Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie przeszukań we "Wprost"
Prokuratura z Łomży sprawdza, czy prokuratorzy z Warszawy nie przekroczyli uprawnień i nie dopełnili obowiązków "w zakresie żądania wydania rzeczy" w redakcji tygodnika "Wprost".
2014-08-07, 13:49
Posłuchaj
Podstawą wszczęcia postępowania były dwa  zawiadomienia od osób prywatnych. Z Prokuratury Generalnej  trafiły one do Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, a ta zdecydowała o  przekazaniu zawiadomień do prokuratury w Łomży, gdzie wszczęto  śledztwo.
- Wykonywane są czynności w celu weryfikacji tego  zdarzenia i ustalenia jego okoliczności - poinformował zastępca szefa łomżyńskiej prokuratury Bogusław Dereszewski. Dodał, że  jedna z osób składających zawiadomienie została już przesłuchana.
Niedawno  Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga - która prowadzi śledztwo ws.  nielegalnych podsłuchów - informowała o wyłączeniu z tego śledztwa i  przekazaniu innej prokuraturze materiałów dotyczących oceny działań  prokuratorów i funkcjonariuszy ABW w redakcji "Wprost". Jak dowiedziała  się PAP, do łomżyńskiej prokuratury nie dotarły na razie te materiały  wyłączone z głównego śledztwa.
Wyłączono z niego także materiały  dotyczące wtargnięcia do pomieszczenia redaktora naczelnego tygodnika i  przerwania prowadzonych tam czynności przeszukania i fizycznego  odebrania nośników z nagraniami. Trzecim wyłączonym wątkiem jest ocena  działania policji na miejscu zdarzeń - według praskiej prokuratury  funkcjonariusze nie zabezpieczyli właściwie tej czynności prokuratorów.  Na razie nie wiadomo, która prokuratura zajmie się tymi wątkami.
<<<Funkcjonariusze ABW w siedzibie tygodnika "Wprost". Latkowski: to bandytyzm>>>
Prokuratorzy  wraz z funkcjonariuszami ABW weszli do "Wprost" 18 czerwca, w ramach  śledztwa dotyczącego nielegalnego podsłuchiwania m.in. polityków.  Zażądano wydania nośników z nagraniami. Redakcja odmówiła, w związku z  czym prokuratura zarządziła przeszukanie. Odstąpiono od tych działań po  szamotaninie i wtargnięciu do gabinetu naczelnego osób postronnych.  Naczelny "Wprost" zapowiedział, że redakcja przekaże prokuratorom nośnik  z nagraniem, gdy tylko upewni się, że nie naraża to źródła informacji.  Stało się to po kilku dniach.
Po tym prokuratura podawała, że  dążyła do "ugodowego przejęcia nośnika" w gabinecie naczelnego "Wprost".  Także ABW oświadczyła po przeprowadzeniu wewnętrznej kontroli, że jej  funkcjonariusze działali zgodnie z prawem i nie przekroczyli swoich  uprawnień.
W lipcu warszawski sąd nie uwzględnił zażaleń "Wprost"  na działania prokuratury. Sąd uznał, że redakcja miała obowiązek wydać  żądane przedmioty. Ocenił też, że treść protokołu przeszukania nie  wskazuje na złamanie przez prowadzących czynności przepisów bądź  konstytucji. - Wręcz przeciwnie, zastrzeżenia można mieć do postępowania  samego skarżącego i dziennikarzy "Wprost", którzy swoim zachowaniem  utrudniali i ostatecznie uniemożliwili prokuratorom i funkcjonariuszom  ABW dalsze prowadzenie czynności procesowej - zaznaczyła sędzia.
AFERA TAŚMOWA W POLSKIM RZĄDZIE - czytaj więcej >>>
Jan Kulczyk w prokuraturze
W związku z aferą taśmową, jeden z najbogatszych Polaków został wezwany do prokuratury jako świadek. To echa rozmowy  Romana Giertycha i dziennikarza Piotra Nisztora. Informację potwierdził  IAR rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Przemysław Nowak.    
Jan Kulczyk został uznany za poszkodowanego. Śledczy chcą ustalić,  czy wobec Jana Kulczyka stosowano "bezprawne groźby". Miały one polegać  na "rozgłaszaniu wiadomości uwłaczającej czci". 
Według "Wprost", do rozmowy Giertycha z Nisztorem miało dojść trzy  lata temu w kancelarii adwokata. Podczas spotkania Giertych miał złożyć  propozycję wykupienia książki Nisztora o Janie Kulczyku. W publikacji,  która ostatecznie się nie ukazała, miały znaleźć się informacje  kompromitujące najbogatszego Polaka.
Informacje te mają pochodzić z nagrań zrobionych bez wiedzy Giertycha.
<<<Nowe taśmy "Wprost". Giertych zamierzał szantażować biznesmenów?>>>
PAP/IAR/iz