Strefa Gazy. Palestyńczycy szukają bliskich pod gruzami
Po ogłoszeniu rozejmu w Strefie Gazy trwają wielkie przeszukiwania dziesiątek milionów ton gruzu - wszystko po to, by odnaleźć ciała zabitych. Palestyńczycy szukają zmarłych bliskich samodzielnie, często gołymi rękami z powodu braku odpowiedniego sprzętu.
2025-10-13, 10:19
Koniec walk w Strefie Gazy
Przypomnijmy, że w środę wieczorem prezydent USA Donald Trump ogłosił rozejm pomiędzy Izraelem i Hamasem. Zarówno Izrael jak i Hamas zgodziły się na pierwszą fazę jego 20-punktowego planu pokojowego dla Strefy Gazy. W piątek walki zostały wstrzymane. W poniedziałek z kolei Hamas uwolnił pierwszych siedmiu z 20 izraelskich zakładników, którzy mają zostać zwolnieni w poniedziałek - poinformowała izraelska armia. Siedmiu mężczyzn zostało najpierw przekazanych Czerwonemu Krzyżowi, a później izraelskiemu wojsku, które przewiozło ich do Izraela.
Palestyńczycy szukają bliskich pod gruzami miasta
Brytyjski dziennik "The Guardian" opisał rzeczywistość tysięcy Palestyńczyków, którzy po zakończonych walkach wracają do zrujnowanej Gazy i przeszukują gruzy budynków w poszukiwaniu swoich zmarłych bliskich, aby móc ich godnie pożegnać i pochować. "The Guardian" podaje, że robią to gołymi rękami i najprostszymi narzędziami. Dziennikarze opisali m.in. historię 40-letniego Ghali Khadra, który przez dwa dni miał błagać swoich rodziców, by uciekali razem z nim do południowej części Gazy. Jego ojciec odmówił. "Ich kłótnia nigdy się nie skończyła - izraelski nalot uderzył w dom jego ojca, grzebiąc rodziców pod gruzami" - czytamy na łamach gazety.
"Udało mu się znaleźć jedynie odłamki ich czaszek"
Ghali Khadr wrócił do swojego zniszczonego, rodzinnego domu dwa dni po ogłoszeniu rozejmu. "Spędził dzień, przeszukując potłuczony beton i poskręcany metal w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów po nich. Udało mu się jedynie znaleźć odłamki ich czaszek i fragmenty dłoni" - opisuje "The Guardian". Khadr zebrał szczątki swoich rodziców, by pochować je na cmentarzu, ale okazało się, że i on został zniszczony. Postanowił więc odprawić pochówek obok kilku grobów, które pozostały nienaruszone.
Agencja Obrony Cywilnej Gazy szacuje, że pod gruzami i zawalonymi budynkami znajdują się ciała około dziesięciu tysięcy osób. Zaprzestanie walk dało pogotowiu ratunkowemu szansę na rozpoczęcie poszukiwań ofiar i zapewnienie rodzinom możliwości odzyskania ciał bliskich. Przed służbami stoi ogromne wyzwanie, ponieważ na tym terenie znajduje się około 60 milionów ton gruzu. Gruz blokuje również większość dróg. Pracownicy obrony cywilnej nie dysponują zaś odpowiednim sprzętem, co sprawia, że używają kilofów i młotów, próbując przebić się przez zawalone budynki. Muszą też działać powoli i z uwagą, ponieważ w gruzie znajduje się mnóstwo niewybuchów i amunicji.
"Skupiamy się na zbieraniu zwłok leżących na ulicach"
- Na początku skupiamy się na zbieraniu zwłok leżących na ulicach, aby zachować to, co z nich pozostało. Zwłaszcza w obliczu bezpańskich psów, które atakują ciała - powiedział w rozmowie z "The Guardian" 64-letni Khaled al-Ayoubi, szef obrony cywilnej w północnej części Gazy. Inni ratownicy zmuszeni są przekopywać się przez gruzy gołymi rękami. Do tej pory udało im się odnaleźć jedynie ułamek z dziesięciu tysięcy zaginionych osób. Nie zaczęli też jeszcze przeszukiwać ruin wielopiętrowych budynków.
Czytaj także:
- Hamas uwalnia izraelskich zakładników. Dostali list od Netanjahu
- Żołnierze USA są już w Izraelu. Będą monitorować sytuację w Gazie
Jeśli Izrael zezwoli na wjazd ciężkiego sprzętu w najbliższych dniach, wszystkie ciała powinny zostać odzyskane w ciągu sześciu miesięcy do roku - stwierdził z kolei cytowany przez "The Guardian" dr Mohammed al-Mugheer, dyrektor ds. wsparcia humanitarnego i współpracy międzynarodowej w Agencji Obrony Cywilnej Gazy. Ale wiele osób - jak np. Ghali Khadr - nie chce czekać i szukają bliskich na własną rękę. Brytyjski dziennik opisuje historię kolejnego Palestyńczyka, 32-letniego Yahya al-Muqra z Dżabaliji. Mężczyzna uważa, e jego brat Sharif nie żyje. Stracił z nim kontakt po jednym z izraelskich nalotów 25 lipca. Muqra dotarł do zrujnowanego domu, ale nie udało mu się znaleźć ciała brata.
"Moje serce pęka, bo mój brat jeszcze nie został pochowany"
- Poszliśmy sprawdzić teren, ale nie znaleźliśmy po nim śladu, jakby zniknął - dom i wszystko wokół niego zamieniło się w gruzy (...). Świadkowie twierdzą, że ostatni raz widzieli go w pobliżu domu - powiedział Muqra. Jego brat cierpiał na epilepsję i martwi się, że nawet gdyby nalot go nie zabił, umarłby bez leków. - Moje serce pęka, bo mój brat jeszcze nie został pochowany. Nawet jedna kość pozwoliłaby nam pochować go i poczuć ulgę - wyznał 32-latek.
"Dla wielu rodzin ból związany z niewiedzą, gdzie, kiedy i jak zginęli ich bliscy, jest ogromny. Spędzili miesiące na wygnaniu, czekając na szansę odnalezienia chociażby szczątków tych, których stracili" - zauważa dziennik. To stanowi motywację dla ratowników z Gazy, którzy pracują dzień w dzień w pocie czoła, w pełnym słońcu. - Rodziny uważają, że odnalezienie ciał męczenników jest sposobem na oddanie im czci i zachowanie ich dusz. Daje im to pewność, że ich bliscy rzeczywiście stali się męczennikami i już nie żyją - mówił "Guardianowi" 35-letni Fadi al-Salibi, pracownik obrony cywilnej.
Źródła: The Guardian/PAP/hjzrmb