"Piszemy nową przyszłość relacji polsko-ukraińskich". Rozmawialiśmy z osobami, które przyjęły uchodźców
- Piszemy nową przyszłość relacji polsko-ukraińskich. To jest czas wielkiej próby dla Polski i Polaków, ale też czas, kiedy prawdziwie można wyjść poza swój egoizm. Zrobić coś małego, a jednocześnie wielkiego. Wszystkim nie sposób pomóc, ale jeśli pomożemy jednej rodzinie, to uratowaliśmy ich mały świat. Zachęcam, aby się nie bać - powiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Maria Kądzielska, która wraz ze swoją rodziną przyjęła w domu uchodźców. W dalszej części wywiadu o swojej pomocy opowiedziała nam inna rodzina, która prosiła o zachowanie anonimowości.
2022-03-14, 19:00
Od początku inwazji Rosji na Ukrainę, czyli od 24 lutego do Polski przyjechało już blisko dwa miliony uchodźców - głównie kobiety z dziećmi. Niektórzy nie zdołali zabrać ze sobą praktycznie niczego. Musieli uciekać, bo rosyjskie rakiety i bomby niszczyły ich domy wraz z całym dobytkiem. W Polsce spotkali się z otwartością i serdecznością, znaleźli bezpieczne schronienie i dach nad głową. Bardzo wielu przybyszów z Ukrainy trafiło bezpośrednio do polskich rodzin. Pani Maria, z którą rozmawialiśmy, pod swój dach przyjęła mamę z dwójką małych dzieci.
PolskieRadio24.pl: Przyjęli Państwo do siebie do domu osoby uciekające przed wojną, co może Pani o nich powiedzieć.
Zamieszkała z nami matka z dwójką dzieci - Ala z Timą (10 lat) oraz z Saszą (8 lat). Nie znaliśmy ich wcześniej, po prostu zgłosiliśmy się do Domu Ukraińskiego, gdzie przydzielono nam rodzinę. To tacy sami ludzie jak my. Mieli swoje życie w Kijowie - mieszkanie, pracę, szkołę, zajęcia taneczne i grę na fortepianie. Z dnia na dzień musieli jednak to wszystko zostawić i wyjechać. Kiedy przyjechali do nas, Ala była przerażona, jak odrętwiała, nie wiedziała, czy chce jeść, pić, spać, potrzebowała jedynie połączyć się z internetem i sprawdzić, czy jej rodzice i brat wciąż żyją. Pierwszej nocy bardzo płakała, później zaczęła organizować nowe życie sobie i dzieciom. Natomiast Tima i Sasza od samego początku zachowywali się bardzo radośnie, skakali, bawili się, rozmawiali z nami. Dzieci nie rozumieją powagi sytuacji, dla nich to wielka przygoda za granicą, ale to przecież lepiej. Zamartwianie się nikomu jeszcze nie pomogło.
PolskieRadio24.pl: Z jakiej części oblężonego miasta te osoby przyjechały, jak wyglądała ich podróż oraz sytuacja na przejściu granicznym, kiedy dokładnie przyjechali i do kiedy chcą zostać?
Przyjechali z Kijowa własnym samochodem. Podróż zajęła im łącznie 40 godzin. Najcięższa była przeprawa przez granice. Po polskiej stronie jakaś rodzina przyjęła ich na jedną noc, aby mogli odpocząć. Ala przyjechała do nas 1 marca. Teraz starają się wynająć mieszkanie na stałe. Ona szuka pracy w swojej branży, producentów reklamy. Nie wiedzą, jak długo chcą zostać. Chcieliby wrócić do Kijowa, jeśli nie będzie oblężony. Zostawili w mieszkaniu dwie papugi, które dokarmia ich znajoma. Myśleli początkowo, że ta sytuacja nie potrwa dłużej niż kilka tygodni. Obecnie chyba oswajają się z myślą, że inwazja Rosji na Ukrainę szybko się nie skończy.
PolskieRadio24.pl: Czego najbardziej te osoby potrzebowały po przyjeździe do Polski?
Są to ludzie dobrze wykształceni, mówiący po angielsku, którzy bardzo szybko starają się stanąć na własnych nogach. Przede wszystkim potrzebowali miękkiego lądowania - domu, w którym mogą się otrząsnąć, odpocząć, przyzwyczaić do nadzwyczajnej sytuacji. Ala jest w ciężkim stanie psychicznym - od początku mówiła, że gdyby nie dzieci, to zostałaby w Kijowie, aby walczyć. Obwinia się, że uciekła, a jej znajomi zostali. Teraz pomaga tu na miejscu w domu ukraińskim.
REKLAMA
PolskieRadio24.pl: Polacy w ogromnej większości okazują uchodźcom serce, otwierają dla nich - tak jak Pani - swoje domy. Są jednak i tacy, którzy mają negatywne nastawienie do uciekających z Ukrainy. Z czego to może wynikać?
Zachęcam moich znajomych, aby też pomagali. Postawy są różne - od całkowitej otwartości po obojętność lub wrogość, choć przeważa współczucie. Mam znajomą aktorkę, która od kilku dni jeździ na Dworzec Centralny, odbiera ludzi swoim samochodem, następnie rozwozi ich po polskich rodzinach, a nawet szuka dla nich noclegów w całej Polsce. Inni moi znajomi głośno wyrażają swoje współczucie, ale pomagają głównie poprzez wpłacanie datków na różne organizacje wspierające uchodźców. Dotarło do mnie też kilka słów krytyki od osób wspominających Wołyń czy pacyfikację Powstania Warszawskiego przez siły ukraińskie. Takie głosy wynikają ze strachu. Oczywiście nikt nie zaprzecza historii, te zbrodnie miały miejsce. Jednak my piszemy nową przyszłość relacji polsko-ukraińskich. To jest czas wielkiej próby dla Polski i Polaków, ale też czas, kiedy prawdziwie można wyjść poza swój egoizm. Zrobić coś małego, a jednocześnie wielkiego. Wszystkim nie sposób pomóc, ale jeśli pomożemy jednej rodzinie, to uratowaliśmy ich mały świat. Zachęcam, aby się nie bać. Sama widzę, jak wspólne pomaganie scala rodziny i zacieśnia przyjaźnie. Dożyliśmy takich czasów, kiedy prawdziwie można zostać bohaterem.
***
Rozmawiamy też z inną polską rodziną, która przyjęła - już po raz kolejny - uchodźców z Ukrainy. Nasi rozmówcy chcą jednak pozostać anonimowi.
PolskieRadio24.pl: Przyjęli Państwo w swoim domu dwie rodziny, ale zacznijmy od początku. Jako pierwsze przyjechały trzy matki z pięciorgiem dzieci. Z jakiej części Ukrainy te osoby uciekły, jak wyglądała podróż, jak długo przebywały u Państwa? Czy ich krótki pobyt oznacza, że wcale nie miały zamiaru zostać u Was na zawsze?
Jako pierwsze przyjechały trzy kobiety z pięciorgiem dzieci - Lida (26 lat), Walia (31 lat), Katia (21 lat) oraz Jarosław (prawie 3-latka), Ania (prawie 3-latka), Anfisa (4-latka), Liza (5-latek) i Oleksij (10 lat). Na osiem osób zabrały dwie walizki. Przyjechały z Równego w osiem osób w jednym aucie. Wspominały wyjące syreny w Równem i płaczące dzieci, które nie chcą się ubierać i schodzić co chwilę do piwnicy. Widząc kolejne spadające bomby, kobiety podjęły decyzję o natychmiastowej ucieczce. Wszyscy spędzili u nas w domu trzy doby, dopóki nie pomogliśmy im wynająć mieszkania. Nie chcieli u nas mieszkać. Ciężko było znaleźć mieszkanie, ponieważ ludzie boją się, że zostaną później z tymi Ukraińcami sami. Udało się nam wynająć dla nich mieszkanie ok. 40 km od Warszawy. Pomoc nie ograniczyła się do odprawienia do wynajmowanego mieszkania. Pożyczyliśmy też pościel czy podstawowe rzeczy codziennego użytku. One wcale nie chciały zostać u nas na zawsze.
REKLAMA
PolskieRadio24.pl: Pomogli Państwo tym osobom znaleźć pracę. Czy to było duże wyzwanie i czy bariera językowa nie była problemem?
Pomogliśmy im wyrobić książeczkę sanepidu i mają już umowy o pracę w pobliskim McDonaldzie. Jedna z kobiet pracowała w Polsce i zna język polski. Obawialiśmy się bariery językowej, ale nie jest wcale taka duża. Myślę, że na samym początku przerażenie wzięło górę, ale po trzech dniach wspólnych rozmów wszystkie osoby oswoiły się z językiem oraz nową sytuacją. Ponadto, pomimo nieznajomości języka, druga pani także została przyjęta do pracy. Powiedziały, że jak uda się wrócić, to zaproszą na Ukrainę. Były niesamowicie wdzięczne za pomoc. Zżyliśmy się z nimi.
PolskieRadio24.pl: Obecnie są u Państwa dwie kolejne osoby. Z jakiej części Ukrainy uciekły i jak długo zamierzają zostać u Państwa?
Przyjechały do nas pociągiem spod Łucka, dwie kobiety - Jana (33 lata) i Kristina (10 lat). One zatrzymają się co najmniej na miesiąc. Jeżeli nie będą mogły wrócić na Ukrainę, udadzą się w inne miejsce w naszym kraju. Jana nie zna języka polskiego i chce wrócić do ojczyzny, nie chce pracować w Polsce.
PolskieRadio24.pl: Motywacje, którymi kierują się ludzie pomagając uchodźcom są różne. Dlaczego Państwo zdecydowali się przyjąć pod swój dach nieznajomych?
Przyjęliśmy uchodźców, ponieważ nam się poszczęściło i mamy obecnie duży dom. Jak pierwsza rodzina nas opuszczała to były łzy. Utrzymujemy cały czas kontakt, zapraszają nas na herbatę czy kawę. One (kobiety z Ukrainy - red.) zostaną wciągnięte w społeczeństwo. Mój 18-letni syn był na początku trochę sceptyczny, gdy pierwszy raz usłyszał, że ma przyjechać do nas 8 osób, ale oswoił się z sytuacją i również nie miał nic przeciwko temu. Mamy także wnuka i nie wyobrażalibyśmy sobie, żeby nasze dzieci musiały uciekać przed wojną.
REKLAMA
LUDZIE UCIEKAJĄ Z UKRAINY PRZED WOJNĄ - sprawdź, jak możesz pomóc
***
Polskie Radio tymczasowo uruchomiło transmisję w czasie rzeczywistym sygnału ukraińskiego radia poprzez swoje nadajniki cyfrowe w technologii DAB+. Sygnał publicznego ukraińskiego nadawcy dostępny jest także na kanałach internetowych Polskiego Radia. Dzięki temu przebywający w Polsce Ukraińcy będą mogli łatwiej słuchać audycji swojego radia publicznego.
Z Marią Kądzielską i inną rodziną przyjmującą uchodźców rozmawiała Natalia Wierzbicka.
REKLAMA