Redaktor naczelny "Wprost" przekazał prokuraturze pendrive'a z dokumentami ws. WSI
Według Sylwestra Latkowskiego na nośniku są pliki z tajnymi dokumentami, które były podstawą opracowania aneksu do raportu Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI).
2014-08-20, 14:14
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Przemysław Nowak,  potwierdził, że śledczy otrzymali pendrive. - W pierwszej kolejności  będziemy starali się zweryfikować, czy to rzeczywiście są informacje  niejawne o klauzuli "ściśle tajne" - wyjaśnił. Dodał, że jeśli by się to  potwierdziło, w dalszej kolejności śledczy będą zmierzać do ustalenia,  kto i kiedy ujawnił te dokumenty.
Śledztwo  w sprawie wycieku na przełomie lipca i sierpnia br. ściśle tajnych dokumentów będących podstawą stworzenia tzw. aneksu  do raportu z weryfikacji WSI warszawska prokuratura  wszczęła w poniedziałek. 
Tego dnia tygodnik "Wprost"  podał, że tajne materiały wyciekły z  kierowanej przez Antoniego  Macierewicza Komisji Weryfikacyjnej WSI.  47 stron opatrzonych  adnotacjami "ściśle tajne" i "egzemplarz  pojedynczy", miało trafić do  redakcji dwa tygodnie temu.
"Mam nadzieję, że dziennikarze nie usłyszą zarzutów"
W środę redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski oraz dziennikarz tygodnika Michał Majewski zostali przesłuchani w charakterze świadków. - Złożyłem, myślę, że dość obszerne zeznanie, jeśli chodzi o to,  w jakiej formie to uzyskaliśmy, ale od razu musiałem zastrzec, że  chronimy źródło i nasz informator będzie chroniony - powiedział Latkowski. 
Przed  wejściem do prokuratury Latkowski oznajmił, że ma nadzieję, iż prokuratura  nie będzie stawiać zarzutów dziennikarzom. Śledztwo jest bowiem  prowadzone w oparciu o art. 265 kodeksu karnego, który w paragrafie 1.  stanowi: "Kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje  stanowiące tajemnicę państwową, podlega karze pozbawienia wolności od 3  miesięcy do lat 5".
- Ja mam nadzieję, że żadnych zarzutów, ani  ja, ani Michał Majewski, ani inni dziennikarze, którzy są autorami  tekstów w tygodniku "Wprost", nie dostaną, bo niby za co? Za to, że od  siedmiu lat służby państwa polskiego nie są w stanie upilnować  dokumentów? Tajnych, najtajniejszych, które ponoć są w jednym  egzemplarzu - skomentował. Powtórzył, że przeciek  dokumentów nastąpił w 2007 roku. - Mamy na to konkretne  dowody. Ten przeciek nie nastąpił teraz - oświadczył.
"Nazwisko Komorowskiego pojawia się trzy razy"
Według "Wprost" w 2007 roku na  podstawie dokumentów, które przedstawiciel redakcji dostarczył do prokuratury miał być stworzony aneks do raportu z  weryfikacji WSI. Aneks został przekazany ówczesnemu prezydentowi Lechowi  Kaczyńskiemu, który nie zdecydował się na jego ujawnienie. Dokument  spoczywa w kancelarii tajnej Kancelarii Prezydenta RP i również  Bronisław Komorowski nie korzysta z prawa do jego ujawnienia.
Jak napisał tygodnik z dokumentów wynika m.in., że autorzy aneksu do raportu  WSI zbierali informacje mające obciążyć Komorowskiego. W  dokumentach nazwisko prezydenta ma się pojawiać trzykrotnie. Według  "Wprost" weryfikatorzy przypisywali mu, że patronował podejrzanej  fundacji, która wyłudzała pieniądze Wojskowej Akademii Technicznej,  używał materiałów WSI do niszczenia podwładnych i wreszcie - że miał  kontakty z międzynarodowymi handlarzami bronią.
Joanna  Trzaska-Wieczorek z Kancelarii Prezydenta powiedziała w poniedziałek, że ujawnienie tajnych informacji jest "kolejnym skandalem w tzw.  sprawie raportu WSI i należy oczekiwać, że prokuratura tym razem, w  przeciwieństwie do wcześniejszych skandali związanych z raportem,  podejmie odpowiednie działania".
Zdaniem Macierewicza autorzy artykułu "nie mają w ogóle pojęcia na temat  tego, czym w rzeczywistości jest aneks i jaka jest prawdziwa zawartość  tego dokumentu". W jego opinii autorzy nie mieli dostępu do materiałów  aneksu i dokumentów komisji weryfikacyjnej.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk