Katastrofa samolotu pod Częstochową. Samolot już wcześniej miał problem z silnikiem?

Eksperci Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL), którzy w niedzielę pracowali na miejscu sobotniej katastrofy samolotu piper navajo pod Częstochową, mają m.in. podejrzenia co do sprawności silników maszyny.

2014-07-06, 22:08

Katastrofa samolotu pod Częstochową. Samolot już wcześniej miał problem z silnikiem?

Posłuchaj

Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych: wciąż nie znamy wielu informacji o tym locie (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Wiele elementów świadczy o tym, że silniki samolotu, który rozbił się w Topolowie, nie działały prawidłowo - powiedział Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych

Członkowie PKBWL przez noc oczyszczali wrak samolotu do tzw. stanu technicznego. W niedzielę specjaliści Komisji - przy pomocy m.in. strażaków - rozpoczęli rozbiórkę maszyny. Tego dnia udało się to zrobić w ok. 90. proc. Od wraku zostały też oddzielone najbardziej newralgiczne - według PKBWL - elementy, czyli silniki.
- Mamy podejrzenia, choć to na razie tylko hipotezy, co do sprawności tych silników. - mówił w niedzielę Pussak. Wskazał, że chodzi o 300-konne jednostki napędowe produkcji firmy Lycoming.
Pytany o nieoficjalne informacje, jakoby piper, który uległ katastrofie, miał przed nią problemy z jednym z silników (m.in. problemy z uruchamianiem), Pussak zaznaczył, że "tajemnicą poliszynela jest, że samolot miał już w trakcie transportu ze Stanów Zjednoczonych międzylądowanie na Grenlandii, gdzie były kłopoty z silnikiem".
Ekspert dodał, że "duży zakres zdjęć, które są w posiadaniu Komisji, świadczą o dużym i gęstym zadymieniu tych silników". - To symptom świadczący, że być może coś było z nimi nie tak - wyjaśnił. - Ustawienie łopat śmigła, zniszczenie tych łopat, kątów natarcia tych łopat i stan techniczny silnika sugerują, że Komisja idzie we właściwym kierunku - ocenił.
Teza o przeciążeniu niewykluczona
Pussak odniósł się też do hipotez sugerujących, że do katastrofy mógł przyczynić się ciężar samolotu. - Przy tak wysokich temperaturach, jakie panowały w sobotę i ten element jest brany bardzo poważnie pod uwagę - zaznaczył. Dodał jednak, że PKBWL nie określiła jeszcze ciężaru maszyny w chwili katastrofy.
- Nieszczęście polega m.in. na tym, że część tej dokumentacji znajdowała się na pokładzie, w tym tzw. pokładowy dziennik techniczny, w którym opisywana jest całodzienna historia tego samolotu - zaznaczył Pussak. Dodał, że chodzi o kwestie m.in. ilości tankowanego paliwa (co przekłada się na ciężar), ciężaru skoczków czy spadochronów.
- Obecnie nawet nie wiem, który to był wylot - czy to był pierwszy wylot, czy któryś z kolejnych. Nie znam jeszcze stanu zatankowania tego samolotu pod kątem paliw, smaru, ciężaru do startu itp. Robimy w tej chwili wszystkie starania - to jest rola prokuratury i policji, żeby te wszystkie dokumenty pozyskać - na chwilę obecną nie mam ich jeszcze w posiadaniu - zaznaczył ekspert.
Zderzenie pod dużym kątem
Specjalista Komisji podał też m.in., że ułożenie samolotu w miejscu katastrofy świadczy o tym, że zderzył się on z ziemią pod bardzo dużym kątem pochylenia (ok. 90 stopni w stosunku do osi podłużnej samolotu), a także przechylenia (ok. 70-80 stopni). Wrak uległ mocnemu zniszczeniu: niezależnie od uszkodzeń od uderzenia o ziemię spłonął w ok. 80 proc.
Jeszcze w niedzielę eksperci PKBWL starali się dostać do zdeformowanego kokpitu maszyny, gdzie znajdują się główne elementy, z których część mogła rejestrować rejs tego samolotu i jego parametry. Nie wiadomo też na razie czy katastrofę mogły przetrwać ewentualne nośniki takich danych. W poniedziałek eksperci dokończą rozbiórkę samolotu, zajmą się też kontrolą wszystkich dokumentów - tak technicznych, jak i personelu latającego.
Pussak przypomniał, że PBWL zobligowana jest w ciągu 30 dni podać do publicznej wiadomości tzw. raport wstępny. - W tym okresie jestem zobligowany, by powiadomić społeczeństwo, co zostało zrobione i do jakich wniosków doszliśmy lub jakie zalecenia profilaktyczne poszły w ślad za tym, co odkryliśmy - wskazał wiceszef Komisji. Dodał, że PKBWL nie orzeka o winie, natomiast ma znaleźć przyczynę zdarzenia i wskazać właściwe działania profilaktyczne.
Jak przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie prok. Tomasz Ozimek, ok. godz. 19. oględziny samolotu zostały już tego dnia zakończone.

Śledztwo ws. katastrofy

Śledztwo ws. sobotniej katastrofy samolotu piper navajo pod Częstochową wszczęła w niedzielę częstochowska prokuratura. Główne kierunki postępowania dotyczą możliwości: awarii maszyny, błędu ludzkiego oraz nieprawidłowości przy organizacji lotu.

Jak powiedział Tomasz Ozimek, śledztwo zostało wszczęte "w kierunku przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym".
Jeżeli następstwem takiej katastrofy jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, kodeks karny przewiduje wobec sprawcy karę od dwóch do dwunastu lat więzienia; w przypadku działania nieumyślnego - od pół roku do ośmiu lat więzienia.

REKLAMA

- Trzy wstępnie przyjęte w tym postępowaniu wersje śledcze to: kwestia awarii sprzętu lotniczego, w szczególności silnika lub silników, błąd ludzki, a konkretnie błąd w pilotażu, a także ew. nieprawidłowości w organizacji tego lotu spadochronowego i w ogóle tego, szeroko rozumianego, kursu - wskazał prok. Ozimek.

Samolot nie był zarejestrowany w Polsce

Samolot nie był zarejestrowany w Polsce, a w Stanach Zjednoczonych. Prokuratorzy będą wyjaśniali m.in. kwestię jego badań technicznych. Jeżeli okaże się np., że dokumenty znajdowały się w samolocie i uległy zniszczeniu, konieczne będziemy skorzystanie z pomocy służb amerykańskich.
Wyjaśniając kwestie związane z amerykańskimi oznaczeniami rejestracyjnymi, wiceszef PKBWL mówił w niedzielę, że Komisja jest zobowiązana, by wysłać do swego amerykańskiego odpowiednika informacje o zdarzeniu. W ślad za tym od strony amerykańskiej powinny nadejść dane o rejestracji, a także informacje producenta. - Samolot na amerykańskich znakach może wykonywać loty w polskiej przestrzeni powietrznej, co powinno być zgłoszone do Urzędu Lotnictwa Cywilnego - zaznaczył

Największa katastrofa od lat

W katastrofie, do której doszło w sobotę po południu w Topolowie pod Częstochową, zginęło 11 osób. Na pokładzie samolotu znajdowało się 11 skoczków spadochronowych i pilot.

Jedynego uratowanego mężczyznę, który jest w stanie ciężkim, przewieziono do szpitala w Częstochowie.

REKLAMA

Rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie Beata Marciniak powiedziała, że uratowany został 40-latek. Cały czas był przytomny, utrzymywał kontakt z personelem. Ma urazy m.in. złamanie ręki, złamanie żeber, uszkodzenie kręgosłupa na odcinku lędźwiowym, a także stłuczenie płuc. - Stan pacjenta rannego w wypadku lotniczym pod Częstochową poprawia się - poinformowała Beata Marciniak. 40-letni mężczyzna jest wydolny krążeniowo i oddechowo. - Po porannym obchodzie zapadła decyzja, że pacjent pozostanie na razie na oddziale intensywnej opieki medycznej - wymaga bowiem intensywnego monitorowania obrażeń - relacjonowała Marciniak. Z nieoficjalnych informacji źródeł zbliżonych do służb ratowniczych wynika, że uratowany mężczyzna prawdopodobnie jest m.in. skoczkiem spadochronowym i kaskaderem.

TVN24/x-news

Samolot wystartował w sobotę ok. godz. 16. z podczęstochowskiego lotniska w Rudnikach, rozbił się ok. trzech kilometrów dalej, w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Po katastrofie wrak palił się. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza samolotem znajdowały się trzy osoby, które zdołał wyciągnąć z wraku mieszkający w pobliżu b. strażak.
- Z tych trzech wyciągniętych osób jedna przeżyła - i to na pewno jest jego zasługa - akcentował rzecznik śląskiej straży pożarnej Jarosław Wojtasik.

REKLAMA

TVN24/x-news

Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną wypadku. Na miejsce udali się eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Zarówno strażacy jak i eksperci podkreślają, że to najtragiczniejsza katastrofa samolotu cywilnego, do której doszło w Polsce od wielu lat. 13 listopada 2011 r. w lesie w dzielnicy Miasteczka Śląskiego - Żyglinie, kilka kilometrów od drogi startowej portu lotniczego Katowice w Pyrzowicach rozbił się samolot Cirrus SR22, zginęły wszystkie wówczas cztery osoby - dwie kobiety i dwóch mężczyzn.

IAR, bk

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej