Plan Dudy vs. plan Scholza. Felieton Miłosza Manasterskiego

Prezydent Andrzej Duda mówi o porozumieniu NATO-Ukraina bazującym na "modelu izraelskim" i szybkiej ścieżce akcesyjnej dla Kijowa. Czy jednak Niemcy nie staną Ukrainie na drodze do Sojuszu Północnoatlantyckiego?

2023-05-22, 19:10

Plan Dudy vs. plan Scholza. Felieton Miłosza Manasterskiego
Kanclerz Olaf Scholz wielokrotnie "chłodził" entuzjazm w sprawie przyjęcia Ukrainy do struktur zachodnich, zarówno UE i jak i NATO. Foto: EPA/FILIP SINGER

- Trwają dyskusje na temat porozumienia dotyczącego bezpieczeństwa, które wzmocniłoby Ukrainę, dając jej priorytet w dostępie do zachodniej broni i technologii wojskowej - powiedział dziennikowi "Wall Street Journal" prezydent RP Andrzej Duda. "WSJ" podaje, że podczas lipcowego szczytu Sojuszu w Wilnie miałaby powstać Rada Ukraina-NATO, która służyłaby jako "brama do przyszłego członkostwa" w Sojuszu. Prezydent Duda jest promotorem tego rozwiązania, rozmawiał na ten temat z prezydentem USA Joe Bidenem już podczas jego lutowej wizyty w Polsce.

Realizacja planu prezydenta Dudy byłaby dla Ukrainy rozwiązaniem doskonałym. Trwający konflikt uniemożliwia przecież naszym sąsiadom wejście do Sojuszu. Z kolei Federacja Rosyjska z tego samego powodu nie będzie zainteresowana jego końcem. Choć dzisiaj Ukraińcy zapowiadają ofensywę, która wyzwoli ich terytoria spod rosyjskiej okupacji, nawet najwięksi optymiści nie mogą zakładać, że faktycznie Ukraina odbije w najbliższych miesiącach całe swoje terytorium. Wypchnięcie sił rosyjskich z obszarów zajętych w 2022 r. również będzie uważane za wielki sukces. Okupacja Krymu czy części Donbasu może trwać jednak dłużej, nawet opłacona wielkim kosztem po stronie Moskwy.

W przypadku przeciągającego się konfliktu, który może powrócić do intensywności z lat 2016-2021, Rosja może wrócić do stosowania na Ukrainie "miękkich narzędzi", w tym swoich sposób wpływania na wynik wyborów. Lekceważenie możliwości Kremla w tej przestrzeni jest całkowicie nieuzasadnione, w Polsce przecież również doświadczamy jego działań w tej materii.

Zmęczenie konfliktem może w przyszłości doprowadzić na Ukrainie do trwałej zmiany nastrojów społecznych i odsunięcie "partii wojny" na rzecz "partii pokoju" dyskretnie sponsorowanej przez Moskwę. Ta zaś może zadeklarować wycofanie się z relacji transatlantyckich w zamian za rozejm, który, mówiąc językiem niemieckich polityków, "pozwoli zachować twarz" Putinowi lub jego następcy. Przykładem, że taki odwrót z kierunku zachodniego może się wydarzyć, są procesy zachodzące obecnie w Gruzji, która zacieśnia właśnie relacje ze swoim odwiecznym wrogiem.

REKLAMA

Wydaje się, że taki scenariusz podobałby się nie tylko znacznej części elit na Kremlu, ale także tych nad Sprewą. Kanclerz Olaf Scholz wielokrotnie "chłodził" entuzjazm w sprawie przyjęcia Ukrainy do struktur zachodnich, zarówno UE, jak i NATO. W przypadku Unii Europejskiej jest oczywiste, że proces ten musi potrwać, choćby ze względu na legislację. Jednak wojsko ukraińskie już dzisiaj pracuje w standardach NATO i na natowskim sprzęcie. W tym sensie jest dzisiaj bardziej "natowskie" niż niedofinansowana i zdemotywowana Bundeswehra, a na pewno przedstawia większą wartość bojową.

Tym ważniejsza dzisiaj wydaje się inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy, by Ukrainę na NATO-wską ścieżkę wprowadzać już dzisiaj. Polski prezydent miał powiedzieć "WSJ", że oparte na modelu izraelskim porozumienie dałoby Ukrainie priorytet w dostępie do dostaw broni i zaawansowanej technologii. Taka relacja NATO-Ukraina nie tylko daje nadzieję na jej szybsze zwycięstwo, ale także na trwałe związanie z Sojuszem. Plan prezydenta Dudy jest nie tylko pragmatyczny, ale i stanowi odpowiedź na ryzyka wewnątrz samego Sojuszu. Nawet gdyby okazało się, że któryś z europejskich członków NATO wejście do niego będzie chciał Ukrainie opóźnić. Skoro udało się utrudnić akcesję Szwecji, to możliwe jest naprawdę wszystko.

W Europie tylko polscy liderzy tak zdecydowanie mówią o konieczności doprowadzenia do zwycięstwa Ukrainy i odzyskania przez nią całego terytorium. Przeciwieństwem postawy polskich liderów są politycy niemieccy, którzy w pokrętny sposób zapewniają o wsparciu dla walczącej Ukrainy i jednocześnie starają się utrzymać jak najlepsze relacje z Kremlem.

Rola Berlina w toczącym się konflikcie jest zresztą co najmniej dwuznaczna. Niemcy umożliwiły przeprowadzenie agresji na Ukrainę, realizując omijające ten kraj i swoich unijnych sąsiadów gazociągi bałtyckie, a także hojnie finansując imperium Putina. Opierając swoją gospodarkę na tanim gazie, zrezygnowały z energetyki jądrowej i nie zmieniły zdania nawet w obliczu wojny i unijnych sankcji. Wiele wskazuje na to, że niemiecka strategia nie została wcale zmieniona i zakłada powrót do energetycznych interesów z Rosją, kiedy tylko zakończy się "gorąca" faza wojny. Świadczą o tym liczne wypowiedzi niemieckich polityków oraz ich wielomiesięczne ociąganie się w przekazywaniu Ukrainie pomocy militarnej.

REKLAMA

O ile w Rosji w najbliższym czasie nie dojdzie do prawdziwie demokratycznej rewolucji, na Kremlu nigdy nie minie apetyt na wchłonięcie Ukrainy i Białorusi. Wydaje się, że dla niemieckich (a także francuskich) elit jest to cena do zaakceptowania, jeśli oznaczałby dla nich dostęp do rynków Federacji Rosyjskiej. Z tej perspektywy ani Paryż, ani Berlin nie potrzebuje i nie chce Ukrainy w NATO, ani w UE. Wręcz przeciwnie, Federacja Rosyjska, która by wchłonęła Ukrainę i Białoruś, byłaby dla nich dużo atrakcyjniejszym, prawie 200-milionowym rynkiem (powiększonym o 50 milionów konsumentów). Rynkiem bez unijnych regulacji i kosztownych standardów. Państwem nienasyconym towarami, o niskim stopniu konkurencyjności, które ma do zaoferowania surowce energetyczne w dobrej cenie.


Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej