić 5-10 tys. dolarów.
REKLAMA
Czy możemy w tej sytuacji mówić o uchodźcach?
Nie, to jest bardzo nieprawidłowe, słowo "uchodźcy" zasadniczo nie oddaje sensu tej migracji. To nie jest specyfika jedynie obecnej sytuacji, już od 2015 r. lwią część migrantów, którzy przemieszczają się z Bliskiego Wschodu, stanowią migranci ekonomiczni, a nie polityczni, czyli uchodźcy. Oni po prostu idą do lepszego życia, w tym nie ma nic złego, ale trzeba to nazwać po imieniu. Migranci ekonomiczni nie podlegają regulacjom prawnym dotyczącym uchodźców. W sytuacji, którą obserwujemy obecnie na granicy z Białorusią, mamy do czynienia z migrantami. Patrząc na przypadek litewski, jest wysoce prawdopodobne, że są to migranci ekonomiczni. Być może są wśród nich także uchodźcy, ale tego nie wiemy.
Nie wiemy też dokładnie, jakiej są narodowości, choć nierzadko mówi się o Afgańczykach.
Być może są tam Afgańczycy, nie wykluczam tego, ale z całą pewnością nie są to uchodźcy z ostatniej sytuacji, uciekający przed talibami, bo w żaden sposób nie zdążyliby się tam znaleźć. Łączenie tego to kompletna bzdura. Wiemy, że na Litwie byli to Syryjczycy, Irakijczycy, Somalijczycy. Ponadto teren, na którym przebywają migranci, to nie jest - i to chcę bardzo mocno podkreślić - żaden pas neutralny, tylko strefa przygraniczna. Ta strefa na Białorusi jest zamknięta i żeby tam przebywać, trzeba mieć specjalną przepustkę, inaczej można być zgarniętym przez patrol i co najmniej zapłacić grzywnę, a jeśli jest się cudzoziemcem - zostać deportowanym. Teraz na pasie przygranicznym siedzą cudzoziemcy i co - władza białoruska nic nie jest w stanie z tym zrobić? Trzeba wierzyć w bajki o żelaznym wilku, żeby myśleć, że oni znaleźli się tam przypadkiem. To ewidentne, że zostali przywiezieni i są tam pilnowani.
REKLAMA
Przy granicy koczują 24 osoby, pojawiają się więc argumenty, że tak mała grupa nie jest w stanie zagrozić bezpieczeństwu państwa.
Zgodzę się, 24 osoby nie zagrożą, 30 też nie zagrozi. Ale to nie jest tak, że oni się tam zabłąkali, oni zostali tam przywiezieni przez konkretne siły. Jeżeli uda się "przepchnąć" te 24 osoby, to nie pojawią się tam kolejne? Właśnie tego typu argumenty nazywam naiwnością. To oczywiste, że po tej prowokacji będzie następna. Ktoś wykorzystuje tych ludzi we wrogich dla Polski celach. Jeżeli uda się zaszantażować Polskę, to dlaczego nie spróbować drugi raz? Może wtedy migrantów będzie tam nie 20, a 200, a wśród nich 100 kobiet z dziećmi?
- "Nie wierzę, że te 30 osób jest problemem dla bezpieczeństwa państwa". Kierwiński o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej
- Wicedyrektor OSW o obcokrajowcach przy granicy: to są niewinne ofiary, wykorzystywane przez reżim białoruski
Łukaszenka osiągnie swój cel?
REKLAMA
To strategia win-win, wygrana dla Łukaszenki tak czy inaczej. Bo albo destabilizuje wewnętrzną sytuację polityczną, albo - jeśli udałoby się uchodźców "przepchnąć" - wywołuje realne problemy społeczne, przy których awantura też by zresztą nie ucichła. Jeśli spojrzymy dalej, to problemy pojawiają się także wewnątrz Unii Europejskiej, bo migranci zmierzają przecież głównie do Niemiec. Ponadto mamy tu do czynienia z przemytnikami ludzi - to jest przestępczość, więc wpuszczamy na teren kraju osoby w jakimś sensie zorganizowane przez grupy przestępcze. Wszystko razem to jeden wielki problem. Białorusini wymyślili, jak przysporzyć Polsce kłopotów, i na razie im się to nie najgorzej udało.
Jaki jest możliwy scenariusz rozwoju sytuacji na granicy?
Im większa awantura w Polsce, tym dłużej ta sytuacja będzie trwać, bo tym większe nadzieje robimy naszym wrogom na to, że wygrają. Wszyscy ci "pomagacze", mówiący o humanitaryzmie, nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle robią. Moim zdaniem sytuacja będzie się rozładowywać, o ile tylko nie zostanie stworzony kolejny plan po stronie białoruskiej. Taki plan mógłby być związany z sytuacją w Afganistanie. Kiedy uda się odblokować afgańską granicę, Białoruś może wykorzystać ludność uciekającą z tego kraju, a wtedy to już będą prawdziwi uchodźcy.
Rozmawiała Katarzyna Pyssa
REKLAMA