"Operacja Śluza" trwa nadal. Hybrydowy atak na Polskę i Unię Europejską
Tylko w tym roku Straż Graniczna udaremniła ponad 20 tys. prób nielegalnego dostania się do Polski z terytorium Białorusi. Choć granica jest pilnie strzeżona przez służby, dostępu broni zapora fizyczna wspomagana elektroniką, to rozpoczęta przez Alaksandra Łukaszenkę "Operacja Śluza" jest nadal realizowana. Wymierzony w Polskę atak hybrydowy nie przyniósł reżimowi zamierzonych korzyści, ale cały czas znajdują się ludzie, którzy łapią się na zagrywki Łukaszenki.
2023-09-09, 11:40
Fala migrantów zmierzających przez Białoruś, przy wsparciu reżimu, w kierunku Polski i ogólnie Unii Europejskiej przybrała na sile w ostatnich latach, ale nie jest zjawiskiem nowym. W rzeczywistości „Operacja Śluza” została opracowana ponad 10 lat temu przez KGB i OSAM – jednostkę białoruskich pograniczników do zadań specjalnych.
Wtedy akcja przyniosła efekt i rząd w Mińsku otrzymał z Unii Europejskiej dziesiątki milionów euro – oficjalnie na uszczelnienie granicy. Tym razem cele są inne, zdecydowanie większa jest też skala i w proceder zaangażowane są białoruskie służby i wojsko. To już pełnoskalowa wroga operacja hybrydowa, wymierzona zresztą nie tylko w nasz kraj.
Deklaracja Łukaszenki
Obecny kryzys migracyjny na szlaku białoruskim rozpoczął się latem 2021 roku. Wtedy Łukaszenka w odpowiedzi na nowe pakiety sankcji oświadczył, że nie będzie już powstrzymywać nielegalnych migrantów przed próbami przedostania się do Unii Europejskiej. Ta deklaracja, pozornie niegroźna, wpisuje się idealnie w "procedurę" ataku hybrydowego.
Jak podkreślała w analizie poświęconej tego typu atakom Polska Zbrojna, "najbardziej istotna jest faza przygotowania, która ma zaciemnić i rozmyć prawdziwy cel podjętych działań", a “potencjalny aktor hybrydowy stara się utrzymać swoje działania poniżej progu wykrycia”. Dziś już wiadomo, że pod hasłem "nie będzie powstrzymywać", de facto kryło się "będzie masowo sprowadzać i wypychać w kierunku granicy".
REKLAMA
Najpierw Litwa
Jako pierwsi przekonali się o tym Litwini. To do nich w pierwszej kolejności zostali skierowani migranci. Gdy Litwini zaczęli wzmacniać ochronę granicy, wówczas "strumień migracji" skierowano także na Łotwę. Gdy Łotysze zaczęli wzmacniać ochronę, to wtedy migrantów zaczęto kierować również ku Polsce.
Na granicy litewsko-białoruskiej przed rozpoczęciem operacji hybrydowej zatrzymywano w ciągu roku kilkuset czy nawet kilkudziesięciu nielegalnych migrantów.
“W czerwcu 2021 roku liczba nielegalnych migrantów na granicy z Białorusią sięgała już kilkudziesięciu każdego dnia, natomiast na początku lipca wynosiła ok. 150 osób dziennie” - odnotował Andrzej Pukszto, jeden ze współautorów raportu “Granica dyktatora. Polska i Białoruś wobec kryzysu granicznego” przygotowanego przez Studium Europy Wschodniej UW.
W konsekwencji Litwa ogłosiła stan wyjątkowy, do pomocy strażnikom wysłano wojsko, a na granicy pojawiły się umocnienia.
REKLAMA
"Wśród migrantów najwięcej było obywateli Iraku, ale byli również mieszkańcy Iranu, Syrii, Białorusi, Rosji, Turcji, Sri Lanki, Tadżykistanu, Gambii, Gwinei, Afganistanu, Maroka i innych" - wymienia Pukszto.
Przeważali młodzi mężczyźni.
W lipcu 2021 roku litewski sejm uznał w rezolucji, że wrogie wobec Litwy kraje realizują atak hybrydowy, powodujący zagrożenie dla państwa oraz zewnętrznej granicy Unii Europejskiej i NATO. Na początku sierpnia MSW zezwoliło straży granicznej nie wpuszczać migrantów i zawracać ich na teren Białorusi.
Podobny jak na Litwie napór migrantów próbujących przedostać się z terenu Białorusi pojawił się w następnej kolejności na polskiej granicy. W 2021 roku, gdy reżim Łukaszenki rozpoczął atak hybrydowy, na granicy z Białorusią udaremniono 40 tys. prób nielegalnego przedostania się do Polski. Taki wynik musiał być poparty skoordynowanym i konsekwentnym wsparciem ze strony władz Białorusi.
REKLAMA
Przyjeżdżajcie na Białoruś
Dowodów na zaangażowanie Mińska w ten proceder nie brakuje i jest ono dobrze udokumentowane. Alaksandr Azarau, b. wiceszef oddziału zwalczającego nielegalną migrację, obecnie członek grupy BYPOL, która ujawniła operację, mówi wprost, że Mińsk zachęcał: "Przyjeżdżajcie na Białoruś, możecie dostać się do Unii" i reklama zadziałała.
Reżim białoruski zaproponował m.in. Irakijczykom wycieczki na Białoruś. Na miejscu państwowa firma Centrakurort oferowała im miejsca hotelowe. Następnie osoby te werbowano, tworzono z nich grupy, i kierowano je ku granicy. Gdy rozniosła się wieść, że białoruskie władze nie mają nic przeciwko temu, że migranci przekraczają granicę Białorusi z UE, a nawet w tym pomagają, na Białoruś zaczęło przyjeżdżać coraz więcej osób, które chciały przedostać się do Europy.
Opłata i wiza
Firma Centrakurort to część wielkiego imperium biznesowego, podlegającego kancelarii prezydenta Republiki Białorusi. Zawiaduje ona między innymi sanatoriami. Osoby, które wykupują pobyt w ośrodku wypoczynkowym Centrakurortu, otrzymują od razu wizę. Otrzymanie wizy warunkuje przelanie wymaganej sumy na rachunek depozytowy. Waha się ona od 4 do 12 tys. dol.
- Administracja swoich finansów nie rozlicza się przed nikim. Pieniądze, które tam trafiają – nie wchodzą do budżetu. Tworzą specjalny fundusz prezydencki. Jak on jest rozdysponowany, co się z tymi pieniędzmi dzieje, nie wiadomo – wskazuje Azarau.
REKLAMA
Nie uciekają
Migranci docierają więc na Białoruś jeszcze legalnie, jako turyści. Nie uciekają w popłochu przed prześladowaniami. Świadomie decydują się na “wycieczkę”, wiedzą też, że dalej nielegalnie będą próbować przedostać się na teren Unii Europejskiej, a taka “misja” nie gwarantuje happy endu.
- W Mińsku migranci są świetnie zorganizowani. Przeważnie to stosunkowo młodzi mężczyźni, którzy nie zachowują się jak osoby uciekające od czegoś. Raczej widać radość na ich twarzach i zadowolenie z życia – mówił portalowi onet.pl mieszkaniec białoruskiej stolicy.
Jak wskazywał – rozumie ich. - Jeżeli mogą pojechać do innego kraju i żyć lepiej, to dlaczego nie? Nie mogą raczej zrozumieć, dlaczego Polacy nie chcą ich wpuścić, skoro zapłacili – dodał.
Zarobek dla każdego
Migranci w Mińsku zajmowali mieszkania, hotele, domy wypoczynku. Na ich przemycie do Unii Europejskiej zarabiał nie tylko reżim poprzez prezydencką kancelarię, ale też zwykli Białorusini, którzy obsługują tysiące przybyszów. Sklepy, w których można kupić telefony i karty SIM, umieszczały nawet w witrynach oferty napisane po arabsku.
REKLAMA
Największymi zwycięzcami mieli jednak być taksówkarze. Kurs pod granicę to 150-200 dol., a przejazdów wykonywali kilka każdego dnia.
Oczywiście byli i tacy "turyści", którym skończyły się fundusze i koczowali na ulicach.
Ruch na niebie
Skalę tego ruchu turystycznego może oddawać rozkład lotów mińskiego lotniska zimą 2021 roku. “Cztery samoloty tygodniowo z Bagdadu, kilka samolotów dziennie z Dubaju, codziennie jeden samolot z Damaszku, jeden samolot tygodniowo z kurdyjskiego Irbilu” - wyliczała rp.pl
Głównym hubem przerzutowym był jednak Stambuł. Z turecką stolicą Białoruś w tym okresie uruchomiła aż kilkanaście rejsowych połączeń.
REKLAMA
Problem dla Białorusi
Po uszczelnieniu polskiej granicy, postawieniu concertiny i budowie solidnej fizycznej zapory, napływ kolejnych migrantów na Białoruś, przy blokadzie ich odpływu, zaczął być problematyczny dla Mińska. W 2022 roku było już "tylko" 15 tys. prób przekroczenia granicy.
- Trzeba rozumieć, że białoruskie władze nie potrzebują migrantów na Białorusi – starają się ze wszystkich sił, by przekroczyli oni granice z UE. Jeśli liczba migrantów na Białorusi wzrasta – to reżim przestaje przywozić nowych, zanim tych już przywiezionych wcześniej nie odprawi do Unii Europejskiej – tłumaczył Alaksandr Azarau.
- Ci migranci wędrują po nadgranicznych wioskach i także po miastach. Nie wiedzą bowiem, co robić, gdzie się podziać. Oddali wszystkie pieniądze za transport nad granicę. Nie udało im się przejść, bo np. polskie służby ich nie wpuściły – to powrócili na Białoruś. Wędrują zatem po Białorusi. To niesie ze sobą duże wydatki dla Białorusi, bo trzeba coś w tej sytuacji zrobić. Ludzie się skarżą, bo widzą w swojej okolicy obce osoby, cudzoziemców, boją się, że możliwe są przestępstwa, choć by po to, by zdobyć jedzenie – opisywał sytuację.
Loty powrotne
Migrantów było jednak tak dużo, że zaczęto ich z Mińska odsyłać z powrotem do krajów pochodzenia. Na początku grudnia 2021 r. konsulat Iraku w Moskwie informował, że z białoruskiej stolicy wyleciało już 3,1 tys. migrantów.
REKLAMA
- To jest moje marzenie - dostać się do Niemiec. Ale czuję, że zrobiłem już wszystko, co mogłem. I nie udało się – mówił Polskiej Agencji Prasowej iracki Kurd Aga. W strefie granicznej był już ponad 10 razy. Jak wyliczał, na „przeprawę” przez Białoruś wydał już ponad 6 tys. dolarów – to koszty wizy, przelotu i pobytu w Mińsku oraz przejazdu taksówką na granicę. Nie wchodzi w to jeszcze opłata za „transfer”, która miała być zrealizowana po dotarciu do Niemiec.
PAP opisywał również historię innego Irakijczyka, Roża. Na własny koszt wyleciał do Dubaju, a potem do Irbilu w Iraku. Decyzję o powrocie podjął, gdy zobaczył, że przeprawa przez granicę jest niebezpieczna.
Więcej agresji
Oczywiście nie wszyscy wyjechali, a i sama operacja nie została zawieszona przez białoruski reżim. Wiosną tego roku, wraz z ociepleniem pogody, wznowiono bezpośrednie połączenia z Irakiem i Iranem.
Grupy migrantów, które próbują teraz forsować granicę, są mniejsze, ale za to jeszcze bardziej agresywne. Eskalację widać też w zachowaniu białoruskich służb, które już nie tylko podprowadzają migrantów pod granicę i zaopatrują ich w sprzęt. Codziennością są prowokacje wymierzone w funkcjonariuszy Straży Granicznej, brutalnie traktowani są też migranci, którzy skusili się na mińską ofertę przerzutu do Europy.
REKLAMA
Jednocześnie znowu zauważalne jest nasilenie prób nielegalnego przekroczenia granicy. W pierwszej połowie 2023 roku było ich tyle, co w całym roku ubiegłym.
- Rozumiemy, że uchodźcy na granicy białorusko-polskiej są takimi samymi zakładnikami tego reżimu jak Białorusini wewnątrz kraju – mówiła Swietłana Cichanouska, liderka białoruskiej opozycji.
Nie wolno jednak zapominać, że migranci są tymi zakładnikami niejako na własne życzenie.
Pogłębić podziały społeczne
Jak długo potrwa jeszcze atak hybrydowy na polskiej granicy? Dopóty, dopóki będzie przynosić Białorusi i Rosji jakąś korzyść. Jak pisała Polka Zbrojna w swojej analizie: "można postawić tezę, że »Operacja Śluza« miała zadanie pogłębić podziały społeczne, zwłaszcza w naszym kraj, odnoszące się do przyjmowania imigrantów oraz pokazać światu Polaków jako ksenofobów, nacjonalistów i faszystów”.
REKLAMA
Jeśli przypomnimy sobie histeryczne wystąpienia polityków opozycji podczas pierwszej fazy ataku, trzeba niestety przyznać, że ten cel przynajmniej częściowo został osiągnięty. Dziś już nikt na polskiej scenie politycznej nie kwestionuje zasadności powstania zapory na granicy i potrzeby stanowczego oporu wobec działań Łukaszenki i jego mocodawców z Moskwy, ale nie oznacza to, że ten wrogi Polsce przekaz zamilkł.
Narażeni na atak hybrydowy
Jak wskazują eksperci, otwarte, demokratyczne społeczeństwa, którym brakuje strategicznej czujności, są szczególnie narażone na hybrydowe metody walki, a w działaniach hybrydowych następuje przewartościowanie głównego celu ataku ze stricte militarnego na domenę społeczną i jej podobszary: demografię, religię, kulturę...
Mając to na uwadze, trudno nie odnieść wrażenia, że z każdym wyświetleniem i kolejną recenzją ostatniego filmu Agnieszki Holland "Zielona granica" Łukaszenka i Putin uśmiechają się coraz szerzej.
fc
REKLAMA
REKLAMA