Dziesięciu rannych na Majdanie leczy się w Polsce
Do Warszawy przyjechały kolejne trzy osoby, poszkodowane podczas starć w Kijowie - informuje MSZ.
2014-02-16, 09:37
Rzecznik polskiego MSZ Marcin Wojciechowski poinformował na Twitterze, że kolejni ranni z Ukrainy dotarli do Polski w sobotę. Według rzecznika, leczenie poszkodowanych z Majdanu przebiega dobrze.
Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>
Pierwsza grupa Ukraińców poszkodowanych podczas starć w Kijowie przyleciała do naszego kraju 6 lutego. Resort spraw zagranicznych deklarował wówczas, że wkrótce przyjadą następne osoby, potrzebujące pomocy.
Leczenie w Polsce rannych podczas protestów na Majdanie jest możliwe dzięki współpracy MSZ, MSW i Ministerstwa Zdrowia.
REKLAMA
”Powoli wzrok powraca”
Wśród Ukraińców, którzy trafili na oddział okulistyczny szpitala MSW w Warszawie, jest Janek Falkiewicz, ranny na skutek eksplozji granatów hukowych. "Mam Kartę Polaka. Mój tata jest Polakiem spod Lwowa, a mama Ukrainką pochodzącą z terenów Polski, spod Tomaszowa Lubelskiego – mówił Falkiewicz, który pracuje w zakładach energetycznych we Lwowie, a w wolnych chwilach wciela się w przewodnika i oprowadza po mieście turystów.
Niespełna 40-letni mężczyzna, który zajmuje się także dziennikarstwem, został ranny 19 stycznia nieopodal Majdanu w Kijowie, gdy rejestrował starcia oddziałów Berkut z protestującymi. Jak mówił, w pewnym momencie funkcjonariusze zaczęli strzelać z broni na gumową amunicję oraz rzucać w ich kierunku granatami hukowymi. - Mnie trafili granatem, który odbił się i trafił ułamkiem w nogę. Wybuch drugiego granatu uszkodził mi oko - relacjonował Falkiewicz.
Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie lekarze zszyli mu rany nogi oraz opatrzyli uszkodzone oko. - Spędziłem tam dwa dni. Gdy dowiedziałem, że ma nas pilnować milicja, postanowiłem uciekać, bo to tak, jakby kur miał lis pilnować - tłumaczył.
REKLAMA
Dzięki pomocy znajomych Janek został przetransportowany samochodem z Kijowa do Lwowa, a następnie przez granicę do szpitala w Grudziądzu, skąd w środę trafił do szpitala MSW w Warszawie. - Lekarze walczą o prawe oko. Powoli wzrok powraca, ale wiem, że to będzie bardzo długi proces - mówił.
Podkreślił, że sytuacja na Ukrainie, a szczególnie w Kijowie, jest bardzo napięta. - Wszyscy czekają na dalszy rozwój wydarzeń. Niektórzy są już zmęczeni - powiedział. Dodał, że w stosunku do manifestujących władze stosują represje. - Jest taktyka, że służby bezpieczeństwa porywają ludzi albo opłacają tituszki, czyli kryminalistów, którzy biją ludzi i niszczą ich majątki - mówił.
Co będzie z Ukrainą?
Pytany o możliwy rozwój wydarzeń, odpowiedział: "Mam wrażenie, że albo Wiktor Janukowycz wsadzi wszystkich do więzienia, albo skończy jak Nicolae Causescu (dyktator Rumunii, który został obalony i stracony w wyniku rewolucji w 1989 r). Trzeciego wyjścia chyba nie ma".
Podkreślił, że większość Ukraińców chce, by ich kraj wszedł do UE. - Chcemy wybrać drogę rozwoju gospodarczego, mentalnego i kulturalnego. Natomiast Janukowycz wybrał inną drogę, do czego miał prawo. Ale w momencie, gdy użył siły wobec ludzi, okazało się, że jest niezdolny do dialogu, jest bandytą, który gnębi innych ludzi - mówił Falkiewicz wyraźnie poruszony.
REKLAMA
- Wyszedłem na Majdan, by walczyć o wolność wyboru dla siebie i dla przyszłych pokoleń. Majdan ma swój fenomen. Każdy człowiek, który tam przyszedł zostawił tam część swojego serca. To jest coś niepowtarzalnego, prawdziwa wspólnota. Widać wielką solidarność - wyjaśniał.
Falkiewicz wspominał 12 grudnia, kiedy oddziały Berkutu szturmowały Majdan. - W tym momencie na placu nie było wielu ludzi, ale gdy to wszystko się zaczęło, kijowianie zaczęli dzwonić jeden do drugiego, a taksówkarze bezpłatnie zwozili ich na Majdan. Dzięki temu w ciągu dwóch godzin zebrało się kilkadziesiąt tysięcy ludzi - powiedział.
Falkiewicz uczestniczył także w protestach na ulicach Kijowa w 2004 roku podczas "Pomarańczowej Rewolucji". - Majdan wtedy i Majdan teraz to najpiękniejsze chwile mojego życia - zapewnia.
Na Ukrainie od listopada trwa kryzys polityczny po odmowie podpisania przez prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, pod naciskiem Rosji, umowy stowarzyszeniowej z UE. Po użyciu siły przez władze początkowo pokojowe protesty zmieniły się w antyrządowe zamieszki z żądaniem dymisji prezydenta.
Zdaniem opozycji dla uregulowania kryzysu należy przywrócić konstytucję w kształcie z 2004 roku, zgodnie z którą na Ukrainie obowiązywał system parlamentarno-prezydencki. W 2010 roku, gdy do władzy doszedł Janukowycz, Trybunał Konstytucyjny uznał, że zmiany ograniczające władzę prezydenta na rzecz parlamentu zostały uchwalone w 2004 roku wbrew procedurom.
REKLAMA
PAP/IAR/agkm
REKLAMA