"Tata w dzień wypiekał, a w nocy naprawiał maszynę". Tak zaczęła się historia Paluszków Beskidzkich
- Początki wyglądały tak, że mój tata był piekarzem i te paluszki wypiekał, a mama mu w tym czasie pomagała i odbierała te paluszki. Mój dziadek również miał w tym udział, zajmował się kwestiami magazynowymi - mówi nam wiceprezes firmy Aksam Artur Klęczar. Firma produkuje Paluszki Beskidzkie, do których zakupu, po pożarze fabryki, zachęcają internauci.
Paweł Kurek
2024-07-26, 15:35
Paweł Kurek, dziennikarz portalu polskieradio24.pl: Czy już wiadomo, jakie były przyczyny pożaru państwa fabryki?
Artur Klęczar, wiceprezes firmy Aksam: Nie. Wciąż czekamy na opinię biegłego ze straży pożarnej oraz z policji.
W jakim stanie są budynki? Udało się uruchomić część produkcji?
Cztery doby po pożarze uruchomiliśmy dwie małe hale produkcyjne, które działają na dużo mniejszą skalę. Tam jesteśmy w stanie produkować mniej niż 1/4 zapotrzebowania, jakie jest w tym momencie. Od poniedziałku rozpoczęły się też prace rozbiórkowe i renowacyjne dużej hali, która przylegała do tych, które pochłonął ogień. Ściana, która łączyła te dwie hale, uległa delikatnemu zniszczeniu. Będziemy chcieli ją jak najszybciej odrestaurować i w sierpniu na tej hali wystartuje produkcja.
Czyli rozumiem, że plan jest taki, by od sierpnia wrócić do możliwie jak największej wydajności?
Na pewno uda nam się w sierpniu uruchomić halę produkcyjną, która łączyła się z tymi, które spłonęły, i tam dużą część produkcji będziemy w stanie odzyskać. Natomiast około 40 proc. naszych mocy produkcyjnych zostało pochłonięte przez pożar i tego szybko nie odzyskamy. Cały czas jednak szukamy nowych rozwiązań, np. rozglądamy się za nową halą. Tutaj też był bardzo duży odzew społeczeństwa. Było to szeroko udostępniane, że poszukujemy hali produkcyjnej. Jeżeli uda nam się taką znaleźć, najlepiej w niewielkiej odległości od naszej siedziby, to jak najszybciej będziemy chcieli tam wstawić maszyny. Jeżeli nie będzie nic w pobliżu, to konieczność dowożenia naszych pracowników nie jest dla nas problemem. Po prostu wynajmiemy autobus. Staramy się znajdywać rozwiązania, a nie dodawać sobie problemów.
REKLAMA
I zakładacie, że cała załoga w najbliższym czasie będzie mogła podjąć pracę?
Jak najszybciej chcemy umożliwić naszej załodze powrót do pracy. To zadeklarowaliśmy i tego się będziemy sztywno trzymać, żadnego z pracowników nie zwolnimy. Jesteśmy zdeterminowani, żeby te miejsca pracy jak najszybciej odbudować i żeby nasi pracownicy mogli wrócić do działania.
Pana tata, Adam Klęczar, właściciel firmy Aksam, zapowiedział w mediach, że nikt z załogi nie straci pracy. Zadeklarował jednocześnie, że jego pracownicy otrzymają pełne wynagrodzenie, nawet jeżeli produkcja nie ruszy pełną parą. Co stało za taką decyzją?
Decyzję podjęliśmy bardzo szybko. Nie musieliśmy się długo zastanawiać. Wiedzieliśmy, że miejsca pracy musimy utrzymać, bo od tego zależy przyszłość wielu osób, wszyscy mamy na utrzymaniu rodziny lub zobowiązania. Ta decyzja w społeczeństwie została odebrana jako jakaś niebywała, że przedsiębiorcy przecież tak się nie zachowują. To są stereotypy. Wielu przedsiębiorców np. podczas pandemii również nie zwalniało swoich pracowników.
Ta deklaracja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem społecznym. Efekty widać w sieci, powstał trend internetowy wspierania waszej firmy i kupowania Paluszków Beskidzkich. Spodziewaliście się takiego odzewu?
To było dla nas duże zaskoczenie, nie spodziewaliśmy się tego. Ta inicjatywa wsparcia, kupowania naszych produktów jest bardzo miła. Dodaje nam to dużo siły, energii, po prostu mobilizuje. Jednocześnie stawia to przed nami wyzwanie, żebyśmy jak najszybciej wrócili do produkowania przekąsek, do których namawiają internauci. Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie wyprodukować tylu paluszków, więc zachęcamy również do kupowania innych produktów, bo na liniach, które spłonęły, były produkowane głównie paluszki.
Czyli rozumiem, że dobrze by było, gdyby ten trend obejmował również inne produkty?
Tak, paluszków może zacząć brakować, jednak w swojej ofercie mamy też inne przekąski, chociażby orzeszki i chrupki.
REKLAMA
Jaką częścią rynku jest Aksam?
Jeśli chodzi o kategorię paluszków, jesteśmy jednym z dwóch wiodących producentów paluszków w Polsce, z wolumenowymi udziałami rynkowymi powyżej 30 proc. Oprócz paluszków w ofercie posiadamy również inne produkty wypiekane (m.in. krakersy, precelki, mixy), a także orzeszki, chrupki, prażynki i popcorn.
Ile samych paluszków każdego miesiąca wyjeżdżało z fabryki?
W 2023 roku wypuściliśmy na rynek prawie 73 mln paczek paluszków, co daje miesięcznie ponad 6 mln paczek produktów.
Rozmawiałem z jednym ze znanych ekspertów od marketingu, powiedział mi, że firma zyska wizerunkowo na tej sytuacji z dwóch powodów. Po pierwsze, zwiększy się rozpoznawalność firmy, a po drugie, będziecie pozytywnie kojarzeni, co również jest dziś bardzo istotne. Myśli pan, że paradoksalnie ten pożar może przyczynić się do rozwoju firmy?
Z jednej strony, tak jak pan powiedział, wizerunkowo na pewno zyskaliśmy, świadomość marki jest większa. Czy sytuacja może przyczynić się do rozwoju firmy? Tego nie wiem, dla nas liczy się odzyskanie naszej pozycji.
REKLAMA
Porzućmy zatem dywagacje o przyszłości i porozmawiajmy o przeszłości. Skąd w ogóle wziął się pomysł na produkowanie paluszków? Tutaj, jak sądzę, tata był inicjatorem całej tej historii.
Firma powstała w 1993 roku, wcześniej tata handlował na giełdzie i starał się zrozumieć, jakie produkty mogą się powszechnie sprzedawać. Chciał produkować coś, po co ludzie zawsze będą mogli sięgnąć, coś, co lubią. Nie coś ekskluzywnego, tylko coś, na co zawsze Polacy będą mogli sobie pozwolić.
Chciałoby się powiedzieć: model biznesowy trafiony w dziesiątkę. Ta fabryka powstawała na pana oczach?
Tak, i na wspomnianą giełdę z moim tatą też jeździłem, gdy miałem cztery lata. To właśnie tam w pewnym sensie rozpoczęła się historia firmy Aksam.
Paluszki wypiekaliście w domu?
Nie, to nie było w domu. To był dokładniej budynek za domem. Tata wstawił tam używaną maszynę do wypiekania paluszków i tak zaczęła się produkcja. Początki wyglądały tak, że mój tata był piekarzem i te paluszki wypiekał, a mama mu w tym czasie pomagała i odbierała te paluszki. Mój dziadek również miał w tym udział, zajmował się kwestiami magazynowymi. Pamiętam, że ta maszyna bardzo często się psuła, więc mój tata w dzień był piekarzem, a w nocy mechanikiem; naprawiał ją, żeby na następny dzień mogła znowu wystartować z produkcją.
A pamięta pan ten moment, kiedy pierwsze produkty znalazły się na sklepowych półkach?
Nie, byłem jeszcze za mały. Ta perspektywa dziecka jest inna.
REKLAMA
Przez lata produkt mocno wyewoluował?
Jeśli chodzi o paluszki słone, to smak jest w zasadzie ten sam, ale zmieniała się szata graficzna, za którą od 20 lat jestem odpowiedzialny. Dopiero później powstały paluszki w różnych smakach i inne przekąski. My najpierw produkowaliśmy Paluszki Beskidzkie. I przez to cały czas jesteśmy kojarzeni z tym, że są to Paluszki Beskidzkie. Teraz jesteśmy producentem Beskidzkich Przekąsek.
REKLAMA