Ekspert PISM: kończy się pierwszy etap brexitu, najprawdopodobniej UE pogodziła się właśnie, że do niego dojdzie

- Znacznie zmniejszyło się prawdopodobieństwo brexitu bez umowy – to dobra dla Polski okoliczność. Jednak umowa wynegocjowana przez Borisa Johnsona zakłada luźniejsze relacje ze Wspólnotą, co długofalowo jest mniej korzystne dla naszego kraju niż poprzednie porozumienie – zauważa w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. 

2019-10-27, 15:00

Ekspert PISM: kończy się pierwszy etap brexitu, najprawdopodobniej UE pogodziła się właśnie, że do niego dojdzie
  • Wydaje się jednak, że docieramy do zakończenia pierwszego etapu brexitu - mówi portalowi PolskieRadio24.pl ekspert PISM dr Przemysław Biskup
  • Strona unijna najpewniej zdecydowała się zaakceptować ostatecznie, że brexit musi nastąpić, że nie można się z tego procesu tak po prostu wycofać i musi on mieć finał - podkreśla analityk
  • Boris Johnson pokazał, że ostatecznie - przy wszystkich ograniczeniach stwarzanych mu przez parlament - jest przywódcą, że ma wizję strategiczną i wie, czego chce. Wie także, gdzie po stronie zwolenników brexitu leży pole do ustępstw – to jest bardzo ważne - zauważa ekspert.

- To dylemat czy lepszy wróbel w garści, czy gołąb na dachu. Wydaje się, że Unia Europejska zdecydowała się na pierwszy wariant – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, komentując zgodę UE na odroczenie brexitu, po tym jak premier Wielkiej Brytanii zdołał przekonać państwa unijne do swojej wersji porozumienia.

Powiązany Artykuł

PAP Brexit 1200.jpg
ODROCZENIE DECYZJI UE DO PONIEDZIAŁKU LUB DO WTORKU

Obecnie Unia Europejska zastanawia się, do kiedy przesunąć termin na zawarcie porozumienia. Z kolei Boris Johnson chce, by w Wielkiej Brytanii odbyły się wybory – chciałby, aby miały one miejsce 12 grudnia. Co zmieniają te nowe okoliczności w brexitowej układance? Czy postulat wyborów jest realny? Czy można już mówić, jak ta sytuacja odbije się na sytuacji Polski? Jaki implikacje niesie z sobą termin brexitu?

O tym w rozmowie.

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson wysłał list do Brukseli z prośbą o odroczenie terminu wyjścia z Unii Europejskiej do końca stycznia. Jednocześnie po raz kolejny będzie wnioskował o rozwiązanie parlamentu. Unia Europejska tymczasem waha się, jeśli chodzi o termin brexitu.  Czy to wszystko oznacza, że znów dotarliśmy do punktu, gdy wszystkie opcje są na stole, bo otwiera się więcej dróg rozwoju sytuacji? Czy wręcz przeciwnie? Na jakim etapie jesteśmy obecnie w kwestii brexitu?

Dr Przemysław Biskup (PISM): Formalnie wszystkie opcje są na stole, ale różni się ich prawdopodobieństwo. Wydaje się jednak, że docieramy do zakończenia pierwszego etapu brexitu. Strona unijna najpewniej zdecydowała się zaakceptować ostatecznie, że brexit musi nastąpić, że nie można się z tego procesu tak po prostu wycofać i musi on mieć finał.

REKLAMA

Skąd wynika taka moja ocena? Przywódcy Unii Europejskiej zgodzili się wynegocjować i podpisać porozumienie z premierem Wielkiej Brytanii Borisem Johnsonem. Także Johnson zrezygnował z kursu na wyjście bez umowy i zdecydował się na kompromisy konieczne do wypracowania porozumienia. Zauważmy, że porozumienie w wersji Borisa Johnsona (w porównaniu do podpisanego w listopadzie ub.r. przez jego poprzedniczkę Theresę May) przewiduje bardziej zdystansowane relacje Unii Europejskiej z Wielką Brytanią. Moim zdaniem jest to wyrazem obniżenia oczekiwań i dostosowania ich do rzeczywistości, co oznacza również, że po stronie Unii Europejskiej pogodzono się z faktem, że Wielka Brytania wychodzi z UE.

CZYTAJ TAKŻE: BREXIT ZAPEWNE PRZESUNIĘTY. CO BĘDZIE DALEJ? >>>

Nastąpiła też zmiana porządku negocjacji. Wydaje się, że po stronie unijnej przez dłuższy czas była tendencja do równoległej rozmowy z rządem i opozycją. Zwłaszcza pod koniec rządów May trudno było jednoznacznie ustalić, kto jest właściwym rozmówcą dla UE - rząd czy opozycja. Owszem, rząd miał określone uprawnienia konstytucyjne, ale pod względem siły politycznej coraz trudniejsze było zidentyfikowanie ośrodka decyzyjnego w Wielkiej Brytanii.  Boris Johnson pokazał, że ostatecznie - przy wszystkich ograniczeniach stwarzanych mu przez parlament - jest przywódcą, że ma wizję strategiczną i wie, czego chce. Wie także, gdzie po stronie zwolenników brexitu leży pole do ustępstw – to jest bardzo ważne. W przypadku May problem częściowo właśnie polegał na braku tej świadomości. Do końca nie wiedziała ona, czego „bronić jak niepodległości”, a gdzie można ustąpić. To bardzo utrudniało rozmowy z Unią Europejską. Było to również, jak wiadomo z różnych nieoficjalnych informacji, bardzo frustrujące dla negocjatorów UE

Johnson ma strategię nie tylko w negocjacjach, ale też polityce wewnętrznej. To sprawia, że choć proces brexitu przebiega w bolesny sposób, to widać, że wydarzenia toczą się w określonym kierunku.  W rezultacie, jak się wydaje,  w ciągu ostatnich tygodni po stronie UE zdecydowano, że po stronie brytyjskiej to Johnson musi być właściwym partnerem do rozmów, choćby z braku realnej alternatywy.

REKLAMA

Jakie znaczenie, jeśli chodzi o brexit, ma kwestia wyborów?

Obecny parlament jest złożony w 3/4 z osób, które były za pozostaniem w Unii Europejskiej. Jest podzielony nie tylko na partie, ale też na różne grupy i frakcje. Na etapie wyborów do Parlamentu Europejskiego załamało się przywództwo wewnętrzne w wielkich partiach brytyjskich. Johnson odbudował jedność Partii Konserwatywnej, ale za cenę prawie 30 posłów. Zmienił bardzo podzielony wewnętrznie rząd większościowy na dużo bardziej spójny, ale wyraźnie mniejszościowy. Po stronie Partii Pracy ten proces się nie tylko nie zakończył, ale się wręcz zaostrza. To oznacza, że mamy paraliż decyzyjny. Zgadzam się z oceną, że jedyną możliwością zatrzymania tego impasu są przyspieszone wybory i pozostawienie obywatelom decyzji, kto ma dalej zajmować się negocjacjami w sprawie brexitu.

Czy Johnson ma szansę na pozytywną decyzję w kwestii wyborów?

Odpowiedź na to pytanie jest dwupłaszczyznowa i m.in. zależy to od decyzji Unii Europejskiej w kwestii długości okresu odroczenia brexitu.

Krótkie przedłużenie terminu wymusza na parlamencie brytyjskim skupienie się na ratyfikacji porozumienia podpisanego w zeszłym tygodniu w Brukseli. Jeśli UE pozwoli na dłuższe odroczenie brexitu, na przykład do stycznia, to uczyni wybory bardziej prawdopodobnymi. Porozumienie maksymalnej długości dyskutowanej w gronie UE, do marca-czerwca, stwarza również możliwość przeprowadzenia referendum. Punktem odniesienia dla polityków brytyjskich będzie zatem decyzja polityków unijnych. Johnson bardzo silnie lobbuje w UE za maksymalnie krótkim przedłużeniem, opozycja zaś za dłuższym.

Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, to przeszkodą dla poparcia wyborów przez opozycję są sondaże. Według nich rządząca partia odniosłaby sukces a główna partia opozycyjna - Partia Pracy - miałaby bardzo dużo problemów z uzyskaniem dobrego wyniku. Oczywiście sondaże nie przesądzają o wyniku wyborów, o czym przypomina przebieg kampanii wyborczej z 2017 roku, ale stanowią jednak ważny prognostyk. W 2017 r. zapowiadał się  triumf konserwatystów, ostatecznie zaś wyszło coś w rodzaju remisu.

REKLAMA

Jaką decyzję podejmą ostatecznie posłowie? Zależy to w znacznie mierze od Unii Europejskiej. Jeśli UE umożliwi tylko krótkie przedłużenie okresu oczekiwania na brexit, a za tym lobbuje obecnie Francja, wówczas posłowie siłą rzeczy skupią się na sprawach ratyfikacyjnych. Przy dłuższym odroczeniu daty wyjścia posłowie brytyjscy będą najprawdopodobniej odwlekać decyzje. Generalnie - Johnson dąży obecnie do wyborów a jego pozycja w Partii Konserwatywnej wzrosłaby, gdyby uzyskał bezpośredni mandat wyborczy na swoje działania.

Czy brexit z umową wydaje się obecnie najbardziej prawdopodobny, a znacznie zmniejszyło się zagrożenie brexitem bez umowy?

To najważniejszy pozytywny skutek podpisania porozumienia w Brukseli. Najsilniejsza obecnie brytyjska partia polityczna i jej przywódca mają obecnie motywację, aby prosić wyborców brexitowych o udzielenie im poparcia w celu ratyfikacji porozumienia, a nie w celu wyjścia bez porozumienia z Unii Europejskiej. To zasadniczo obniża prawdopodobieństwo bezumownego brexitu.

To dobra wiadomość dla Polski?

W krótkim okresie z całą pewnością tak. Z punktu widzenia długookresowego musimy jednak pamiętać, że ceną za podpisanie tego porozumienia była akceptacja bardziej zdystansowanych relacji Wielkiej Brytanii z UE niż chciała May. To mniej dobra wiadomość dla Polski. To jednak dylemat czy lepszy jest wróbel w garści, czy gołąb na dachu. Wydaje się, że Unia Europejska zdecydowała się wybrać pierwszy wariant.

***

REKLAMA

Z dr. Przemysławem Biskupem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

 

 

REKLAMA

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej