Mniej głosów niż podpisów. Obecny system odejdzie do lamusa? "Trzeba to zmienić"

Rekordowa liczba kandydatów, tysiące zakwestionowanych podpisów i coraz głośniejsze oskarżenia o fałszerstwa. Tegoroczne wybory prezydenckie pokazały słabości obowiązującego systemu. Co na to politycy? Rozmawialiśmy z przedstawicielami różnych frakcji w Sejmie i od lewa do prawa panuje przekonanie, że coś trzeba zmienić. Padają różne propozycje, ale dominuje jedna - elektroniczne podpisy.

Julia Lekki

Julia Lekki

2025-05-20, 19:00

Mniej głosów niż podpisów. Obecny system odejdzie do lamusa? "Trzeba to zmienić"
Trzech kandydatów zdobyło mniej niż 100 tys. głosów. Artur Bartoszewicz, Maciej Maciak i Marek Woch . Foto: PAP/Rafał Guz/Leszek Szymański/Albert Zawada

System rejestracji kandydatów na prezydenta. Wymaga zmian? 

Za nami pierwsza tura wyborów prezydenckich, w których zarejestrowano rekordową liczbę kandydatów. Do Państwowej Komisji Wyborczej zgłoszono aż 17 chętnych, z czego 13 oficjalnie zarejestrowano. Czterech kandydatów zostało odrzuconych z powodu niespełnienia formalnego wymogu dostarczenia 100 tysięcy podpisów - na listach znalazły się tysiące nazwisk zmarłych. 

Największe wątpliwości budzi jednak rozstrzał między liczbą zebranych podpisów a wynikiem wyborczym kilku kandydatów. Przykładowo Artur Bartoszewicz, Maciej Maciak i Marek Woch zdobyli w wyborach poniżej 100 tysięcy głosów. To mniej niż wymagana do startu liczba podpisów.

Oczywiście każdy może złożyć podpis i zagłosować na kogoś innego, ale w mediach pojawiły się liczne komentarze, że podpisy można też kupić. Rąbka tajemnicy uchylił Mateusz Piepiórka. Obecny pełnomocnik komitetu Artura Bartoszewicza, w rozmowie z "Gońcem", przyznał wprost, że w 2020 roku wspólnie z innymi osobami fałszował podpisy na listach poparcia dla Marka Jakubiaka. Kandydat w poprzednich i tegorocznych wyborach prezydenckich temu zaprzecza.

Były prezydent Bronisław Komorowski w programie Polsat News wyraził z kolei poważne wątpliwości co do legalności procesu zbierania podpisów, zarzucając niektórym kandydatom kupowanie ich od wyspecjalizowanych firm. Podobne zdanie na ten temat ma tegoroczny kandydat na prezydenta Krzysztof Stanowski, który w wywiadzie z Bogdanem Rymanowskim stwierdził, że ma "podejrzenia graniczące z pewnością", że podpisy niektórych kandydatów zostały sfałszowane. Stanowski podkreślał, że dostarczenie podpisów sprawiło mu trudność, mimo szerokiego zaplecza i rozpoznawalności w przestrzeni publicznej. Podał tym samym w wątpliwość to, czy mniej rozpoznawalni kandydaci byli w stanie dostarczyć legalnie podpisy w 2 bądź 3 tygodnie.

REKLAMA

Pomysł na reformę. Elektroniczne podpisy  

Pomysłów na usprawnienie procesu zbierania podpisów poparcia nie brakuje. Najczęściej wskazywanym rozwiązaniem jest wprowadzenie możliwości składania podpisów elektronicznych. Wielu posłów podkreśla zalety takiego systemu, wskazując, że nie tylko ułatwiłby on pracę pracownikom Państwowej Komisji Wyborczej, ale też ograniczyłby pole do potencjalnych nadużyć ze strony kandydatów. Proces ten mógłby przebiegać podobnie jak inne formalności urzędowe – za pośrednictwem Profilu Zaufanego.

Wprowadzenie e-podpisów zwiększyłoby przejrzystość i bezpieczeństwo całej procedury. Obecnie wyborcy nie mają wglądu w to, na jakich listach poparcia się znajdują. Wystarczy, że kiedyś udzielili poparcia konkretnemu kandydatowi, a istnieje ryzyko, że ich dane zostały ponownie wykorzystane, bez ich wiedzy, przy okazji kolejnych wyborów. Dzięki podpisom elektronicznym obywatele mieliby możliwość weryfikacji, kogo faktycznie poparli, co pomogłoby wyeliminować z list tzw. martwe dusze i znacząco odciążyłoby osoby zajmujące się weryfikacją podpisów.

Jak to wygląda w Europie?

W przestrzeni publicznej pojawiają się również propozycje zmiany liczby wymaganych podpisów, jednak kierunek tych zmian pozostaje niejasny. Dla przykładu w Austrii wymagane jest zebranie jedynie 6 tysięcy nazwisk (przy populacji ok. 9 milionów), a w Portugalii 7,5 tysiąca (przy populacji ok. 10 milionów). Zmniejszenie tego pułapu umożliwiłoby faktyczną weryfikację zgodności danych wyborców. Niektóre państwa optują natomiast za większą wymaganą liczbą podpisów - w Rumunii wymaganych jest ich aż 200 tysięcy (przy populacji ok. 19 milionów). Specyficzny system funkcjonuje we Francji, gdzie poparcia kandydatom nie udzielają bezpośrednio obywatele, ale urzędnicy państwowi i politycy (wymaganych jest 500 takich podpisów). 

Co sądzą posłowie? Dominuje jeden pomysł

Zapytaliśmy posłów, czy dostrzegają problem i czy mają pomysły na zmiany systemowe. Wśród naszych rozmówców dominuje przeświadczenie, że krokiem naprzód byłoby wprowadzenie wspomnianych elektronicznych podpisów. Politycy Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi, Konfederacji i Lewicy już we wrześniu 2024 poparli zmianę Kodeksu Wyborczego. Wówczas wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka (Polska 2050) przedstawił założenia projektu, podkreślając, że nie likwidowałby on tradycyjnego zbierania podpisów. O konieczności zmian z mównicy sejmowej informował również Witold Tumanowicz (Konfederacja), który podkreślał pozytywne aspekty wprowadzenia elektronicznego zbierania podpisów. Sprzeciw wobec takiego rozwiązania wyraził jedynie PiS, który złożył wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.  

REKLAMA

Michał Szczerba z Platformy Obywatelskiej wskazał w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że według niego "należy dopuścić do zbierania podpisów przez system ePUAP, tak jak to ma miejsce w przypadku innych spraw administracyjnych, nie wykluczając przy tym tradycyjnych metod zbierania podpisów". Polityk stwierdził, że takie rozwiązanie daje gwarancję, że nie dojdzie do fałszerstw.

"Dzieje się coś niedobrego"

Marcelina Zawisza z partii Razem zwróciła natomiast uwagę na negatywne aspekty obowiązującego systemu. - Obecnie karty z podpisami trzeba fizycznie dostarczyć do PKW w Warszawie, urzędnicy muszą je przeliczyć, losowo zweryfikować. Dodaje to bardzo dużo niepotrzebnej pracy - stwierdziła posłanka. - Elektroniczne składanie podpisów dałoby obywatelowi możliwość weryfikacji, komu wyraził poparcia. Jestem wielką fanką, aby proces ten został przeniesiony do mObywatela - komentowała. Zawisza jest też zdania, że tradycyjnie zbierane ręcznie podpisy powinny zostać zdigitalizowane, co wprowadziłoby element kontrolny.

Krzysztof Śmiszek z Nowej Lewicy wyraził za to obawę o legalność zbierania podpisów w tegorocznych wyborach. - Coś niedobrego dzieje się w ostatnich latach, jeżeli osoby bez żadnego zaplecza infrastrukturalnego i kulturalnego zbierają setki tysięcy podpisów. Jestem od sześciu lat w polityce, mam cztery kampanie za sobą i wiem, jak trudno jest zebrać te podpisy wśród sympatyków - stwierdził europoseł. Śmiszek poparł wprowadzenie elektronicznego zbierania podpisów i podkreślił, że obecne przepisy należy rozpatrzyć pod kątem przydatności i zastanowić się wraz z ministrem cyfryzacji nad nowym rozwiązaniem. - Albo zmniejszamy liczbę podpisów i weryfikujemy każde, albo zwiększamy ten próg, aby zwiększyć wiarygodność startujących kandydatów - dodał.

Influencerzy i happenerzy na listach? Schreiber ostrzega

Inną opcję w rozmowie z nami zaproponował poseł Prawa i Sprawiedliwości Łukasz Schreiber, który jest zdania, że podpis elektroniczny ma swoje zalety, natomiast błędem jest całkowita eliminacja zbierania podpisów wśród ludzi na ulicy. - Te wybory pokazują, że podpisy zbierają, lub przynajmniej legitymizują się nimi, osoby, co do których można mieć poważne wątpliwości, czy faktycznie je zbierały - twierdzi poseł. Schreiber ostrzega przed ryzykiem pojawienia się na listach wyborczych influencerów czy happenerów, którzy bez problemu zebraliby 100 tysięcy podpisów przez internet, lecz niekoniecznie fizycznie na ulicy. - Jestem zwolennikiem wprowadzenia formy elektronicznej, lecz jako dodatkowego obowiązku. Dla przykładu optowałbym za rozwiązaniem, w którym kandydat zbierze 100 tysięcy podpisów na ulicy, a dodatkowo 300 lub 400 tysięcy elektronicznie - odpowiadał poseł Schreiber.

REKLAMA

Zdaje się, że w Sejmie panuje względna zgodność co do konieczności wprowadzenia reform w systemie rejestracji kandydatów na prezydenta. Tegoroczne wybory pokazały, że tak duża liczba kandydatów nie pozostaje bez wpływu na jakość debaty. Niewykluczone, że wybory parlamentarne 2027 roku będą pierwszymi, gdy przetestowany zostanie hybrydowy model zbierania podpisów.  

Czytaj także: 

Źródła: PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej