Śledztwo ws. działań ABW w redakcji „Wprost”. Przesłuchania prokuratorów i funkcjonariuszy
Prokuratorzy i funkcjonariusze ABW, którzy przeprowadzali czynności w siedzibie tygodnika "Wprost", zostali przesłuchani jako świadkowie w śledztwie prowadzonym przez łódzką prokuraturę okręgową. Wkrótce mają zostać przesłuchane osoby związane z tygodnikiem.
2014-10-14, 11:43
Śledztwo prowadzone jest w sprawie naruszenia nietykalności oraz stosowania przemocy wobec prokuratorów i funkcjonariuszy ABW w redakcji tygodnika "Wprost".
Prokuratura zabezpieczyła film, który ABW nagrywała w siedzibie "Wprost" oraz materiały filmowe z zapisem tych wydarzeń, zwłaszcza udostępnione przez poszczególne media na ich stronach internetowych. - W najbliższym czasie przesłuchane zostaną osoby związane z redakcją tygodnika - zapowiedział Kopania.
AFERA TAŚMOWA W POLSKIM RZĄDZIE - czytaj więcej >>>
Doszło do stosowania przemocy?
Dodał, że zarówno w tym śledztwie, jak i w drugim prowadzonym przez łódzką prokuraturę, a dotyczącym niedopełnienia obowiązków przez policjantów przy zabezpieczeniu działań śledczych w siedzibie tygodnika, prokuratura w najbliższym czasie zamierza przesłuchać też policjantów biorących udział w tych wydarzeniach.
Śledczy nie ujawniają treści zeznań, zasłaniając się dobrem postępowania. Dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Jedno ze śledztw dotyczy przede wszystkim stosowania przemocy w celu zmuszenia funkcjonariuszy publicznych do zaniechania czynności przeszukania i zabezpieczenia dowodów przestępstwa i ewentualnego naruszenia ich nietykalności cielesnej.
Drugie śledztwo wszczęto w sprawie ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji biorących udział w zabezpieczeniu działań podejmowanych przez prokuratorów i funkcjonariuszy ABW.
Afera podsłuchowa
Prokuratorzy wraz z funkcjonariuszami ABW weszli do "Wprost" w ramach śledztwa dotyczącego nielegalnego podsłuchiwania m.in. polityków. Zażądano wydania nośników z nagraniami. Redakcja odmówiła, w związku z czym prokuratura zarządziła przeszukanie. Odstąpiono od tych działań po szamotaninie i wtargnięciu do gabinetu naczelnego osób postronnych. Naczelny "Wprost" zapowiedział, że redakcja przekaże prokuratorom nośnik z nagraniem, gdy tylko upewni się, że nie naraża to źródła informacji. Stało się to po kilku dniach.
Po tym prokuratura podawała, że dążyła do "ugodowego przejęcia nośnika" w gabinecie naczelnego "Wprost". Także ABW oświadczyła po przeprowadzeniu wewnętrznej kontroli, że jej funkcjonariusze działali zgodnie z prawem i nie przekroczyli swoich uprawnień.
„Utrudniali śledztwo”
W lipcu warszawski sąd nie uwzględnił zażaleń "Wprost" na działania prokuratury. Sąd uznał, że redakcja miała obowiązek wydać żądane przedmioty. Ocenił też, że treść protokołu przeszukania nie wskazuje na złamanie przez prowadzących czynności przepisów bądź konstytucji. - Wręcz przeciwnie, zastrzeżenia można mieć do postępowania samego skarżącego i dziennikarzy „Wprost”, którzy swoim zachowaniem utrudniali i ostatecznie uniemożliwili prokuratorom i funkcjonariuszom ABW dalsze prowadzenie czynności procesowej - zaznaczyła wówczas sędzia.
FILM: - W grudniu zeszłego roku weszliśmy do Składów Węgla jako inwestorzy. I wtedy się zaczęły problemy. W dniu promocji zatrzymano 10 osób ze Składów Węgla, a zarzuty, które im postawiono są śmieszne. Główne kierownictwo do dzisiaj siedzi w areszcie - powiedział Marek Falenta, biznesmen, główny podejrzany o zlecanie nagrań w aferze podsłuchowej. Tłumaczył, że od tamtej pory nie udziela już informacji oficerom służb specjalnych, którzy kontaktowali się z nim od 10 lat. - Po tej aferze próbowali się ze mną skontaktować i odmówiłem wszelkich kontaktów. Nie będę udzielał już nawet prostych odpowiedzi na pytania - stwierdził Falenta.
TVN24/x-news
pp/PAP
REKLAMA
REKLAMA