Katastrofa pod Częstochową. Samolot tankowany paliwem samochodowym?

Częstochowska prokuratura bada nowy wątek dotyczący katastrofy lotniczej w Topolowie. Śledczy sprawdzają, czy samolot ze skoczkami spadochronowymi, który miesiąc temu rozbił się tuż po starcie z lotniska w Rudnikach był tankowany właściwym paliwem.

2014-08-05, 13:57

Katastrofa pod Częstochową. Samolot tankowany paliwem samochodowym?
Akcja ratunkowa na miejscu katastrofy samolotu. Foto: x-news.pl, TVN24

Posłuchaj

Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie: zabezpieczyliśmy próbki paliwa (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W tragicznym wypadku zginęło 11 osób.
- Z materiałów zebranych w śledztwie wynika, że szkoła spadochroniarstwa leasingująca rozbity samolot kupowała znaczne ilości paliwa samochodowego - mówi prokurator Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
- Zabezpieczyliśmy na lotnisku próbki z dystrybutorów lotniskowych - wyjaśnia. Wyniki badań z laboratorium poznamy za kilka tygodni.

Śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn katastrofy Pipera Navajo prowadzone jest wielowątkowo. Sprawdzane są trzy wersje: błąd pilota, nieprawidłowości w organizacji lotu oraz problemy techniczne. W sprawie przesłuchano już ponad 20 świadków. Zgromadzono także obszerną dokumentację lotniska w Rudnikach, szkoły spadochroniarstwa oraz firmy leasingującej maszynę.

TVN24/x-news

REKLAMA

Do tej pory ustalono, że jedną z przyczyn katastrofy mógł być niepracujący lewy silnik maszyny. Śledczy mają też wątpliwości co do pracy prawego silnika. Są one badane w specjalistycznym laboratorium.

TVN24/x-news

Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych opublikowała we wtorek wstępny raport po katastrofie. Samolot, który rozbił się pod Topolowem miał wcześniej problemy z lewym silnikiem, których nie udawało się skutecznie rozwiązać.

REKLAMA

Komisja powołuje się na relację jedynego ocalałego z katastrofy świadka, według którego start początkowo przebiegał normalnie, jednak po krótkim czasie dał się wyczuć spadek mocy i brak wznoszenia. W ocenie świadka wysokość w tym momencie wynosiła około 100 m. Pilot w pewnej chwili odwrócił się do osób znajdujących się na pokładzie i zawołał: "Lądowanie awaryjne!". Pasażerowie przyjęli odpowiednią pozycję (przypominającą embrionalną), zaraz potem nastąpił przechył maszyny i uderzenie.
Zgodnie z ustaleniami Komisji o godz. 16.11 po przebyciu ok. 4,2 km od progu pasa startowego samolot przy znacznym kącie pochylenia i przechylenia uderzył końcówką lewego skrzydła w konar starej jabłoni, odłamując go. Odłamaniu uległa także końcówka lewego skrzydła z lotką. Maszyna uderzyła potem w ziemię lewym silnikiem, przodem kadłuba i prawym silnikiem.
Wskutek uderzenia oderwane zostały oba śmigła (prawe śmigło znaleziono potem w położeniu, w jakie podczas lotu powinno ustawiać się śmigło niepracującego silnika, aby nie stawiać oporu). Oderwane zostały też mocowania skrzydeł do kadłuba. Samolot upadł na brzuch, obracając się przy tym w lewo i przemieszczając na ziemi. Po dalszych uszkodzeniach, ostatecznie zatrzymał się na prawym boku, tak że drzwi wejściowe znalazły się u góry.
Po katastrofie z uszkodzonych zbiorników w skrzydłach wyciekła duża ilość paliwa. Wkrótce pojawił się pożar, który w różnych częściach objął skrzydła i silniki, a także kadłub - prócz jego tylnej części.

W katastrofie zginęło 11 osób, a jedna ocalała.

IAR, bk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej