"Fit for 55". Czy zielona transformacja rzeczywiście nam się opłaci?

2023-04-19, 14:57

"Fit for 55". Czy zielona transformacja rzeczywiście nam się opłaci?
"Fit for 55". Czy zielona transformacja rzeczywiście nam się opłaci?. Foto: Creative Lab / Shutterstock

Parlament Europejski przyjął, m.in. głosami europosłów polskiej opozycji, przepisy umożliwiające reformę systemu ETS, czyli handlu uprawieniami do emisji. Mowa o części pakietu "Fit for 55", którego celem jest ograniczenie do 2030 roku poziomu emisji gazów cieplarnianych w Unii o co najmniej 55 procent (w porównaniu z 1990 r.) Decyzja ta budzi kontrowersje.

To zresztą nie koniec. Przegłosowano również graniczny podatek węglowy (CBAM), obejmujący takie towary jak: żelazo, stal, cement, aluminium, nawozy, elektryczność i wodór. Importerzy wspomnianych towarów będą musieli zapłacić różnicę pomiędzy opłatą emisyjną w kraju produkcji a ceną uprawnień do emisji w unijnym ETS.

Według ludowców system ETS po reformie będzie bardziej przejrzysty, na czym skorzystają konsumenci. Konserwatyści jednak uważają, że unijne mechanizmy ochronne będą niewystarczające, a pakiet "Fit for 55" uderzy w najbiedniejszych mieszkańców wspólnoty, pogarszając skutki inflacji i wojny za granicami Unii Europejskiej.

"Zapłacimy nowe podatki"

Nowe przepisy spotkały się z chłodnym przyjęciem formacji rządzącej. Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta napisał na Twitterze, że koszty zmian dla Polski wyniosą do 2030 roku 189 mld euro. "Tak, 189 mld euro. Zapłacimy wszyscy, w nowych podatkach, kosztach nabywania usług i produktów, każdy codzienny wydatek będzie obarczony skutkami dzisiejszych decyzji" - przekonywał.

Wtórował mu wicepremier Jacek Sasin, który zauważył, że mówimy o kolejnych podatkach dla transportu drogowego i budownictwa, o "ideologicznym zaślepieniu, za które zapłacimy wszyscy" i które "najmocniej uderzy w najbiedniejszych".

Wprowadzenie przepisów poparli europosłowie PO, Lewicy, PSL i ruchu Hołowni.

"Przez 10 lat ludzkość wydała na ten cel prawie 4 bln dol."

Nowe regulacje mogą budzić wątpliwości. Choćby dlatego, że koszty generowane przez nowe regulacje unijne będą stanowiły ogromne obciążenie ekonomiczne dla państw UE, w tym dla Polski. Zasadne wydaje się pytanie, jaki to będzie miało wpływ np. na konkurencyjność Unii - pod względem gospodarczym - względem USA, Chin, Japonii czy Indii, które będą rozwijały się bez tego rodzaju ograniczeń.

Europa [Unia Europejska] odpowiada tylko za 9 proc. emisji CO2. I nawet jeśli ogromnym wysiłkiem zredukujemy o 1 proc. emisję, dopłacając do naszych rachunków za energię, a Chiny podniosą emisję o 2 proc., wysiłek pójdzie na darmo - komentował decyzję PE europoseł PiS Patryk Jaki. Dodał, że w celu ograniczenia emisji CO2 ludzkość w ciągu ostatnich 10 lat wydała prawie 4 bln dol.

Politycy prawicy - w tym Patryk Jaki - podkreślają także, że reforma systemu ETS oznacza m.in. koniec tanich lotów.

Globalny wzrost emisji CO2

Z raportu Wspólnego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej z 2020 r. wynika, że w 2019 r. Europa wyemitowała ponad 14 proc. globalnej emisji CO2, z kolei Unia Europejska razem z Wielką Brytanią - ponad 8 proc. Dla porównania: Chiny - ponad 30 proc.

Z kolei raport Międzynarodowej Agencji Energii "Emisje CO2 w 2022 roku" pokazuje, że choć w Unii Europejskiej emisja CO2 w ubiegłym roku spadła o 2,5 proc., to globalnie wzrosła o 0,9 proc. - do poziomu 36,8 mld ton, co stanowi nowy rekord emisyjności.

Nasuwa się więc pytanie, czy wprowadzane przez UE regulacje - a zwłaszcza tempo zmian i wynikające z niego obciążenia - nie staną się hamulcem rozwoju, który globalnie w perspektywie polityki klimatycznej może niewiele wnieść, za to sprawi, że UE będzie gospodarczo mniej konkurencyjna w porównaniu ze światowymi mocarstwami.


Posłuchaj

Solidarna Polska o reformie systemu ETS (IAR) 0:31
+
Dodaj do playlisty

 

Czytaj także:

łl/IAR/PAP

Polecane

Wróć do strony głównej