Ratownicy odnaleźli dziewczynkę w lesie ok. 10 km od domu, z którego mała Wiołetta Mużeczuk wyszła przez nieuwagę opiekunów. Była podrapana i odwodniona, ale żywa - pisze BBC. Policja mówi o "cudzie", bo cztery dni to bardzo długi okres dla tak małego dziecka.
"To uratowało jej życie"
Jak pisze ukraińska redakcja, 23 maja dziewczynka bawiła się z bratem bliźniakiem na podwórku i zniknęła. Poszukiwania toczyły się bez przerwy przez cztery doby. W przeczesywaniu lasów uczestniczyło ok. tysiąca osób - oprócz policji i służb ratunkowych także wolontariusze. 27 maja Wiołettę udało się odnaleźć. Dziewczynka siedziała skulona pod drzewem. Jęknęła cicho, gdy obok przechodzili poszukiwacze. To uratowało jej życie.
- To bardzo duży i gęsty las. To cud, że nie zauważyły jej dzikie zwierzęta. Kiedy przeszukiwaliśmy las, zjadały nas komary. Martwiliśmy się, jak ona to przetrwa - mówił BBC przedstawiciel policji.
Ojciec dziewczynki, wojskowy, przyjechał z linii frontu, by dołączyć do poszukiwań.
Czytaj także:
dn/PAP