Niemcy policzyli: przyjęcie Ukrainy do UE wzmacnia Warszawę, a osłabia Berlin. Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-03-11, 13:00

Niemcy policzyli: przyjęcie Ukrainy do UE wzmacnia Warszawę, a osłabia Berlin. Felieton Miłosza Manasterskiego
Wiec poparcia Ukrainy przed Bramą Brandenburską w Berlinie. Foto: Pani Garmyder/Shutterstock

Jeszcze niedawno Niemcy lubili sobie wyobrażać swój kraj jako potężny silnik integracji europejskiej. Dzisiaj tak naprawdę stali się nie silnikiem, ale hamulcem dla Unii Europejskiej - pisze w swoim nowym felietonie Miłosz Manasterski. 

W umowie koalicyjnej obecnego rządu Republiki Federalnej Niemiec zapisane jest przyśpieszenie integracji Unii Europejskiej. Tymczasem sama Unia nie przeżywała w ostatnich latach dobrego okresu - czego wyraźnym znakiem było wyjście ze wspólnoty Wielkiej Brytanii. Nawet społeczeństwa Europy Środkowej, które przez lata utrzymywały wysoki, niemal entuzjastyczny stosunek do wspólnoty, obserwując z bliska patologie systemu, dzisiaj ujawniają rosnący (i zdrowy!) sceptycyzm.

Właściwie jedynym krajem, który nie zważając na koszty, chce być w Unii Europejskiej, jest Ukraina. Dla mieszkańców Kijowa, Charkowa czy Lwowa wspólnota europejska to decyzja bezwarunkowa. To wybór, który wielu obywateli Ukrainy już kosztował cały majątek, zdrowie, a nawet życie. Wątpliwe, żeby członkostwo w Unii Europejskiej dla Francuzów, Hiszpanów, Greków czy Włochów było warte aż tyle, żeby z tego powodu prowadzić wojnę z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem.

Ukraina toczy wojnę o możliwość wejścia do UE

Tymczasem Niemcy, fanatyczny promotor integracji i poszerzania UE, udają, że nie dostrzegają okupionego krwią wysiłku Ukrainy, by dołączyć do europejskiej rodziny. Przed wczorajszym szczytem RE kanclerz Niemiec Olaf Scholz wypowiedział się przeciwko szybkiemu przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Wtórowała mu Holandia, podatkowy raj wewnątrz UE i jeden z największych, choć niekoniecznie uczciwych, beneficjentów wspólnego rynku. Postawa Holandii nie jest zaskoczeniem. Od kiedy w Polsce nie rządzi już Platforma Obywatelska, to właśnie władze Niderlandów są pierwszym przybocznym Berlina.

Postawa Niemiec i ich popleczników budzi w Polsce sprzeciw i pewnego rodzaju niedowierzanie. - Nie może być tak, że tam ludzie giną, także za naszą wolność, za naszą demokrację i bezpieczeństwo, a są premierzy, którzy chcą zamknąć drzwi dla Ukrainy do UE. To jest nie fair. Do tych premierów wprost zwracam się o zmianę stanowiska - mówił w czwartek premier Mateusz Morawiecki.

Niemcy nie są przeciwne sankcjom, byle były one przeciwko Warszawie, a nie przeciwko Moskwie

Od wielu lat obserwujemy w Niemczech postawę prorosyjską, która nie wydaje się zmieniać nawet pod wpływem okrutnego najazdu Putina na Ukrainę. Mówi się, że Niemcy są przeciwko sankcjom, ale to nieprawda. Niemcy nie mają nic przeciwko sankcjom, pod warunkiem, że będą wymierzone w Warszawę, a nie w Moskwę. Do tego inspiruje kontrolowana przez Berlin Europejska Partia Ludowa i w tym kierunku zmierza polityka Komisji Europejskiej. Nic się nie zmienia - nawet w obliczu milionów Ukraińców, których spodziewamy się w naszym kraju, polityczna walka z polskim rządem trwa.

Czy postępowanie Niemiec da się w całości wytłumaczyć "fatalnym zauroczeniem" Władimirem Putinem korumpującym szeregi niemieckich polityków? Wydaje się, że nie. Wielu przywódców rewiduje swoje poglądy i sympatie w ostatnich dniach. Nawet formalnie wspierający Kreml Pekin stara się zachować pewien dystans i uniknąć podejrzenia, że wspiera Putina w ataku na Ukrainę.

Niemcy zmienili zdanie - nie chcą Ukrainy w UE

Każda moneta ma dwie strony - także rubel. Patrząc na stosunek Niemiec do Rosji, widzimy tylko awers niemieckiego euro. Na rewersie znajduje się znacznie więcej znaków, z których możemy spróbować odczytać niemiecki plan dla Europy. W tym planie nie ma miejsca dla Ukrainy w UE.

W tle tego planu jest istniejący ciągle nad Sprewą stosunek do Słowian – będący pomieszaniem niechęci, pogardy, poczucia wyższości. Stosunek doskonale odczytywany przez osobowości polityki z drugiej strony Odry, będących beneficjentami wielowymiarowej niemieckiej pomocy. Przykładem może być słynna wypowiedź byłego rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, który mówił o "oswajaniu zwierzątek" przez Niemcy, opisując w ten sposób specyficzną "opiekę" nad wschodnim sąsiadem. My, dzikie "zwierzątka ludzkie" oswajane przez cywilizowanych Germanów powinniśmy się dać dobrze wytresować.

Doświadczenia ostatnich lat po raz kolejny uświadomiły Niemcom, że tresura swoich wschodnich sąsiadów jest problematyczna i nie przynosi odpowiednich rezultatów. Rząd Zjednoczonej Prawicy nie słucha Berlina jak wyroczni i realizuje plan wzmacniania państwa. Prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki ośmielają się mobilizować przywódców całego świata do wprowadzania ostrych sankcji przeciwko Rosji i pomocy dla Ukrainy. Ofiarą działań polskich władz padł już wybudowany ogromnym kosztem gazociąg Nord Stream 2, którego w przewidywalnej przyszłości nie da się uruchomić. Teraz Polacy żądają wyłączenia Nord Stream 1! Także dozbrajając Ukrainę, polski rząd działa wbrew Niemcom, które ostatecznie wysłały do Kijowa hełmy i trochę sprzętu wojskowego, który zdaje się być bardziej niebezpieczny dla Ukraińców niż Rosjan.

Relacje polsko-ukraińskie to dla Niemców prawdziwy ból głowy

Sposób, w jaki Polska przyjmuje dziesiątki tysięcy dziennie uchodźców z Ukrainy to już dla Berlina przysłowiowa kropka nad "i". Polacy okazują się kolejny raz państwem dobrze zorganizowanym i społeczeństwem gotowym do poświęceń i współpracy. Solidarność z Ukrainą to dla Niemców koszmar - wyłania się z niego bowiem wizja Europy, w której, gdyby przyjąć Ukrainę do UE, dochodzi do redefinicji układu sił.

Berlin, po opuszczeniu wspólnoty przez Wielką Brytanię, korzystając z uśpienia Francji, stał się głównym i jedynym rozgrywającym w UE. I nie zamierza ryzykować utraty swojej pozycji. Niemieccy analitycy widzą, że pomimo trudnej przeszłości dzisiaj Polaków i Ukraińców więcej łączy, niż dzieli. Politycznie obydwa kraje chcą być jak najbliżej Waszyngtonu i jak najdalej Moskwy. Już dzisiaj Warszawa odgrywa rolę głównego adwokata Ukrainy. Jeśli Kijów wejdzie do Unii, to Warszawa stanie się ośrodkiem politycznym zdolnym do budowania sojuszy przeciwko Berlinowi.

Już dzisiaj niemałe kłopoty sprawia Niemcom Grupa Wyszehradzka. Gdyby do V4 dołączyła Ukraina, grupa miałaby ponad sto milionów obywateli i siłę ciążenia przyciągającą inne państwa regionu. To nad Wisłą przecinałyby się kluczowe układy polityczno-gospodarczo-militarne Europy - nie tylko wspomniana Grupa Wyszehradzka, ale i Trójmorze, Trójkąt Weimarski, Trójkąt Lubelski, powstający właśnie układ Londyn-Warszawa-Kijów i potencjalny Ankara-Kijów-Warszawa. W dodatku patronem polsko-ukraińskiego partnerstwa byłyby Stany Zjednoczone, które przez wiele lat nie odzyskają zaufania do Niemiec. Gdyby jeszcze Warszawa porozumiałaby się z Paryżem, politycznie Berlin znalazłby się w całkowitej defensywie, w politycznym okrążeniu.

Integracja europejska tylko na niemieckich warunkach

Formalnie lub nieformalnie, Niemcy dokonali wspólnie z Rosją podziału wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Tak jak kiedyś I Rzeczpospolita była nie do przełknięcia w całości dla sąsiadów, tak i dziś Niemcom wygodniej jest "oddać" Ukrainę w ręce Moskwy, żeby mieć zdolności i siłę do kontrolowania Polski. Carsko-pruski układ przetrwał 123 lata, na to samo liczą dzisiaj w obu krajach. Dlatego Niemcy nie dozbrajają Ukrainy, blokują jej wejście do UE, a Polskę chcą osłabiać sankcjami i wstrzymywaniem unijnych funduszy. Jednocześnie forsując europejską integrację, ale tylko w obrębie obecnych granic UE, polegającą głównie na osłabianiu państw narodowych i przekazywaniu ich kompetencji do sterowanych z Berlina instytucji unijnych.


Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej