Jak Tusk uczył egoizmu i sam stracił motywację. Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-08-24, 13:15

Jak Tusk uczył egoizmu i sam stracił motywację. Felieton Miłosza Manasterskiego
Przewodniczący PO Donald Tusk podczas konferencji prasowej. Foto: PAP/Leszek Szymański

Nieoficjalna, ale za to szczera wypowiedź Donalda Tuska o swoim braku motywacji i zniechęceniu pokazuje, że lider PO nie wierzy w zwycięstwo swojej partii i przeżywa kryzys wewnętrzny - pisze w felietonie dla Polskiego Radia 24 Miłosz Manasterski. 

W latach 90. w moim liceum ogólnokształcącym działał Klub Europejczyka, w ramach którego organizowane były spotkania z politykami. Jednym z gości był Donald Tusk, wówczas poseł Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Młodym ludziom zgromadzonym na auli polityk mógł zaimponować. Przemawiał z werwą, sprawnie, dość zajmująco.

Schody zaczęły się, kiedy przyszedł czas na oddanie głosu uczniom. Mój kolega zapytał wówczas o problemy rolnictwa. Wtedy okazało się, że polityk KLD nie zamierza się trudzić odpowiedzią na niewygodny temat. Zlustrował wzrokiem mojego kolegę i zapytał, czy ma coś wspólnego z rolnictwem. W dużym mieście były spore szanse, że większość licealistów wieś widuje głównie na wakacjach. I tak było w tym przypadku, kolega jednak dodał, że rolnictwem się interesuje. Wtedy Tusk długo i namiętnie pouczał nas, że powinniśmy pytać o sprawy, które nas dotyczą, na przykład kwestie szkoły, studiów, przyszłości młodego pokolenia. Niech każdy martwi się o siebie – tłumaczył Tusk. Nie jesteście rolnikami, nie zajmujcie się rolnictwem!

Pytający poczuł się lekko upokorzony i powstrzymał się od dalszej dyskusji. Większość z nas poczuła niesmak z powodu czytelnej manipulacji polityka. Ale zarazem Tusk stworzył też między nami pewnego rodzaju poczucie wspólnoty – wszyscy jesteśmy z miasta, jesteśmy młodzi i ambitni, potrafimy o siebie zadbać. I w przeciwieństwie do tego, co mówili nam nauczyciele, rodzice, księża – kazał nam skupić się na własnych potrzebach. One miały być najważniejsze.

Tak od posła Donalda Tuska przedstawiciele mojego pokolenia odebrali lekcję egoizmu stanowiącego praktyczny fundament polskiej myśli liberalnej: Interesujcie się swoimi sprawami, cudze problemy nie powinny was zaprzątać. Wszyscy walczą tylko o swoje i nikim innym się nie przejmują. Wspólnota narodowa czy religijna to tylko manipulacja mająca na celu ograniczanie ambitnych jednostek. Wszystkie grupy społecznego i zawodowe konkurują i są w stanie ciągłego konfliktu. Rząd w rozwiązywaniu problemów społecznych nie powinien uczestniczyć, bo w ten sposób zaburza funkcjonowanie wolnorynkowej gospodarki. Wolny rynek rozwiąże wszystkie problemy – wystarczy, że każdy będzie robił to, co się opłaca. Młody, zdolny człowiek może bez niczyjej pomocy zrobić wielką karierę, jeśli się na samym sobie skupi.

Czy mogło to się podobać licealistom w latach 90.? Mogło. I wielu się podobało. Tyle że to wszystko kłamstwo. Naród opiera się na współpracy, a nie na konflikcie. Rządy liberalne nie pozostawiają gospodarki samej sobie, tylko bardzo wybiórczo kierują środki pomocowe. Uczenie ludzi, że mają troszczyć się tylko o siebie, jest wbrew naturze człowieka, dla którego przynależność do wspólnoty jest fundamentem jego poczucia wartości i bezpieczeństwa. Każde społeczeństwo tworzy mechanizmy wsparcia dla starszych, słabszych, chorych, niepełnosprawnych już od czasów prehistorycznych. Ludzie, którzy wszystko podporządkują tylko swoim egoistycznym celom, docierają do punktu, w którym nie widzą już sensu w swoim życiu. Zwłaszcza osoby, które swoje ambicje zawodowe i materialne zrealizowały, mogą pogrążyć się w poważnym kryzysie.

Czy w takim punkcie znalazł się Donald Tusk? Jego upubliczniona rozmowa z red. Adamek przed wejściem na antenę w TVN obnaża jego wewnętrzną niespójność. Tusk przed kamerą jest inny od Tuska za kamerą. Ten pierwszy ekscytuje się wszystkim i zapowiada porządki, jak wróci do władzy. Ten drugi znużonym głosem mówi o braku motywacji – że mu się nie chce.

Piarowcy PO próbują uratować tę katastrofę wizerunkową, każąc tłumaczyć byłemu premierowi, że tak naprawdę chodziło mu o posłów PiS, których będzie musiał widywać na Wiejskiej. Tylko że to bzdura. "Rzeczy się nie zmieniają. To my się zmieniamy" – pisał Henry David Thoreau. Tusk był parlamentarzystą przez siedem kadencji, na Wiejskiej czuł się jak w domu. Znał tam każdy kąt i znakomitą większość polityków z każdej strony sceny politycznej – od Andrzeja Leppera po Janusza Korwina-Mikkego. Poza tym – przynajmniej według zapewnień opozycji – Tusk wróci na Wiejską jako szef rządu. Jego "upiorna myśl" przypomina stary dowcip:

- Mamo, ja nie chcę iść do szkoły!
- Jasiu, rok szkolny się zaczął i musisz iść.
- Ale mamo, ja nie lubię szkoły!
- Idź, Jasiu, będzie miło i dobrze.
- Ale mamo, dzieci mnie nie lubią, nauczyciele mnie lubią,
- Jasiu, musisz iść, w końcu jesteś tam dyrektorem!

Może nasz "Jaś" nie wierzy jednak w to, że będzie na Wiejskiej "dyrektorem"? Owszem, do Sejmu się dostanie, ale władzy w nim nie zdobędzie. I wtedy rzeczywiście posłowie PiS tworzący rząd będą dla niego widokiem trudnym do zniesienia. I to może być rzeczywiście upiorna myśl dla Donalda Tuska.

Czy Tusk jako lider PO przeżywa bardzo głęboki kryzys? Musi się niejako cofnąć do 1991 roku, kiedy po raz pierwszy kandydował do Sejmu. A przecież – tego nikt nie kwestionuje – jeśli chodzi o własną karierę, przeprowadził ją bezbłędnie od posła do przewodniczącego Rady Europejskiej. "Super Express" podliczył, że tylko od roku 2014 w Brukseli Donald Tusk zarobił około 9 milionów złotych. Wcześniej, jako premier i szef partii, też nie pobierał średniej krajowej. Teraz mówi, że jest zdemotywowany i da się to zrozumieć – swoje już zrobił i zarobił. Po co ma wychodzić ze swojej "strefy komfortu"?

Czy to oznacza, że każdy, kto zrealizuje się zawodowo i materialnie, musi znaleźć się w punkcie krytycznym? Nie – jeśli jego motywacja nie jest wyłącznie egoistyczna. Jeśli żyje nie tylko dla pieniędzy i zaszczytów, ale chce robić coś dla bliźnich, dla swojego narodu. Przecież jest wielu takich ludzi, którzy osiągnęli naprawdę dużo, a przy tym nadal, każdego dnia bez "upiornych myśli" idą do laboratorium, biura, szpitala, urzędu czy Sejmu. Nie skarzą się na zniechęcenie, tylko cieszą się, że mogą działać, tworzyć dla innych, dla Polski. To prawdziwa tajemnica motywacji: robić coś, co będzie ważne dla wspólnoty, pomagać bliźnim, rozwiązywać (nawet drobne) problemy, przyczyniać się do rozkwitu państwa i narodu. Jeśli jesteśmy innym potrzebni – nie mamy upiornych myśli, nie jesteśmy zdemotywowani. To takie proste i jednocześnie, dla niektórych, takie trudne.

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej