Szef wagnerowców zostanie na Białorusi na dłużej? Ekspert OSW wyjaśnia

2023-07-05, 07:49

Szef wagnerowców zostanie na Białorusi na dłużej? Ekspert OSW wyjaśnia
Jewgienij Prigożyn. Foto: Forum/Zuma Press/Pool /Wagner Group

Jest mało prawdopodobne, by Jewgienij Prigożyn zatrzymał się na Białorusi na dłużej - ocenia analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Kamil Kłysiński. Oznaczałoby to "potencjalne ryzyka" dla białoruskich władz. Na razie nie potwierdzono przemieszczenia wagnerowców na Białoruś.

Po "wyjaśnieniach" ze strony Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki w sprawie tzw. buntu Prigożyna i ustaleń, które go zakończyły, obraz jest jeszcze bardziej zaciemniony niż wcześniej. Jedno jest jednak pewne: długotrwała obecność Jewgienija Prigożyna na Białorusi nie jest w interesach Łukaszenki - mówi Kamil Kłysiński z OSW. Na razie, jak zaznacza ekspert, nie ma dowodów na to, by siły najemników przemieszczały się na Białoruś.

Nie ma zagrożenia ze strony Wagenrowców 

- Strona ukraińska, żywotnie zainteresowana sytuacją na Białorusi ze względu na własne bezpieczeństwo, uspokaja, że na razie zagrożenia ze strony sił Wagnera na Białorusi nie ma. Ukraińcy twierdzą, że nie ma na razie przemieszczenia tych formacji na terytorium Białorusi. Podobnej treści oświadczenie wydała strona amerykańska. Także białoruskie niezależne kanały monitoringowe, zazwyczaj bardzo wiarygodne, nie zaobserwowały przybycia tych sił - wskazuje Kłysiński.

- W tej sytuacji należy przede wszystkim z uwagą obserwować sytuację - zaznacza. Wskazuje, że również w białoruskich mediach państwowych osoby zbliżone do władz "nie wykazują entuzjazmu do ewentualnego przemieszczenia się wagnerowców na Białoruś". - Jeden z czołowych komentatorów Łukaszenki Alaksandr Szpakouski twierdził m.in., że Prigożyn był na Białorusi i prowadził rozmowy o warunkach. Czyli nawet on na razie nie potwierdził, że jakieś siły zostały przemieszczone. Co ciekawe, on sugerował również, że Wagnerowcy mogliby ochraniać jakieś "białoruskie projekty w Afryce" - relacjonuje analityk.

- Oczywiście będzie wokół tej sprawy jeszcze dużo szumu informacyjnego, ale wydaje mi się, że Białoruś - o ile potwierdzą się informacje, iż Prigożyn tam faktycznie trafił - będzie dla niego przystankiem w drodze do jakichś bardziej oddalonych lokalizacji, np. w Afryce czy innych egzotycznych regionach - zasugerował Kamil Kłysiński. - Z punktu widzenia Alaksandra Łukaszenki to jest problem i ryzyko - ocenia Kłysiński. Białoruski lider jest bardzo wyczulony na punkcie kontroli resortów siłowych. - Trudno mi uwierzyć, że wpuściłby na ten teren tak nieprzewidywalną i groźną postać jak Prigożyn - dodał.

Bunt Grupy Wagnera

Błyskawiczny bunt Prigożyna zakończył się w sobotę po tym, jak Alaksandr Łukaszenka ogłosił się głównym negocjatorem "deeskalacji", zaś Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, oznajmił, że Grupa Wagnera "przeniesie się na Białoruś".

Od tej pory sprawę komentowali także Władimir Putin i sam Łukaszenka, nie wnosząc jednak do niej wiele jasności. Putin powiedział m.in., że wagnerowcy mogą dołączyć do regularnych jednostek ministerstwa obrony w Rosji lub "wyjechać na Białoruś". Łukaszenka nie powiedział wprost, że struktury najemniczej Grupy Wagnera mogą się przenieść na Białoruś. W rozmowie ze swoim ministrem obrony wskazał jednakże, że "nie trzeba się ich bać", a od doświadczonych - jak mówił - dowódców można się wiele nauczyć, pośrednio sugerując, że mogliby oni trafić na Białoruś jako instruktorzy.

- Ten pomysł też trudno oceniać, chociaż część ekspertów uznało to za jeden z możliwych scenariuszy - że wagnerowcy mogliby np. szkolić białoruski specnaz. W białoruskim wojsku, zwłaszcza w jednostkach uznawanych za elitarne, mogłoby nie być najlepiej przyjęte, że za ich szkolenie mają odpowiadać jakieś typy spod ciemnej gwiazdy - mówi Kłysiński.

Czytaj więcej:

"Łukaszenka nie był inicjatorem"

- Ja trzymam się tezy, że Łukaszenka nie był inicjatorem swojego udziału i roli w tych rozmowach i ustaleniach, bo sam pomysł, by ściągać na Białoruś formację zbrojną, która wystąpiła przeciwko Putinowi i właśnie dokonała próby buntu w Rosji, idąc na Moskwę, jest mu kompletnie nie na rękę. Moim zdaniem on został wciągnięty w tę grę - zaznacza Kłysiński.

- Oczywiście, sam Łukaszenka próbuje maksymalnie przedstawić tę sytuację jako swój sukces. Chociaż jednocześnie miarkuje swoich propagandystów: nie róbcie ze mnie bohatera. Być może chodzi o to, żeby za bardzo nie epatować tą rolą wybawcy w obliczu ewidentnego upokorzenia Władimira Putina - dodaje analityk.

Obozy najemników

W mediach pojawił się szereg niepotwierdzonych informacji - o obozach dla Wagnerowców, o samolocie Prigożyna, który miał wylądować w Mińsku we wtorek rano, a potem z niego wylecieć do Rosji. W propagandowych białoruskich sieciach społecznościowych była również mowa o tym, że Wagnerowcy mogliby zostać wysłani na białoruską granicę z Ukrainą, Polską czy Litwą.

- Co do obozów czy jakichś obiektów, budowanych na Białorusi również nie było dotąd potwierdzenia - ani oficjalnego, ani niezależnego, że są one powiązane z Grupą Wagnera. W przeszłości obserwowaliśmy przypadki, gdy podobne obiekty powstawały dla rosyjskich rekrutów szkolonych na Białorusi - mówi Kłysiński.

Białoruś stawała się już w przeszłości schronieniem dla politycznych uciekinierów. M.in. znalazł tam "azyl" były przywódca Kirgistanu Kurmanbek Bakijew, który po brutalnym stłumieniu protestów w 2010 r., uciekł do Mińska wraz z rodziną. Po ucieczce z Kijowa w 2014 r. skompromitowanego prezydenta Wiktora Janukowycza jemu również Alaksandr Łukaszenka oferował schronienie, jednak ten z propozycji nie skorzystał i ostatecznie trafił do rosyjskiego Rostowa nad Donem.

- Spokojna rodzina Bakijewów, która zapewne jeszcze przywiozła ze sobą środki finansowe to jednak zupełnie inny przypadek niż Prigożyn - super ambitny samiec alfa, człowiek agresywny, dowódca wojskowy. Jeśli cokolwiek wiemy o psychologii Alaksandra Łukaszenki, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że raczej będzie się próbował Prigożyna i Grupy Wagnera pozbyć z terytorium Białorusi - ocenia rozmówca.

"Prigożyn walczy o przetrwanie"

Oficjalne i nieoficjalne doniesienia na temat działań władz Rosji wobec Prigożyna i jego buntowników, wskazują, że Moskwa próbuje "przejąć kontrolę" nad strukturami najemników, w tym nad ich działaniami za granicą - w Afryce czy Syrii, rozformować je wziąć pod kontrolę, włączając do armii, a winnych - ukarać. - Prigożyn jest obecnie w sytuacji, gdy raczej walczy o przetrwanie, niż stawia warunki, a Władimir Putin ewidentnie uważa go za zdrajcę - mówi Kłysiński.

Według Kyryła Budanowa szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego rosyjska FSB otrzymała od Władimira Putina nakaz "zlikwidowania Prigożyna". Natomiast oceniając perspektywy przerzucenia sił najemników na Białoruś, Budanow ocenił, że "nie jest planowane masowe przeniesienie", a ma tam powstać "hub", pewna infrastruktura dla operacji najemników w Afryce. - Większość z tych, którzy brali udział w działaniach zbrojnych na Ukrainie, będzie stopniowo przeniesiona do Afryki - mówi Budanow w wywiadzie dla portalu The War Zone.

W środę wicepremier Jarosław Kaczyński ogłosił na konferencji prasowej, że w związku z obecnością grupy Wagnera na Białorusi została podjęta decyzja o wzmocnieniu naszej obrony na granicy wschodniej. - Polityka bezpieczeństwa jest z natury rzeczy nastawiona na najczarniejsze scenariusze i kierując się tą zasadą, musieliśmy tego rodzaju decyzje podjąć - wskazuje Kaczyński.

Czytaj więcej:

Sytuacja po "puczu" Prigożyna. Fogiel: polska granica jest bezpieczna

PAP/nt

Polecane

Wróć do strony głównej