"Lista sankcji wobec Białorusi będzie poszerzana". Przydacz o spotkaniu premiera z szefem RE
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz powiedział, że rząd ma gotową listę proponowanych sankcji, jakie miałyby objąć Białoruś. - Z twardą odpowiedzią UE muszą się też liczyć linie lotnicze, jeśli nie zrezygnują z krwawego procederu przesyłania migrantów - mówił wiceszef MSZ Marcin Przydacz, zapowiadając spotkanie premiera z szefem Rady Europejskiej.
2021-11-09, 23:48
Powiązany Artykuł
Szef RE przyleci jutro do Polski. Müller: to wyraz solidarności wobec sytuacji na granicy
Premier Mateusz Morawiecki poinformował dzisiaj w Sejmie, że na najbliższym szczycie Unii Europejskiej Polska wniesie o rozszerzenie sankcji przeciwko Białorusi. Jak mówił, chodzi m.in. o wydłużenie listy osób z tego kraju, które miałyby zakaz wjazdu na teren Wspólnoty oraz o sankcje gospodarcze, w tym blokadę transportu.
Czytaj także:
- "Niektórzy politycy opozycji zrozumieli, że żarty się skończyły". Szef MSWiA o debacie w Sejmie
- Premier: pracujemy nad polepszeniem warunków bytowych żołnierzy stacjonujących na granicy
- Grupa migrantów przedarła się przez polską granicę. Zostali zatrzymani przez SG
- Lista tak naprawdę już jest gotowa i będzie poszerzana - przyznał wiceszef MSZ Marcin Przydacz w rozmowie z TVP Info. Dodał, że sankcje te mają dotyczyć m.in. linii lotniczych. - Trwa dyskusja o liniach lotniczych, które są odpowiedzialne za przewożenie imigrantów. Jeśli nie zrezygnują z tego krwawego procederu, będą musiały liczyć się z twardą odpowiedzią Unii Europejskiej. O tym również będzie jutro rozmawiał premier z Charles'em Michelem przewodniczącym Rady Europejskiej - mówił wiceszef MSZ.
Wiceszef MSZ powiedział też, że jutrzejsza wizyta szefa Rady Europejskiej Charles'a Michela jest sygnałem poparcia dla Polski. - To także sygnał wsparcia dla naszych działań ochronnych granicy Unii Europejskiej, bo taka jest nasza granica z Białorusią - mówił Marcin Przydacz.
- Więc w naturalny sposób nie jest ona planowana ze szczegółami, z jakimś dużym wyprzedzeniem. Te szczegóły będą dopinane w najbliższym czasie. A to, co jest najważniejsze, to jest gest wsparcia, pokazujący, że Polska takie wsparcie dyplomatyczne, polityczne, taki twardy sygnał otrzymuje od UE - powiedział. Dodał, że "to też wsparcie dla naszych działań ochronnych granicy UE". - Charles Michel tą wizytą chce pokazać także i swoje osobiste wsparcie - ocenił.
REKLAMA
Współpraca z organami UE
Pytany, na jakie "realne wsparcie" Polska może liczyć ze strony UE w związku z kryzysem migracyjnym, wiceszef polskiej dyplomacji zaznaczył, że ta operacja hybrydowa jest zemstą Łukaszenki za unijną politykę. Przypomniał, że kilka miesięcy temu Łukaszenka zapowiedział wywołanie kryzysu na granicy za decyzję 27 krajów Unii o sankcjach wobec niego. - I to się dzisiaj dzieje. Dlatego my, jako Polska wspólnie z innymi państwami UE, powinniśmy zareagować i reagujemy - zaznaczył.
Wiceszef MSZ przypomniał, że polska dyplomacja od kilku miesięcy prowadzi "bardzo intensywne rozmowy" z Europejską Służbą Działań Zewnętrznych. - Gdyby nie te działania polskiej dyplomacji wspólnie z unijną, być może tych ludzi mielibyśmy dużo, dużo więcej, nie 4 tysiące na granicy, a 10 czy 20 tysięcy - ocenił.
Marcin Przydacz ocenił, że migrantów na granicy byłoby mniej, gdyby nie postawa niektórych działaczy i organizacji w Polsce. - Gdybyśmy jeszcze umiejętnie prowadzili także i wewnątrz debatę publiczną, być może tych migrantów rzeczywiście byłoby mniej. Niestety zdarzały się takie sytuacje, że różnego rodzaju organizacje, celebryci, działacze, de facto tak naprawdę zachęcali tych ludzi do przyjazdu na Białoruś. To wszystko obserwujemy w różnego rodzaju informacjach, które są rozprzestrzeniane na Bliskim Wschodzie - powiedział.
Sankcje wobec Białorusi
Premier mówił w Sejmie, że mamy "powszechne i bezapelacyjne wyrazy solidarności i poparcia ze strony Brukseli, Waszyngtonu, Kijowa, ze strony wszystkich stolic europejskich". Podziękował wszystkim partnerom z zagranicy za ich solidarność oraz głosy i gotowość do niesienia pomocy.
W okolicach przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej koczuje około tysiąca osób. Polskie służby oceniają, że wzdłuż całej granicy polsko-białoruskiej może przebywać od trzech do czterech tysięcy osób. Migrantów sprowadzili tam funkcjonariusze reżimu Alaksandra Łukaszenki. Wczoraj migranci próbowali forsować zasieki znajdujące się na pasie przygranicznym. Funkcjonariusze Straży Granicznej, policji oraz żołnierze nie dopuścili do ich wdarcia się na teren Polski.
REKLAMA
kp, mbl
REKLAMA