Mija dekada od początku arabskiej wiosny. "Nic nie zmieniło się na lepsze”
Mija 10 lat od zdarzenia, które zapoczątkowało rewolucje w krajach Bliskiego Wschodu. 17 grudnia 2010 roku w Tunezji podpalił się sprzedawca owoców. Jego śmierć doprowadziła do protestów i obalenia ówczesnych władz w Tunezji, a potem m.in. w Egipcie i Libii.
2020-12-17, 05:15
Dekadę później jednak na Bliskim Wschodzie nadal nie poprawiła się sytuacja ekonomiczna mieszkańców. To właśnie ona była głównym powodem dla którego wybuchły rewolucje, nazwane arabską wiosną.
Powiązany Artykuł
Nie żyje były dyktator Egiptu. Hosni Mubarak rządził żelazną ręką przez 30 lat
Masowe protesty
Miasteczko Sidi Bouzid pod koniec grudnia 2010 roku znalazło się na czołówkach światowych mediów. Wszystko po tym, jak samospalenia dokonał 26-letni Mohammed Bouazizi. Tunezyjczyk, jak wielu jego rówieśników, był po studiach, ale nie miał pracy. Do desperackiego kroku pchnęło go odebranie mu przez policjantów wózka z owocami, jedynego źródła zarobku.
Śmierć mężczyzny wywołała masowe protesty najpierw w Tunezji, a w kolejnych tygodniach także w kilkunastu innych krajach, w tym w Egipcie, Libii, Syrii, Bahrajnie czy Sudanie. Rewolucje albo obaliły wieloletnich rządzących albo stały się początkiem krwawych wojen domowych.
Posłuchaj
REKLAMA
"Jest coraz gorzej"
W 10 lat po samospaleniu się Tunezyjczyka w żadnym z krajów arabskiej wiosny nie poprawiła się sytuacja gospodarcza.
- Jest coraz gorzej. Tutaj, w Sidi Bouzid, nic nie zmieniło się na lepsze - mówi Mariam z miasteczka w którym arabska wiosna miała swój początek.
Masowe protesty oraz późniejsze wojny są uważane za jeden z najbardziej krwawych okresów ostatnich dziesięcioleci na Bliskim Wschodzie. Arabska wiosna obaliła rządy w czterech krajach i doprowadziła od czterech wojen domowych. Ocenia się, że w czasie rewolucji w całym regionie zginęło od 61 do 140 tysięcy osób.
ms
REKLAMA
REKLAMA