Czołgi generała Abramsa: co ma wspólnego pancerz z etyką? Felieton Miłosza Manasterskiego
Kiedy były premier i prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew przedstawia plan "otwartej Euroazji - od Lizbony po Władywostok", dobrze jest wiedzieć, że na drodze do Warszawy gorące powitanie zgotuje rosyjskim agresorom polska armia wyposażona w najnowocześniejsze czołgi Abrams - pisze w swoim nowym felietonie Miłosz Manasterski.
2022-04-06, 13:27
"W Polsce mówimy: Nie strasz, nie strasz" - odpowiadał niedawno prezydent Andrzej Duda na pytania o potencjalny atak Federacji Rosyjskiej na frontowy kraj NATO. Lęk w Polakach próbują wywołać tacy funkcjonariusze neosowieckiego systemu jak były prezydent "zastępca Putina" Dmitrij Miedwiediew, który twierdzi, że "Polska to wspólnota politycznych imbecyli". Jego wypowiedziom towarzyszą groźby pomniejszych politruków wzywających do zrobienia porządku z Polską. Wyraźną pogróżką w naszą stroną był też sondaż rosyjskiej opinii publicznej, w której badani Rosjanie wskazali na Polskę jako kolejny po Ukaranie kraj, który należy poddać "operacji specjalnej".
Apetyt był zawsze, a rosyjskie media i czołowi politycy apetyt ten jeszcze wzniecają. Zresztą, jeśli jedną z podstawowych motywacji rosyjskiego żołnierza jest szaber, to łatwo sobie wyobrazić, jak łakomym kęskiem są kraje dużo zamożniejsze od Ukrainy. Między chęcią a możliwościami Rosji jest jednak przestrzeń rozmiarów Syberii. Nawet nasza walka z 1939 roku powinna nam przypominać, że "bohaterska" Armia Czerwona, po spektakularnej porażce w 1920 r., ponownie odważyła się przekroczyć Polską granicę, dopiero znajdując wspólnika w postaci nazistowskich Niemiec. I zwlekając aż siedemnaście dni, podczas których to niemiecka armia wiązała wszystkie siły polskiej obrony. "Nie strasz, nie strasz" prezydenta Andrzeja Dudy to więc naprawdę adekwatna odpowiedź w ustach głowy państwa, które niegdyś dwa lata okupowało moskiewski Kreml. Zwłaszcza że nowego, potężnego partnera gotowego zaatakować Polskę z drugiej strony Rosjanie dzisiaj w Europie nie znajdą.
Nie zmienia to faktu, że w niecałe dwie dekady pomiędzy pokojem w Rydze a tajnym paktem Hitler-Stalin w Europie i na świecie zmieniło się niemal wszystko. Dlatego ze spokojem i zimną kalkulacją musimy zrobić wszystko, żeby rosyjskie apetyty, pojmowane jako tendencja trwała, móc skutecznie poskromić. A w perspektywie kolejnych dekad i wieków wychować rosyjskiego niedźwiedzia, żeby trzymał łapy przy sobie.
Czołgi za około 4,75 mld dolarów
Polska armia zakontraktowała 250 czołgów Abrams M1A2 SEP v.3 wraz z pakietem logistycznym, zawierającym "wozy logistyczne, instalacje, urządzenia prowadzące do sprowadzenia obsług logistycznych do najniższego szczebla, tak aby bataliony Abramsów były maksymalnie samodzielne". Pakiet ma wyzwolić "swobodę manewru" potężnych i ciężkich czołgów Abrams i pozwolą na operowanie w trudnym terenie występującym w Polsce. Wartość tej umowy to około 4,75 mld dolarów, czyli 20,02 mld złotych netto po obecnym kursie. I nie ma wątpliwości, że musi być nas stać na ten i wiele kolejnych militarnych wydatków.
REKLAMA
Obserwujący działania wojenne na Ukrainie specjaliści liczący gigantyczne straty rosyjskich wojsk pancernych zamykają usta krytykującym zakup Abramsów. Stworzą one zaporę mogącą skutecznie zatrzymać pochód współczesnych "krasnoarmiejców" na Warszawę i Lizbonę. Także w warstwie symbolicznej. Analitycy skupiają się na parametrach technicznych czołgu i amunicji. Jednak istnieje pewien dodatkowy ładunek, który w wojennej praktyce może dać ogromną przewagę nad agresorem. To znak partnerstwa z USA, partnerstwa, które odwraca układ sił w Europie, nawet gdyby Rosjanie szybko zdołali odbudować swój potencjał po wojnie na Ukrainie. Po drugie przypomina nam o przewadze, którą symbolizuje amerykański bohater, od którego nazwiska wzięła się nazwa całej linii czołgów produkowanych w USA. Czołgów, które w zamyśle konstruktorów miały czynić amerykańskich żołnierzy zdolnymi do przełamania linii każdego przeciwnika.
Czołgi M1A2 noszą imię generała Creightona Abramsa, bohatera wojny w Wietnamie i szefa sztabu Armii Stanów Zjednoczonych w latach 1972-74. Creighton Abrams w amerykańskiej armii stał się symbolem nie tylko doskonałego dowództwa, ale i silnej moralności. "Podczas gdy strzeżemy kraju, musimy zaakceptować bycie strażnikiem najlepszej etyki. Kraj tego potrzebuje i musimy to zrobić" - to motto generała Abramsa nabiera dzisiaj szczególnego znaczenia. Słabość rosyjskiej armii to właśnie jej całkowita demoralizacja. Od problemów technicznych i zaopatrzeniowych, przez dezercje po gwałty, rabunki i morderstwa na cywilach - za to wszystko odpowiada jeden czynnik. "W czasie wojny to niezwykłe, że wszystko sprowadza się do charakteru człowieka" - mawiał generał Abrams.
Charakter obrońców Ukrainy
W rosyjskiej armii nie ma dzisiaj krztyny etyki, co przynosi tragiczny efekt w postaci ludobójstwa. Ale widzimy po drugiej stronie skuteczność "charakteru" obrońców Ukrainy. Żołnierzy świadomych, że bronią swojej ojczyzny, swoich matek, żon i dzieci przed hordami ludzi upadłych. Generał Abrams był przekonany, że w takiej sytuacji zwycięża wysokie morale, nawet wobec znaczącej przewagi przeciwnika. Polska historia jest pełna przykładów bohaterów mających morale silniejsze od rynsztunku. Czas, by zapanowała w tej mierze pełna równowaga.
Dobrze jest mieć najnowocześniejsze czołgi z wypisanym na nich nazwiskiem generała Abramsa, które wzmocnią nie tylko militarną, ale i moralną siłę naszego wojska. Oby nigdy nie były one wystawione na wojenną próbę. Jednak, gdyby w przyszłości tak się stało, będziemy mogli spokojnie powtórzyć za generałem: "Znowu nas otoczyli, biedni dranie".
REKLAMA
Miłosz Manasterski
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA