USA chwalą wybory w Afganistanie. Ilu zostanie tam zachodnich żołnierzy?
- Możemy pochwalić miliony kobiet i mężczyzn afgańskich, którzy poszli do lokali wyborczych w sobotę - powiedział rzecznik Białego Domu Jay Carney.
2014-04-08, 08:26
Tłumaczył, że wybory były ważne, gdyż były w pełni afgańskim procesem: - To Afgańczycy zabezpieczali te wybory, to Afgańczycy je przeprowadzili i - najważniejsze - to Afgańczycy w nich zagłosowali. To ważny krok.
Zapewnił, że USA nie mają "ulubionego kandydata, bo przyszłość Afganistanu należy do Afgańczyków". - Liczymy na konstruktywną współpracę z następca prezydenta Karzaja, ktokolwiek to będzie - dodał.
Powiedzieli "nie" talibom
Wśród amerykańskich komentatorów dominują pozytywne oceny sobotnich wyborów. Dziennik "New York Times" napisał, że "afgańskie wybory przekroczyły oczekiwania", gdyż szacuje się, że wzięło w nich udział aż 60 proc. z 12 milionów uprawnionych do głosowania. Tymczasem przed wyborami zachodni oficjele mówili, że jeśli frekwencja przekroczy 40 proc., będzie to doskonały wynik. Także komentator radia NPR wskazywał, że tak wysoka frekwencja świadczy o tym, że Afgańczycy masowo powiedzieli "nie" talibom, którzy ostrzegali ludzi, by nie zbliżali się do lokali wyborczych.
Były dowódca Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa w Afganistanie (ISAF) gen. John Allen powiedział w wywiadzie dla portalu "Defense One", że wybory to "ogromne osiągnięcie Afgańczyków", a "administracja USA i społeczność międzynarodowa powinny teraz szybko i jednoznacznie zobowiązać się do obecności w tym kraju także po 2014 roku".
Konflikt z Karzajem
Prezydent Hamid Karzaj odmówił podpisania wynegocjowanego już z Kabulem porozumienia z USA o bezpieczeństwie (Bilateral Security Agreement - BSA), które umożliwiłoby pozostawienie w kraju amerykańskich i natowskich sił poza 2014 rok. Sfrustrowany tym faktem Barack Obama zlecił w lutym Pentagonowi przygotowanie planu na ewentualność całkowitego opuszczenia Afganistanu do końca roku. Zapewnił jednak, że jest "otwarty" na pozostawienie ograniczonych sił USA do szkolenia afgańskich służb bezpieczeństwa oraz operacji antyterrorystycznych, jeśli następca Karzaja podpisze BSA.
ENEX/x-news
Zdaniem Allena afgańskie siły bezpieczeństwa ANSF udowodniły, że są gotowe do zapewnienia bezpieczeństwa z pomocą dodatkowych sił z zewnątrz. - Przemoc (podczas wyborów) była niska nie dlatego, że talibowie zostali w domu. Przemoc była niska, ponieważ ANSF wywiązał się ze swych obowiązków. Walczyli jak demony, by powstrzymać talibów od ingerowania w tym być może najważniejszym momencie we współczesnej historii Afganistanu - powiedział.
Ilu zostanie żołnierzy?
Nieoficjalnie mówi się, że w myśl porozumienia BSA w Afganistanie pozostałoby ok. 10 tysięcy żołnierzy USA.
- Nie miejmy złudzeń, że 10 tysiącom żołnierzy w przyszłym roku uda się w pełni ustabilizować Afganistan, skoro nie udało się to 100 tys., którzy tam byli w pewnym momencie - powiedział w piątek na briefingu zorganizowanym przez ośrodek Wilson Center ekspert ds. Azji Michael Krugman. Ale jego zdaniem administracja Obamy chce zostawić tych żołnierzy, "by zademonstrować Afgańczykom i światu, że USA nie zapominają i nie porzucają tego kraju". Utrzymanie nawet skromnych sił pozwoli też na kontynuację międzynarodowej pomocy finansowej na rozwój Afganistanu.
pp/PAP
REKLAMA